Popłynęli...

Wspólnota Woda Życia płynie już blisko dwadzieścia lat. I dobrze wiosłuje: wprost do Pana. I do ludzi.


Reklama

– Miałam wielkie pragnienie poznania Pana Boga, a On sprawił, że tu trafiłam. Teraz jestem szczęśliwa, jestem wśród przyjaciół. 
Iwona Kowalczyk we wspólnocie jest od wiosny 2012 r. Z zawodu jest prawniczką. – Tutaj poczułam się jak w domu. Ludzie się tu po prostu lubią, nie krytykują, są otwarci. Pochodzę z Lublina, po zakończeniu studiów przyjechałam do pracy do Warszawy. Myślę, że dla wielu osób spoza Warszawy, którzy tu studiują i pracują, wspólnota jest jak rodzina. Mają z kim porozmawiać. I z kim się pomodlić. To bardzo łączy. 
Pani Iwona, by ewangelizować, z przyjaciółmi ze wspólnoty pojechała nawet na... Przystanek Jezus. I jechała na miejsce w tzw. pociągu woodstockowym. – No, działo się – uśmiecha się. – Towarzysze podróży próbowali wcisnąć nam alkohol. Ale generalnie, chociaż na ewangelizatorów mówią „Jezuski”, widziałam w tych ludziach ogromny ból i potrzebę poznania Jezusa. Wielu z nich specjalnie przyjeżdża na Woodstock, żeby właśnie porozmawiać z kimś o Bogu. Gdybym nie była w Wodzie Życia, nie dane byłoby im pomagać...


Familijnie


Agnieszka Mierzejewska, żona Leszka, mama czwórki dzieci.
– Kiedy czekaliśmy na nasze trzecie dziecko, poczuliśmy, że musimy odnaleźć naszą wspólnotę. Jaką, gdzie? Tego nie byliśmy pewni. Ale ponieważ mąż był wcześniej, jako student, w Wodzie Życia, postanowiliśmy razem spróbować – opowiada pani Agnieszka. – Przyszliśmy na spotkanie i... mocno się zdziwiliśmy. Pozytywnie. Wszystko to – modlitwa i spotkanie – było bardzo głębokie, prawdziwe. A potem poznaliśmy osoby ze wspólnoty – inne rodziny. Wielka radość, bo myślą podobnie do nas. Mają podobne cele. Chcą żyć z Bogiem, chcą wychowywać dzieci. Nie boją się większej liczby dzieci...


Bywa, jak zwykł mawiać ks. Trzciński, że wspólnotowe małżeństwa kojarzą się we wspólnej robocie. Tak było z Agnieszką i Rafałem Talachami. On we wspólnocie od 2006 r. Z zawodu był cukiernikiem, więc gdy przed laty rozmawiał z ks. Romanem o powołaniu, padł nawet pomysł wstąpienia do benedyktynów. Bo wspaniałości słodkie wypiekają. Jednak Bóg chciał inaczej. – Pojechałem na rekolekcje wspólnotowe pracować jako opiekun dzieci, żeby rodzice mieli możliwość modlitwy i skupienia. Agnieszka też tam pojechała i pracowała. Razem opiekowaliśmy się więc grupką dzieci. Dwa lata później wzięliśmy ślub – śmieje się pan Rafał. – Dobra to wspólnota, która tak łączy ludzi...
 A co jeszcze daje wspólnota?

– Najpierw, gdy weszliśmy do niej, to braliśmy, braliśmy, braliśmy. Radość, poczucie bycia razem, modlitwę, dobre przyjaźnie. Ale z czasem sytuacja się odwraca. I to my wynosimy dobro na zewnątrz – mówi Agnieszka Mierzejewska. – W końcu przychodzi kolejny etap: po prostu musisz, chcesz coś od siebie dać innym. Oddać dobro, które otrzymałeś. I dajesz! My z mężem, mimo czwórki dzieci i wielu obowiązków, zaczęliśmy pomagać w naszej parafii. I o dziwo, da się! Chociaż wiadomo, że czasu wciąż na wszystko brak, a dzieci potrzebują ciągłej uwagi...


A ile jest wszystkich członków Wody Życia? Ilu może być członków wspólnoty, która wywodzi się tylko z jednej parafii? – Zawsze mówię, że jak Dawid policzył lud Izraela, to mu wielu umarło – śmieje się ks. Trzciński. – Niektórzy jednak robią takie obliczenia, więc w pewnym przybliżeniu można powiedzieć, że jest nas ok. 2 tys. Dużo to, czy mało? Panu wystarczy.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama