Ogłuszający decybelami koncert muzyki metalowej. Wkoło pełno ponurej symboliki śmierci, antychrześcijańskiej agresji i negacji dobra. Co w tym wszystkim robi katolicki ksiądz?
Mówiąc krótko: ewangelizuje. Takie zadanie nałożył na siebie ks. Artur Kotrys, wikary z Bolesławca. Jak sam mówi, dziś nie wystarczy niesienie Dobrej Nowiny zza biurka, ani nawet z ambony. Dlatego on wyrusza tam, gdzie pozornie nie ma miejsca na Ewangelię.
– Na koncercie „Brutal Assault”, organizowanym w czeskiej twierdzy Josefov, byłem po raz drugi. Wcześniej pojechałem tam z zaprzyjaźnionym księdzem z archidiecezji przemyskiej. To ogromne przedsięwzięcie muzyczne, na które co roku ściągają tysiące ludzi z całej Europy. Królują gothic metal, speed metal, trash, black metal, ale także ten najgorszy gatunek – nihilistyczny death metal. Na koncertach nie brakuje ludzi młodych. To do nich właśnie chcemy trafić z przesłaniem o Jezusie – mówi ks. Artur.
Zadanie karkołomne. Tego rodzaju koncerty to festiwale antychrześcijańskości, przypominające często raczej dawne sabaty czarownic niż muzyczny event. A jednak i tam katolicki duchowny może znaleźć rozmówców. – Podobnie jak na Przystanku Woodstock często rozmawiamy z młodymi ludźmi obnoszącymi się z pogańską symboliką. Okazuje się, że większość z nich nie wie, co nosi. Za to wiedzą, że w domu nikt ich nie słucha, nie rozumie, że własne środowisko ich nie akceptuje. Tu znajdują swoje schronienie, niszę, gdzie im mówią, że są braćmi. Ja im mówię, że mogą być fanami takiej muzyki i jednocześnie nosić zupełnie inne symbole. Ale przede wszystkim ich słucham – opowiada ks. A. Kotrys.
Kapłan od kilku lat organizuje wraz z władzami Bolesławca koncerty muzyki metalowej „Hardcore Festival”. Przyjeżdżają na niego zespoły grające ciężką muzykę, prawie taką samą jak w Josefovie, ale z przesłaniem chrześcijańskim. W ten sposób w mieście nad Bobrem zagrały już m.in. Lux Torpeda, Illuminati czy Malchus. Wcześniej koncerty takie organizował w Polkowicach, gdzie także był wikarym. Kapłan jest także stałym ewangelizatorem podczas corocznych Przystanków Jezus. Uważa, że ludzie, którzy angażują się w muzykę antychrześcijańską, to w większości zagubieni we współczesnym świecie nałogowi poszukiwacze zrozumienia i akceptacji. – Dlaczego nie mają ich znaleźć w Kościele? – pyta ks. Artur.
– Te rozmowy nie są trudne dla nas, kapłanów. Uważam, że są o wiele trudniejsze dla tych młodych ludzi. Ale kiedy już zaczną mówić, kiedy mi zaufają, są jak gąbka chłonąca to, co im chcę przekazać – opowiada. Sam jest doskonale przyjmowany przez fanów ciężkiej muzyki. To dlatego, że metalem interesuje się od nastolatka. Imponuje wiedzą na ten temat, a jego doświadczenie od razu doceniają rozmówcy. Dlatego nigdy nie spotkała go z ich strony wrogość. – Kiedyś w kolejce do kasy przed koncertem na czole małego dziecka trzymanego na rękach przez ojca death-metalowca nakreśliłem krzyżyk. Ojciec zareagował dość ostro, ale kiedy powiedziałem „Take it easy. I’m a priest of the Roman Catholic Church” (ang. Spokojnie. Jestem katolickim księdzem), nagle złagodniał. Było mu wszystko jedno, a dziecko już miał pobłogosławione – wspomina z uśmiechem ks. Artur.
Razem z księdzem Marcinem z Przemyśla od lat wspólnie wyszukują takich koncertów i jadą na nie podczas urlopu. Wyróżniają się tym, że nie kryją, iż są księżmi, i tym, że potrafią oderwać uwagę deathmetalowca od sceny. – Ewangelizacji nie można zamknąć w biurze, choć tak jest najprościej – uważa ks. A. Kotrys. – Trudniej jest iść z Ewangelią tam, gdzie jest opluwana. My wolimy, żeby było trudniej. Dojrzałość wiary wymaga, aby mając do wyboru drogę trudną i trudniejszą, wybrać tę drugą. Tam będą większe owoce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).