– Dzień dobry, czy pani wie, że Bóg panią kocha? Teraz, dzisiaj, zawsze! Jesteś Jego ukochanym dzieckiem – zaczynają rozmowę i błogosławią wszystkim. Także tym, którzy głośno trzaskają drzwiami.
W charakterystycznych czerwonych koszulkach i bluzach w wigilię Niedzieli Miłosierdzia ewangelizatorzy przemierzają jedno ze szczecineckich osiedli. Idą mówić ludziom o miłości – tej prawdziwej, największej – Bożej.
Mimo odrzucenia
Chodzą dwójkami, czasami we troje. Uzbrojeni w Pismo Święte i obrazki „Jezu, ufam Tobie!”. Z proboszczowskim błogosławieństwem i pomocą św. Jana Pawła II. Jego relikwie ucałowali przed wyjściem z kościoła. Westchnęli do tego, który równo 11 lat temu, nawet umierając, dał lekcję, jak głosić światu Dobrą Nowinę. Ania i Ala to doświadczone ewangelizatorki. Pan Bóg posyłał je już w trudne miejsca, dotknięte ludzką biedą, patologią, beznadzieją. Schludne, miejskie osiedle wydaje się przy tym łatwizną. Kolejne głośno zatrzaskujące się drzwi od góry do dołu klatki to jednak wyzwanie. Mieszkańcy są zajęci: gotują obiad, sprzątają, podejmują gości, spieszą się na zakupy.
Czasami nie zadają sobie trudu uzasadniania trzaśnięcia drzwiami. – Bóg cię kocha! – Ania zapewnia kobietę, który ukryła się za szybko zamykającymi się drzwiami, a swoją niechęć do rozmowy przypieczętowała przekręconym w zamku kluczem. Wracając z górnego piętra jeszcze raz zatrzymuje się przy tym numerze i wsuwa obrazek. – Tam jest Koronka do Bożego Miłosierdzia. Może się przydać – mówi. Przed trzecią klatką odmawiają dziesiątkę koronki i… następne mieszkanie stoi przed nimi otworem. Długo rozmawiają ze starszym małżeństwem, potem razem z nimi się modlą. Proszą za dziećmi i wnukami, dla siebie co najwyżej, żeby Pan Bóg dał zdrowie i siły. Za to młoda kobieta z dzieckiem na ręku rozmawiać nie chce. Ale nie trzaska drzwiami. – Bóg zabrał mi mamę – ucina ewangelizatorski zapał. Ania i Ala są przygotowane nawet na tak „ciężki kaliber”. Nie szukają wielkich słów. Idą do ludzi z kerygmatem i z osobistym doświadczeniem Bożej miłości. Po kilku słowach są już w mieszkaniu i długo, długo rozmawiają z Agnieszką o jej zranieniach, o problemach, o wybaczeniu ojcu, który się jej wyrzekł, o godności dziecka Bożego. Potem modlą się nad nią i jej córeczką. – Nawet dla tej jednej dziewczyny warto było wspinać się po tych wszystkich piętrach – cieszy się Ania.
Nie da się nie głosić
Za to przed Basią i Anetą niemal wszystkie drzwi stawały otworem. – Nie liczyłyśmy, bo przecież to nie o ilość chodzi, ale to było wiele pięknych spotkań – mówią dziewczyny. – Modliłyśmy się, prosiłyśmy za nimi, ale najbardziej uderzające było to, że wiele z tych osób mówiło nam, że po raz pierwszy ktoś im zaproponował, żeby głośno, swoimi ustami wypowiedziały słowa zawierzenia swojego życia Panu Jezusowi – dodaje Basia, jeszcze pełna emocji.
Na osiedle ewangelizatorów posłał ks. Dariusz Rataj, proboszcz szczecineckiej parafii Miłosierdzia Bożego. Żeby spróbowali przede wszystkim dotrzeć tam, gdzie ksiądz nie dotrze. Ale i umocnili tych, którzy znają drogę do kościoła. Jednych i drugich zaprasza na parafialny odpust w Święto Miłosierdzia. – To zaproszenie, okazja do usłyszenia o nieskończonej miłości Boga także dla tych, których nie ma w kościele, albo pojawiają się tam nieczęsto. Kto z nich na to zaproszenie odpowie – nie wiem, to ich decyzja, ale my chcemy im przypomnieć o tym, że Pan Bóg na nich czeka, że Kościół się za nich modli – tłumaczy duszpasterz.
Dla szczecineckich ewangelizatorów taka akcja to nowość. Zaledwie miesiąc wcześniej przeszli chrzest bojowy w Słupsku. Teraz przyjaciele ze słupskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji przyjechali z pomocą do nich. – Na początku bardzo się bałam. Przede wszystkim po ludzku… odrzucenia. Ale początek mieliśmy dobry i przyjęto nas w pierwszym mieszkaniu, do którego zastukaliśmy. Bałam się, że nie będę wiedzieć, co powiedzieć, zabraknie mi słów, ale jakoś samo poszło. Kobieta, z którą rozmawialiśmy, mówiła, że jest wierząca, że jeździ na pielgrzymki, chodzi do kościoła, ale nic nie czuje, nie doświadcza Boga żywego. Więc podzieliłam się z nią swoim świadectwem – Edyta opowiada o słupskich doświadczeniach. Dla niej wszystko, czego doświadcza jest świeże, nowe.
– 25 lat nie chodziłam do kościoła. Wróciłam przed dwoma laty. Jezus tak zmienił moje życie, że nie mogę nie dzielić się tą radością, mocą i nadzieją, którą mi daje – opowiada. Pan zawołał ją do siebie w najtrudniejszym momencie, po tragicznej śmierci męża. – Bóg obdarzał mnie łaskami w każdej chwili, przytulał mnie do siebie mocno i stawiał dobrych ludzi na drodze. Kiedy pierwszy raz po tak długim czasie poszłam do spowiedzi zobaczyłam Bożą miłość w oczach udzielającego mi sakramentu księdza. Doznałam tak wielkiego miłosierdzia, że nie mogę nie mówić o tym innym, zwłaszcza, że ludzie tak bardzo go potrzebują – wyjaśnia Edyta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.