Ich główną patronką jest św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Naśladując ją, siostry starają się „wykradać” Panu Jezusowi łaski dla Kościoła, kapłanów, misjonarzy, dla dusz zagubionych i w czyśćcu cierpiących.
W spodniach do zakonu
Dzień radomskiej wspólnoty teresek rozpoczyna się przed piątą rano. Później jest jutrznia i półgodzinne rozmyślanie. Siostry uczestniczą w Mszy św., odmawiają Różaniec, modlitwy południowe, czytanie duchowne, adorują Najświętszy Sakrament, mają nieszpory i wieczorem kompletę. Te codzienne obowiązki związane z życiem zakonnym siostry przeplatają tymi, które wynikają z prowadzenia domu biskupa ordynariusza.
Siostra Anna Teresa Wójcik urodziła się w Borkach Siedleckich. Bardzo wcześnie podjęła decyzję, że chce poświęcić życie Bogu, a że była półsierotą, ksiądz myślał, że to jest powodem właśnie takiej decyzji. Po dwóch latach nauki w szkole zawodowej pojechała do sióstr szarytek, które w Łukowie prowadziły dom dla niepełnosprawnych dzieci. Przełożona sierocińca zaproponowała: „Jadę do Warszawy na Tamkę, to mogę wziąć tę dziewczynę, zobaczy, czy jej się spodoba”. – Pojechałam tam, dwa dni tam byłam i podobało mi się. Wróciłam, papiery wycofałam ze szkoły i z wszystkim tam zajechałam. Dostałam się do wieczorowej szkoły, ale później ze względów zdrowotnych musiałam siostry opuścić. Wróciłam do domu z płaczem – wspomina.
Odprawiała nowennę do św. Teresy i coś się wtedy wydarzyło. – Pewien człowiek z naszej miejscowości mieszkał w Siedlcach i pracował u sióstr teresek. Nie wiem, skąd on wiedział, że chcę iść do zgromadzenia. Powiedział: „Jak chcesz, to mogę z tobą tam iść”. Poszliśmy. Mistrzyni wyznaczyła dzień, w który miałam przyjechać. Spakowałam się. To było 3 maja 1977 roku, w święto Królowej Polski – wspomina. Odprowadził ją sześcioletni chłopiec, syn drugiej matki. Miała ze sobą jedną torbę. Wcześniej tato zawiózł pościel.
– W domu chodziłam w spodniach i jak szłam do zakonu, to druga mamusia kupiła mi spodnie. Takie granatowe z bistoru, z mankietami. Ani ona, ani ja nie wiedziałyśmy, że tam w spodniach nie można chodzić – uśmiecha się. Po dwóch latach nowicjatu złożyła pierwsze śluby i została skierowana do pracy w kuchni kurialnej. Przygotowywała tam posiłki przez 18 lat. Śluby wieczyste złożyła w 1986 roku. W domu biskupa pracuje 17 lat i jest główną kucharką, ale może liczyć na pomoc s. Teresy i s. Joanny.
Jezus ma poczucie humoru
W ubiegłym roku śluby wieczyste złożyła s. Joanna Alberta Radzik. W zgromadzeniu jest 8 lat. Pochodzi z diecezji tarnowskiej – z Krynicy-Zdroju. Od najmłodszych lat siostry zakonne przewijały się w jej życiu. Chodziła do ochronki prowadzonej przez służebniczki starowiejskie, a siostrom sercankom latem pomagała w ogrodzie. Po maturze zastanawiała się, jaką wybrać drogę. – Pociągało mnie i życie małżeńskie, i zakonne. Poszłam na pielgrzymkę z intencją: „Panie Jezu, jak na pielgrzymce nie poznam żadnego wartościowego chłopaka, to znaczy, że mam iść do zakonu” – wspomina. Poznała bardzo wartościowego chłopaka, który szedł z intencją, by poznać dobrą żonę. Zaczęli się spotykać, Joanna rozpoczęła studia, ale myśl o zakonie powracała. Zdecydowała się wziąć udział w rekolekcjach powołaniowych u sióstr albertynek na Kalatówkach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.