O uzdrowieniu pokoleniowym, współczuciu i rodzinie mówi ks. Wojciech Drab.
Ks. Roman Tomaszczuk: Cztery miesiące posługi egzorcysty – proponuję małe podsumowanie.
Ks. Wojciech Drab: Szczerze mówiąc, trudno coś podsumowywać – ja po prostu robię to, co do mnie należy, i to, co umiem. Staram się, jak mogę, pogodzić posługę z pracą na parafii. Jak na razie odnajduję się w pracy z ludźmi, którzy do mnie przychodzą. Naprawdę coraz bardziej rodzi się we mnie pragnienie pomocy tym osobom, kiedy widzę jak bardzo są pogubione, poranione czy wręcz zrozpaczone.
To się nazywa współczucie.
Masz rację. I prawdę mówiąc, nie podejrzewałem siebie o to. Coś w sobie odkrywam w zetknięciu z ludźmi poranionymi, dręczonymi, pogubionymi, nierozumiejącymi siebie i swojego życia. W zetknięciu z ludźmi, którzy stracili z oczu prawdę o Miłości, która ich ukochała aż do szaleństwa krzyża. Pragnienie, by ich cierpienie się skończyło. Pragnienie oddania im tego przekonania, które noszę głęboko w sercu: że jestem umiłowanym dzieckiem Boga.
A jeśli nie potrafisz pomóc, zaradzić, wprowadzić w światło?
Naprawdę ważny jest dla mnie każdy, który już do mnie trafił – każdy człowiek, z którym rozmawiałem, czegoś mnie nauczył, coś we mnie wyzwolił. Każdy. Nawet ci, którzy odeszli niezadowoleni czy rozczarowani – a może zwłaszcza ci. Jeśli mogę, to chciałbym każdemu, kto do mnie trafił, podziękować za to, że zechciał do mnie przyjść, że obdarował mnie swoim zaufaniem. Możliwe, że ja niektórych zawiodłem – i tych, korzystając z okazji – przepraszam. Ja się wciąż uczę. Uczę się od was. I jeszcze jedno – modlę się codziennie za wszystkich, którzy do mnie już trafili, i za wszystkich, którzy jeszcze trafią. Zawierzam ich nieustannie Maryi. Chciałbym, żeby wiedzieli, że są objęci Jej opieką.
Kto stoi w kolejce do egzorcysty?
Chciałbym bardzo mocno zaznaczyć, że wszystko, co powiem, jest tym, co myślę „na dzisiaj” i nie traktuję tego jak prawdy ostatecznej. Generalnie moje wnioski – z obserwacji swojej własnej historii oraz historii tych, którzy do mnie trafiają – są takie, że ludzie dziś nie rozumieją samych siebie. Nie rozumieją tego, że oprócz ciała mają jeszcze psychikę i duchowość, w których działają pewne procesy. One same w sobie są naturalne i dobre, dane człowiekowi jako pomoc do życia i do wchodzenia w relację z Bogiem.
Zapominamy, że nie jesteśmy tylko zwierzętami?
Kłopot zaczyna się wtedy, gdy człowiek ignoruje, np. z niewiedzy czy z niezrozumienia, fakt istnienia tych procesów i mechanizmów. W konsekwencji przestaje brać za nie odpowiedzialność, więc to wszystko dziczeje. I w końcu człowiek dochodzi do wniosku, że coś z nim jest nie tak, że coś go rani, gniecie, dzieje się coś, czego nie kontroluje. Kłopot jest w tym, że wychowanie swojej psychiki i duchowości to pewien wysiłek – to tak jak nauka chodzenia, korzystania z rąk czy nauka pisania. Ale tego wysiłku nikt nie jest w stanie podjąć zamiast danego człowieka.
Gdzie się ta ignorancja zaczyna?
W kolejce do egzorcysty stoi coraz więcej ludzi pochodzących z tzw. rodzin dysfunkcyjnych (mówiąc w uproszczeniu: z jakąś patologią). To się nakłada na to, co powiedziałem wyżej – o nieumiejętności posługiwania się procesami i mechanizmami, które są naturalne w człowieku. Na przykład czymś naturalnym jest to, że człowiek ma emocje, takie jak lęk, strach, gniew, radość itd. Czymś naturalnym jest, że człowiek próbuje wchodzić w relacje z innymi ludźmi. Jeśli w dzieciństwie, w rodzinie coś nie zagrało, to człowiek nie nauczył się, mówiąc najprościej, człowieczeństwa.
Człowiek uczy się człowieczeństwa od innych – we wspólnocie, a i najważniejszą jest rodzina. To jest sedno planu Boga, który stwarza człowieka mężczyzną i niewiastą. Jeśli rodzina jest skrzywiona, to człowiek nauczył się skrzywionego człowieczeństwa. Efekt jest taki, że sposób, w jaki wchodzi w interakcje ze światem, również jest skrzywiony – i taki człowiek doświadcza marnych efektów swoich decyzji i działań. A przecież stara się jak najlepiej, a wciąż nie wychodzi. Więc zaczyna szukać – może to zły duch, może przekleństwo, może uwikłanie pokoleniowe? Może jakaś inna siła? A to jest kłopot niewykształconego czy wadliwie wykształconego człowieczeństwa – to zaś nie jest problem uwolnienia, ale formacji.
Przepraszam, powiedziałeś przed chwilą, że uwikłanie pokoleniowe to pomysł tych, którzy nie rozumieją procesu wychowania człowieka w rodzinie? Tak po prostu?
Procesu od samego początku zaplanowanego przez Boga – bądźcie płodni i mnóżcie się! Owszem, zły duch, jak to ma w zwyczaju, próbuje plan Boży zakłócić i namieszać w procesie wychowania – właśnie po to, by doprowadzić do skrzywienia człowieczeństwa i na tym budować później cierpienie człowieka. Ale mówienie o uwikłaniu pokoleniowym wydaje mi się spłyceniem problemu. Problem jest w uzdrowieniu zranionego serca człowieka – nie w zniewoleniu jakimś duchem pokoleniowym. To, co sprawia człowiekowi cierpienie, to rana serca. I więcej nawet: rana serca, które nie poznało miłości w rodzinie, nie pozwala człowiekowi widzieć wyznającej się mu miłości Boga – bo serce nie nauczyło się kochać i miłością widzieć Miłości.
Jak ich ratować?
Uleczenie takiego serca przychodzi przez doświadczanie miłości we wspólnocie Kościoła, a nie przez tajemnicze modlitwy – ostatecznie zaś przez cierpliwe prowadzenie człowieka do spotkania z miłością Boga, która leczy wszystkie rany. Człowiek taki nie jest zniewolony, ale zraniony – tak dzisiaj to widzę i tak pracuję z ludźmi.
Fakt, że łatwiej się pomodlić o uwolnienie międzypokoleniowe niż podjąć cierpliwą pracę z człowiekiem i otoczyć go miłością.
Mało tego: w związku z tym dochodzę do coraz głębszego przekonania, że znakomita większość problemów, z którymi boryka się współczesność (o ile nie wszystkie), ma swoje źródło właśnie w wadliwie funkcjonujących rodzinach. Od jakiegoś czasu jestem też przekonany, że rozwiązanie może przyjść przez uzdrowienie rodzin. Ciekawa rzecz, że najwyraźniej jestem w dobrym towarzystwie, bo, jak się zdaje, podobne przekonanie nosi w sobie papież Franciszek – przecież zwołał synod poświęcony właśnie rodzinie i szykuje adhortację na ten temat. Proszę jednak nie rozumieć tego w ten sposób, że próbuję wychodzić tu przed papieża – ja się po prostu wsłuchuję w głos Piotra, który jest tak naprawdę głosem Dobrego Pasterza, i w tym głosie znajduję potwierdzenie swoich intuicji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.