W obliczu wielkiej Miłości

O zjawisku śmierci klinicznej, życiu po życiu i sceptycyzmie wobec własnego sceptycyzmu z bioetykiem ks. dr. Janem Kaczkowskim rozmawia Jan Hlebowicz.

Reklama

Jan Hlebowicz: Co mówi nauka Kościoła o śmierci klinicznej?


Ks. dr Jan Kaczkowski: W poważnych źródłach z zakresu teologii moralnej i eschatologii nie spotkałem bezpośredniego odniesienia do tak zwanego zagadnienia śmierci klinicznej. Współczesna medycyna, także w sensie ściśle naukowym, nie mówi o niej. Potocznie rozumie się ją jako działania terapeutyczne od momentu rozpoczęcia reanimacji do chwili, kiedy zostały przywrócone – lub nie – funkcje krążeniowo-oddechowe. To jest ten moment, kiedy podejmujemy działania terapeutyczne, a klinicznie jeszcze nie stwierdziliśmy śmierci pacjenta.


Istnieje wiele relacji osób, które przeżyły śmierć kliniczną i doświadczyły „życia po życiu”. Jak należy traktować takie opowieści? 


Wizje, których doświadczają osoby podczas śmierci klinicznej, w większości można wytłumaczyć naukowo. Uczucie podążania ku światłu w tunelu porównuje się do odczuć pilotów myśliwców. Podobno w wyniku przeciążeń, kiedy krew odpływa z mózgu, doświadczają oni stanu błogiego szczęścia. Ponadto każdy znalazł się w sytuacji, w której groziło mu jakieś niezwykłe niebezpieczeństwo i całe życie stanęło przed oczyma...


Jest więc Ksiądz sceptyczny…


Tak, a jednocześnie, cytując
ks. prof. Tomáša Halíka, staram się być także sceptyczny wobec własnego sceptycyzmu. To pozwala mi sądzić, że powtarzalność zjawisk zwanych w medycynie „near death experience”, co można przetłumaczyć jako „doświadczenia z pogranicza śmierci”, nie jest przypadkiem.
Codzienna praca z osobami umierającymi rozwiewa część wątpliwości? 
Moje doświadczenie towarzyszenia umierającym, którzy nader często w agonii widzą dawno zmarłe osoby, a nawet z nimi rozmawiają, każe mi nie wątpić w istnienie rzeczywistości nadprzyrodzonej. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że dzieje się tak bez względu na kontekst kulturowo-religijny i że częstotliwość tego zjawiska zdecydowanie przekracza możliwość zwykłego przypadku.


Zetknął się Ksiądz z osobami, które wprost mówiły o przejściu na „drugą stronę” i uczuciu obecności Boga?


Raz tylko spotkałem człowieka, który opowiadał mi o swoim doświadczeniu z tamtej strony. Był to dojrzały mężczyzna, niezwykle stabilny psychicznie, chirurg. Przywołuję to świadectwo, gdyż powierzchowność tego człowieka absolutnie nie zdradzała głębokiej religijności. Przeżył ciężki wypadek, nie było tunelu, lecz świadomość bycia wobec ogromnej Miłości. Miłość ta była osobnością. 


Pacjent zachował pełną samoświadomość?


Zdecydowanie tak. Z jego relacji wynikało, że następnie wziął udział w rodzaju sądu. Polegał on na moralnym przechodzeniu przez kręgi, które mój rozmówca odczytywał jako Dziesięć Przykazań Bożych. Tam, gdzie, jak sam mówił, „narozrabiał”, cierpienie się wzmagało. Wspominał także o obecności Matki Bożej, którą widział symbolicznie jako zarys postaci kobiecej spowitej w chustę. Gdy była przy nim, było cudownie, gdy oddalała się – strasznie.


To niezwykle teologiczna wizja…


Wszak Pan Bóg będzie nas sądził przez nasze dobrze ukształtowane sumienie. A my całe życie z ufnością wołamy: „Święta Maryjo, módl się za mną, grzesznym”. Zwłaszcza w godzinę mojej 
śmierci.


«« | « | 1 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama