Wyprawa rowerowa NINIWA Team. Jak „hardkołowcy” trafili na najlepszy nocleg w ciągu sześciu tygodni pedałowania i dokąd doprowadziła rowerzystów damska część drużyny podczas „Dnia Bez Spiny”. O. Tomasz Maniura OMI, przewodnik grupy, po powrocie z Wysp Brytyjskich do Kokotka podsumowuje wyprawę „Radość Życia”.
Jeden dzień okrzyknęliście Dniem Bez Spiny. Czy było to podyktowane jakąś negatywną sytuacją w grupie?
Nie, raczej podejściem niektórych osób, szczególnie nowych uczestników, którzy ciągle chcieli wiedzieć, ile przejedziemy kilometrów, gdzie będziemy spać, na której przerwie będzie Msza… A tego nie da się zaplanować, bo nie wiadomo, czy na kolejnym dystansie ktoś nie złapie gumy, czy nie będziemy jechali pod górkę lub pod wiatr. Powiedziałem, żeby zupełnie odpuścili i wyluzowali się, bez żadnej spiny. Tego dnia jeździliśmy akurat po Irlandii. Po niedzieli chyba trochę za bardzo wypoczęliśmy, choć niektórzy mówią, że to już kryzys wieku średniego. W poniedziałek oddaliśmy cały dzień dziewczynom. Nie tylko prowadzenie, ale i rządzenie. Ja oddałem gwizdek, Filip (nawigator podczas całej wyprawy – przyp. red.) oddał GPS-a… Dziewczyny decydowały o tym, kiedy będzie Msza, gdzie będziemy spać i w ogóle w którą stronę pojedziemy. To wszystko było zupełnie nieważne. Uznaliśmy, że gdziekolwiek pojedziemy, to i tak to potem naprawimy. (śmiech) W rezultacie ten dzień zaowocował naprawdę niezwykłymi emocjami...
Dwie ostatnie wyprawy były specyficzne, inne od poprzednich. Wcześniej z każdym kolejnym wyjazdem udowadnialiście, że jesteście w stanie wyznaczyć sobie jeszcze bardziej spektakularny cel i go osiągnąć, przejechać jeszcze więcej kilometrów… Natomiast rok temu pojechaliście w nieznane, gdzie każdy dzień wyznaczał nowy kierunek, a teraz na Wyspy Brytyjskie, które mimo ponad 5 tysięcy kilometrów na liczniku wydają się, jakby były za miedzą. Chociaż sensem wyprawy nie jest punkt na mapie, to czy za rok na jubileuszową, dziesiątą wyprawę NINIWA Team planujecie „bombę”?
Nie ukrywam, że chciałbym pojechać do Niniwy. To naturalne, że na dziesiątą wyprawę NINIWA Team wybrałaby właśnie Niniwę. Teraz wydaje się to zupełnie nierealne i istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że okaże się to niemożliwe. Poza tym nie mam pomysłu i mówię szczerze, że nie wiem, gdzie pojedziemy. Na pewno będzie to coś oryginalnego i mocnego, ale czy wyrazi się to w liczbie przejechanych kilometrów, czy w przekazie – tego nie wiem. Trzeba sobie dać czas i po to jest jesień, żeby wszystko sobie poukładać w głowie. Pan Bóg daje znaki i pierwszym z nich na pewno będzie moja rozmowa z ojcem prowincjałem, bo wtedy powiem mu o Niniwie. Jeśli z góry odpowie mi „nie”, to już będę wiedział, że jest to wykluczone i będziemy zbierali różne pomysły i propozycje. Trzeba modlić się, spotykać, rozmawiać i myślę, że dojdziemy do czegoś ciekawego. Natomiast jeśli prowincjał usłyszy o Niniwie i powie, że on temu błogosławi, to temat jest zamknięty i już wiadomo, gdzie pojedziemy.
Zgodnie ze starotestamentalnym zwyczajem jubileuszowa wyprawa ma być czasem łaski. Zostaną zniesione ograniczenia wiekowe, a jedynym warunkiem uczestnictwa będzie przejechanie wypraw przygotowawczych. Może to zaowocować powrotem do składu weteranów, którzy brali udział we wcześniejszych misjach. Dacie radę pojechać z jeszcze większą liczbą uczestników?
Przed tą wyprawą powiedziałbym, że nie. Ale teraz jestem otwarty i wiem, że uda nam się pojechać nawet w 50 osób!
Festiwal rowerowy Together 2015, połączony z prezentacją książki o wyprawie „Radość Życia”, odbędzie się 21 listopada w Miejskim Domu Kultury w Lublińcu. Całość rozmowy znajdziesz na: gliwice.gosc.pl.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).