Rachunek sumienia prowadzi do żalu za grzechy. Katechizm mówi, że żal jest „bólem duszy i znienawidzeniem popełnionego grzechu z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości”. Sedno nie leży w emocjach, ale w decyzji o odwróceniu się od grzechu i zwróceniu do Boga.
Judasz czy Piotr?
Nie każde poczucie winy prowadzi do autentycznego żalu za grzechy. Judasz po zdradzie czuł ból duszy, znienawidził swoją zdradę, ale jednocześnie znienawidził siebie samego. Ostatecznie źródłem jego rozpaczy była zraniona duma, pycha. Widział ostro własną niedoskonałość, ale nie widział, niestety, miłosiernej miłości Jezusa. Chciał sam wymierzyć sobie sprawiedliwość. Krzyż Jezusa okazałby się niepotrzebny, gdyby człowiek mógł sam odpokutować swój grzech. Ojciec Józef Augustyn zwraca uwagę, że należy oczyszczać nasze akty żalu z postawy judaszowej. „Najgorszym złem dla człowieka nie jest sam grzech, ale pycha związana z nim, która zamyka go w jego własnym grzechu i nie pozwala otworzyć się na ofiarowane mu miłosierdzie Boga” – zauważa. Warto porównać, jak w bardzo podobnej sytuacji (po zdradzie Jezusa) zachował się Piotr. Jego urażona męska ambicja musiała cierpieć równie mocno jak Judasza, ale kiedy poczuł na sobie kochające spojrzenie Jezusa, zapłakał nad sobą. Żal Piotra doprowadził go do przemiany serca, do większej miłości.
Ojciec Augustyn wylicza szereg szczegółowych kryteriów, które różnią żal „judaszowy” od żalu „piotrowego”. Wszystko sprowadza się ostatecznie do tego, że „piotrowy” żal za grzechy ma zawsze odniesienie do Boga, którego mogę się nawet nieco bać, ale ostatecznie wiem, że On mnie nie opuści i tylko On może mnie uleczyć. Zdrowy żal ma w sobie element nadziei, jest odwróceniem się od przeszłości, daje głębsze zrozumienie, że sam nie dam rady iść dalej, że muszę liczyć bardziej na miłość Boga niż siebie. Mój grzech pokazuje mi, że nie mogę ufać sobie. Żal otwiera drogę do nowego aktu ufności, zawierzenia siebie Panu. „Tak mnie skrusz, tak mnie złam, tak mnie wypal, Panie, byś został tylko Ty, jedynie Ty”.
Pięknym przykładem głębokiej skruchy jest postawa króla Dawida po grzechu z Batszebą i podstępnym zabiciu jej męża. Prorok Natan za pomocą przypowieści pobudza sumienie Dawida. Król uznaje swój grzech: „Zgrzeszyłem wobec Pana” (2 Sm 12,13). I potem w Psalmie 51 otwiera swoją duszę przed Bogiem. Medytowanie tej modlitwy skruszonego grzesznika może być świetną pomocą w przygotowaniu do spowiedzi. „Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości, w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją nieprawość! Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego! Uznaję bowiem moją nieprawość, a grzech mój jest zawsze przede mną. Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłem i uczyniłem, co złe jest przed Tobą (…). Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów w mojej piersi ducha niezwyciężonego! Nie odrzucaj mnie od swego oblicza i nie odbieraj mi świętego ducha swego! Przywróć mi radość z Twojego zbawienia i wzmocnij mnie duchem ochoczym! (…) Moją ofiarą, Boże, duch skruszony, nie gardzisz, Boże, sercem pokornym i skruszonym”.
Ten tekst powstał ok. 3 tys. lat temu! Ale nadal jest świeży, dotyka głęboko. Kolejne pokolenia grzeszników odnajdują w nim słowa, które współbrzmią ze stanem ich własnej duszy. Jeden przykład. Ryszard Riedel, zniewolony narkotykami zmarły przedwcześnie lider „Dżemu”, wyśpiewał przejmujący bluesowy song-modlitwę, współczesne „Miserere mei”. „Pozwól mi spróbować jeszcze raz. Niepewność mą wyleczyć, wyleczyć mi. Za pychę i kłamstwa, za me nałogi, za wszystko, co związane z tym. Te świństwa duże i małe, za mą niewiarę. Rozgrzesz mnie, no rozgrzesz mnie! Panie mój, o Panie! Chcę trochę czasu, bo czas leczy rany. Chciałbym, chciałbym zobaczyć co, co dzieje się w mych snach. Co dzieje się. I nie, nie chcę płakać, Panie mój! Uczyń, bym był z kamienia, bym z kamienia był. I pozwól mi, pozwól mi spróbować jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raz…” („Modlitwa III”). Warto posłuchać (kto nie zna), jak brzmi ta bluesowa ballada wyśpiewana jego ochrypłym głosem.
Niemodny żal
Współczesność nie radzi sobie z poczuciem winy, chciałaby je unieważnić przez rozmycie wszelkich zasad lub wyleczyć raz na zawsze na kozetce psychoterapeuty. Kościół katolicki bywa oskarżany o wpędzanie ludzi w poczucie winy. „Współczesna kultura relatywizuje poczucie winy i wstyd będący jej następstwem: to przecież tylko niewygodny stres, który przeszkadza nam w funkcjonowaniu. Unieważniając ów wstyd, unieważniamy odpowiedzialność, a więc i tę niezwykłą jakość, jaką jest świadoma siebie ludzka tożsamość. Prowadzimy do zbydlęcenia człowieka” – zauważa Bronisław Wildstein w najnowszej książce.
Współcześni Adam i Ewa, jak w raju, uciekają w krzaki. A ponieważ nie chcą odsłonić swej nagości przed Bogiem, wymyślają coraz to nowe sposoby radzenia sobie z napięciem związanym z popełnionym grzechem. Ale wszystko to na nic. Bo jak czytamy w Liście do Hebrajczyków: „Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek” (4,13). „Omnia nuda et aperta ante oculis Eius” – powtarza Jan Paweł II w „Tryptyku rzymskim”, medytując przed Sądem Ostatecznym w Kaplicy Sykstyńskiej.
Wyjście jest jedno: zwrócić się ku Bogu i w Nim odnaleźć najwyższą przejrzystość, przebaczenie i nowy początek. Jestem zagubioną owcą, ale wiem, że Pan mnie szuka. Zagubiony, ale poszukiwany. Zawsze mogę zacząć od nowa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.