Pokuta po spowiedzi powinna być iskrą, która daje początek lepszemu życiu. Zadośćuczynienie to naprawienie krzywdy wyrządzonej grzechem. Nie jest ona tylko naszym działaniem. W najgłębszym sensie naszym zadośćuczynieniem jest Chrystus.
Często używamy zamiennie słów „zadośćuczynienie” oraz „pokuta”. Nie popełniamy błędu, te słowa są bliskoznaczne, ale nie jednoznaczne. Słowo „pokuta” ma szersze i głębsze znaczenie. Oznacza wszelkie działania wynikające z nawrócenia, czyli zarówno wewnętrzną przemianę (metanoię), jak i „czynienie pokuty”, czyli podejmowanie konkretnych uczynków, wysiłków ascetycznych zmierzających do odejścia od grzechu i stawania się świętym. Słowo „zadośćuczynienie” ma znaczenie bardziej prawne, „techniczne”.
Odwołuje się do sprawiedliwości, która domaga się naprawienia krzywdy, wyrównania szkody, przywrócenia naruszonego porządku. Można powiedzieć, że pokuta obejmuje także zadośćuczynienie. Często słowem „pokuta” określamy tylko to, do czego zobowiązał nas spowiednik w konfesjonale. Mówimy popularnie „ksiądz zadał mi pokutę”. To nie jest błędne, jeśli nie zapominamy o tym głębszym i szerszym znaczeniu słowa „pokuta”. Mówiąc o piątym warunku dobrej spowiedzi, mamy na myśli zarówno zadośćuczynienie (naprawę krzywdy), jak i pokutę w szerokim znaczeniu. Chodzi o przemianę serca oraz podjęcie konkretnych czynów pokutnych. Krótko tylko wspomnę, że w początkach Kościoła kolejność była inna. A mianowicie, po wyznaniu grzechów biskup nakładał publiczną pokutę trwającą nieraz kilka lat. Dopiero po jej odprawieniu grzesznik otrzymywał rozgrzeszenie i mógł uczestniczyć w Eucharystii. Praktyki pokutne były bardzo rozbudowane. Pokutnicy stanowili rodzaj osobnego stanu w Kościele.
Z czasem akcent przesunął się na bardziej indywidualną formę pokuty. Około X w. przyjęła się jako obowiązująca zasada, że po wyznaniu grzechów kapłan udziela rozgrzeszenia i po nim nakłada pokutę. Zadośćuczynienie po spowiedzi zawiera w sobie dwa elementy: zadośćuczynienie Bogu oraz bliźniemu. Sakramentalne rozgrzeszenie przywraca jedność człowieka z Bogiem i Kościołem, nie likwiduje jednak automatycznie wszystkich skutków grzechu. Nawrócony grzesznik powinien podjąć dzieło naprawy.
trudna Rehabilitacja
Zacznijmy od bliźnich. Każdy grzech w szerokim sensie szkodzi bliźniemu, ma wymiar społeczny, bo żyjemy zawsze w jakiejś wspólnocie (rodzina, Kościół, naród, praca, szkoła itd.). Niektóre grzechy uderzają wprost w drugiego, wyrządzają mu konkretną krzywdę materialną lub moralną. Należy wtedy zrobić wszystko, co możliwe, aby ją naprawić. Jeśli kogoś okradłem, muszę oddać skradzione rzeczy (restytucja). Jeśli ktoś ukradł albo zniszczył jakąś własność społeczną, ma również taki obowiązek. W pewnych okolicznościach można to zrobić w sposób zastępczy, czyli równowartość skradzionej rzeczy przeznaczyć na cel dobroczynny.
Istnieje również obowiązek wynagrodzenia szkody moralnej. Jeśli ktoś został przeze mnie oczerniony, należy odwołać pomówienie. Jeśli miałem z kimś kłótnię i poraniłem mocnymi słowami, trzeba porozmawiać i przeprosić. Jeśli popełniłem plagiat, muszę się do tego przyznać itd. Tego wymaga zwyczajna sprawiedliwość. Nie jest więc nigdy tak, że skoro się wyspowiadałem, to znaczy, że oddałem wszystko Bogu i nie muszę się już troszczyć o naprawienie relacji z bliźnimi. Nawet jeśli ksiądz nie zwróci na to uwagi w konfesjonale, taki obowiązek istnieje.
Powiedzmy też wyraźnie, że pewne szkody są trudne albo niemożliwe do naprawienia. Jak naprawić zło wyrządzone małżonkowi przez zdradę? Jak zadośćuczynić po aborcji? W takich sytuacjach nie chodzi tylko o jakiś jednorazowy czyn, ale o zasadniczą przemianę życia. Nie jest możliwe ustalenie jakiejś taryfy czynów pokutnych za poszczególne przewinienia. Choć niegdyś próbowano coś takiego robić w Kościele; w średniowieczu powstawały tzw. księgi pokutne. Ważne jest to, że pokutnik podejmuje wysiłek adekwatny do skali wyrządzonego zła. Robi wszystko, co w danych okolicznościach jest możliwe. Jak zawsze kierując się nie tylko gorliwością, ale i roztropnością. W trudniejszych do oceny sytuacjach warto poradzić się doświadczonego spowiednika.
Sprawy po ludzku nie do naprawienia pokazują, że logika czystej sprawiedliwości to za mało. Konieczne jest odwołanie się do Bożego i ludzkiego miłosierdzia. Grzech rani także samego grzesznika. Ta rana zostaje zaleczona łaską Bożą w sakramencie pokuty, nie oznacza jednak odzyskania pełni sił duchowych. Po ciężkich grzechach zostają w człowieku ich konsekwencje, które dają o sobie znać. Kto spowiada się z jakiegoś nałogu, powinien podjąć walkę o pełną wolność od uzależnienia. To na ogół długi proces leczenia albo – mówiąc precyzyjniej – rekonwalescencji czy rehabilitacji. Kto miał złamaną nogę, ten doskonale wie, że zrośnięcie się kości to jeszcze nie wszystko. Proces odzyskiwania pełnej sprawności to nieraz długie miesiące monotonnych ćwiczeń i zabiegów. W życiu duchowym bywa podobnie. Ważne jest, by wejść na drogę pokuty czy ascezy i być konsekwentnym.
Jak zadośćuczynić Bogu?
Grzech jest niesprawiedliwością wyrządzoną samemu Bogu. W każdym grzechu jest coś z tego, że marnotrawię dar otrzymany od Boga, odwracam się od Niego, depczę Jego miłość. Jak można Mu to wynagrodzić? W przypowieści o nielitościwym dłużniku jej bohater był winien panu 10 tys. talentów. To jest suma niewyobrażalnie duża. Jeden talent to miara ok. 40 kg srebra (1 talent = 6000 denarów). Bibliści wyliczyli, że roczny dochód Heroda wynosił ok. 900 talentów. Nikt nie był w stanie oddać takiej sumy. To znaczy, że nie potrafimy zadośćuczynić Bogu na zasadzie sprawiedliwości. Za nasz grzech zapłacił na krzyżu Jezus Chrystus. On wziął na siebie nasze długi, czyli wszelką karę za grzechy, wszelkie jego konsekwencje.
Krzyż jest spotkaniem sprawiedliwości i miłosierdzia. Spojrzenie na krzyż Chrystusa uświadamia nam, jak cenna jest krew przelana dla naszego zbawienia. Wielkość Bożego miłosierdzia nie może nas prowadzić do postawy nieprzejmowania się grzechem. W przypowieści dłużnik okazuje się człowiekiem bez serca. Nie potrafił darować bliźniemu 100 denarów, czyli mikroskopijnego długu. Ogromna dobroć pana nie skłoniła go nawet do małego gestu dobroci, przebaczenia. To, czego nie zrobił nielitościwy dłużnik, można uznać za symbol niezbędnej pokuty. Innymi słowy, w naszą świętość Bóg inwestuje 10 tys. talentów, my zaledwie 100 denarów. Ale ten nasz udział jest niezbędny.
Tu nie chodzi o logikę czystej sprawiedliwości. Tu chodzi o miłość. Mój grzech zostaje przebaczony mocą miłości Jezusa, mocą Jego krwi przelanej na krzyżu. Ja sam z siebie nie jestem w stanie dodać do tej miłości – ze swego wiele – prawie nic. Ale Boże przebaczenie zawiera w sobie wezwanie: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6,36), „Miłujcie się wzajemnie tak, jak Ja was umiłowałem” (J 13,34). O tym mówi słynne zdanie św. Augustyna – „Kochaj i rób, co chcesz”.
Grozi nam jednak niebezpieczeństwo, przed którym ostrzega Adrienne von Speyr. Zwraca uwagę, że sakrament pokuty „nie może w nas rodzić zobojętnienia na grzech, w następstwie którego »kochaj i rób, co chcesz«, stosowalibyśmy w opacznym, przewrotnym sensie, dla siebie zachowując »rób, co chcesz«, a Bogu pozostawiając »kochaj«. Temu Bogu, który będzie nam ciągle przebaczał, niezależnie od jakości naszego postępowania. Spowiedź stanowi pewne zobowiązanie, mające odniesienie do Krzyża. Ponieważ od Krzyża wyszła, do niego też prowadzi. Dlatego domaga się w nas i wytwarza postawę zmierzającą do coraz większego upodobnienia się do Pana”.
Katechizm zwraca uwagę, że nasze wysiłki pokutne zawsze są zasilane Bożą miłością, na którą człowiek się otwiera. Jak mówimy, człowiek współpracuje z łaską. „Zadośćuczynienie, które spłacamy za nasze grzechy, nie jest do tego stopnia »nasze«, by nie było dokonane dzięki Jezusowi Chrystusowi. Sami z siebie nic bowiem nie możemy uczynić, ale »wszystko możemy w Tym, który nas umacnia« (Flp 4,13). W ten sposób człowiek niczego nie ma, z czego mógłby się chlubić, lecz cała nasza »chluba« jest w Chrystusie... w którym czynimy zadośćuczynienie, »wydając owoce godne nawrócenia« (Łk 3,8), mające moc z Niego, przez Niego ofiarowane Ojcu i dzięki Niemu przyjęte przez Ojca” (KKK 1460).
Ale konkretnie to co i jak? Ostatni warunek dobrej spowiedzi obejmuje dwa elementy. Pierwszy to czyn, a częściej modlitwa, do której zobowiązuje spowiednik. Drugi to czyn lub modlitwa pokutna, które podejmuje z własnej inicjatywy penitent. Księża (sam uderzam się w piersi) nie zawsze „trafią” z pokutą. Spowiednicy traktują pokutę schematycznie. Co, dodajmy gwoli sprawiedliwości, bywa reakcją na „formułkową” spowiedź. Penitent dla swojego dobra i chwały Bożej powinien zadać sobie trud uzupełnienia pokuty zadanej przez spowiednika, zwłaszcza jeśli czuje, że ta ze spowiedzi jest za mała. Owszem, może zdarzyć się, że pokuta jest za ciężka, choć mam wrażenie, że dziś to niezmiernie rzadkie sytuacje. Katechizm Kościoła podpowiada, że „pokuta powinna uwzględniać sytuację osobistą penitenta i mieć na celu jego duchowe dobro. O ile to możliwe, powinna odpowiadać ciężarowi i naturze popełnionych grzechów. Może nią być modlitwa, jakaś ofiara, dzieło miłosierdzia, służba bliźniemu, dobrowolne wyrzeczenie, cierpienie, a zwłaszcza cierpliwa akceptacja krzyża, który musimy dźwigać”.
Pokuta nie musi być odprawiona natychmiast po spowiedzi. Można iść do Komunii przed jej odprawieniem, ale na pewno nie należy z nią zwlekać. Bo może się okazać, że odprawiamy ją na szybko dopiero przed następną spowiedzią. A to byłoby bez sensu. Pokuta po spowiedzi jest sprawdzianem, na ile szczere było nasze postanowienie poprawy. To jest przejście od sakramentu spowiedzi (nawrócenia) do życia. Ważne są konkrety i wierność podjętej drodze. Święty Rafał Kalinowski, karmelita, nie bał się nadużywającym alkoholu zadawać za pokutę abstynencję, np. na rok. Ksiądz Stolarczyk w Zakopanem za pokutę kazał nosić chłopom kamienie na budowę kościoła. Z kolei proboszcz w Łącku, któremu często kradli jabłka z sadu, za pokutę zadawał zasadzenie jabłonki. Nie obok plebanii, ale w swoim ogrodzie. Dziś Łącko słynie z sadów i odbywa się tam święto kwitnącej jabłoni.
Duch pokuty dziś ulotnił się ze świata i z Kościoła. A przecież życie chrześcijanina w gruncie rzeczy pozostaje ciągłą pokutą i duchową walką. Gdybyśmy o tym pamiętali, na ziemi byłoby więcej sadów i ogrodów, mniej pustyń i ugorów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).