O cudach i duchowych porażkach w szpitalu - rozmowa z ks. Krzysztofem Tabathem.
Takich sytuacji było więcej?
Sporo było nawróceń i to, co ciekawe, pod wpływem czyjejś prośby, modlitwy, jakiejś zachęty. Np. lekarz do mnie mówi: „Proszę do tego pacjenta podejść, on jest w ciężkim stanie”. Tymczasem ja do niego wiele razy podchodziłem, ale on nie podejmował ze mną kontaktu. Ale skoro lekarz poprosił, podszedłem. I właśnie tym razem pacjent niespodziewanie podjął rozmowę, wyspowiadał się, przyjął Komunię św.
Dlaczego, Księdza zdaniem, tak się dzieje?
Bo nie jest obojętne, czy ktoś za tym człowiekiem się wstawia. Modlitwa, wstawiennictwo mają głęboki sens. Fantastycznym obrazem ewangelicznym jest ta scena, jak tych czterech przynosi sparaliżowanego i nie mogąc dostać się do Jezusa, spuszczają go przez dach. A Jezus widząc ich wiarę, mówi: „Odpuszczają ci się grzechy”. W ogóle nie rozmawia ze sparaliżowanym, nie próbuje nawiązać z nim kontaktu – widzi wiarę tych, którzy go przynieśli. I my też możemy przynosić tego chorego w różny sposób. Możemy go przynieść do szpitala, do kościoła, zawołać księdza do domu. Ale możemy też powiedzieć Panu Jezusowi o tym chorym albo powiedzieć o nim księdzu – co na to samo wychodzi, bo ksiądz jest postrzegany jako przedstawiciel Kościoła, więc też i Boga. Ta troska to jest najbardziej klasyczna modlitwa wstawiennicza!
Modlitwą wstawienniczą jest także to, że lekarz albo ja, bliski chorego, mówimy: „Proszę, niech ksiądz pogada z tym człowiekiem”?
Tak. To działało za każdym razem, sam byłem tym zaskoczony. Dopiero kiedy przychodziłem na czyjąś wyraźną prośbę, zawsze skutek był pozytywny; nie pamiętam w takiej sytuacji fiaska. Chociaż... Raz mnie kilka osób prosiło, żebym podszedł do jednego pacjenta i...
Nie było odzewu?
Dokładnie. Już zapowiedziałem, że nie będę tam chodził. Ale pielęgniarką była tam siostra zakonna, Lucjana. I ona znowu: „Niech ksiądz jeszcze raz pójdzie do tego pacjenta, niech go ksiądz wyspowiada”. Ja na to: „Siostro, to nie ma sensu”. „Ale jeszcze raz niech ksiądz idzie”. „Dobrze, pójdę, jak siostra pójdzie do kaplicy się pomodlić”. Poszła. Odczekałem 3 minuty, żeby do tej kaplicy dotarła. Wszedłem do sali, pacjent leżał twarzą do okna, więc obszedłem jego łóżko, stanąłem przed nim, przywitałem się. Powiedziałem: „Widzę, że to tak ciężko wszystko idzie. Może by się pan jednak wyspowiadał?”. I ku mojemu zaskoczeniu on mówi: „Dobrze”. Robiłem to samo ileś razy wcześniej. Ale tym razem siostra modliła się w kaplicy.
Może Pan Bóg pokazał, że chce, żebyśmy nie odpuszczali?
My jesteśmy czasem skłonni po ludzku zrezygnować, Pan Bóg nie. On ma miłosierdzie bez końca i zależy Mu na każdym do końca. Mamy być cierpliwie wytrwali. Myślę, że chciał mi też pokazać, że tu nie chodzi o moją umiejętność podchodzenia do pacjenta, ale o zawierzenie go Panu Bogu. Nie ja działam, tylko On – a mną może się posługiwać.
Pacjent, do którego nie chciał Ksiądz już podchodzić, jakoś zalazł Księdzu za skórę?
To nie o to chodzi. Kiedy pacjent odmawia raz, drugi, trzeci, nie wolno go nagabywać. Rolą kapelana pozostaje wtedy, żeby być obecnym i życzliwym. Nawet jeśli pacjent nie reaguje na nas dobrze, nic nas nie zwalnia z życzliwości. Zostawiamy mu możliwość decyzji przez samą obecność. Zresztą efekt może być w przyszłości. Nieraz ktoś mówi: „Byłem tu 5 lat temu, ksiądz mnie też tak zapraszał, ale wtedy nie umiałem się zdecydować. Teraz już tak”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.