Podobno klucz do komnaty miał „pod wycieraczką”, o czym wszyscy wiedzieli, by zawsze każdy mógł do niego przyjść. – U nas drzwi są cały czas otwarte – mówią tarnowscy filipini.
Jedyna w diecezji wspólnota księży filipinów znajduje się w Tarnowie, w strategicznym miejscu, przy ul. Piłsudskiego, vis-à-vis tarnowskiego seminarium duchownego. Ten adres w Tarnowie znają wszyscy. Ale już nie każdy samych filipinów czy ich charyzmat.
Mistyk radości
– Zacząłbym od tego, że sam św. Filip, mistyk radości, jest w Polsce bardzo mało znany. Niestety. Ja mam porównanie z Hiszpanią. Tam wiele diecezjalnych parafii ma Filipa za patrona – opowiada Michał Witek, alumn V roku. Filip, święty uśmiechnięty, radosny, pasuje do słonecznej Italii, gorącej Iberii. Tym, którzy tęsknią do klimatu Południa, a ich nie brakuje, Filip na pewno się spodoba. Właśnie obchodzona jest 500. rocznica jego urodzin. – Mamy w osobie św. Filipa jedynego w historii Kościoła stygmatyka Ducha Świętego. Nazywany bywa chrześcijańskim Sokratesem, bo chodził po ulicach i pytał: „Co dobrego dziś uczyniłeś? Dlaczego jesteś smutny? Popatrz, słońce świeci. Miłość jest na wyciągnięcie ręki” – mówił w Tarnowie w marcu, w czasie peregrynacji relikwii świętego, ks. Mirosław Prasek z Radomia, deputat rzymski Konfederacji Kongregacji Oratorium na Polskę. Smutny chrześcijanin to żaden chrześcijanin. – Misją „mistyka radości” była pomoc drugiemu człowiekowi, zagubionemu, przygnębionemu, upadłemu, by zbliżyć go do Boga, napełnić entuzjazmem wiary i radością. Staramy się posługą i świadectwem życia iść za św. Filipem – mówi ks. Maciej Mitera COr, superior i proboszcz parafii pw. Świętego Krzyża i św. Filipa w Tarnowie.
Jest jak w domu
Poszczęściło się nam, że mamy filipinów i oratorium – przyznaje Anna Święcicka-Stasior, od paru lat uczestnicząca w spotkaniach oratorium dorosłych. Powstało z inicjatywy ks. Rafała Zielińskiego COr. Piotr Krysa poniekąd nie miał wyboru. Tu chodził jako dziecko i tak zostało. – Tu braliśmy ślub, tu chrzciliśmy dzieci i teraz jesteśmy w oratorium – opowiada. Jego parafia jest dziś gdzie indziej. – Nie mam jednak rozdarcia z tego powodu – przyznaje. Jego żona Krystyna dodaje, że próbowali się „przeszczepić” do swojej terytorialnie wspólnoty. – Tu jednak zostawiliśmy serce, tu ono bije. Czujemy się tu jak w domu. I tu nie chodzi o budynek, plac, ale raczej duchowość. Doświadczyliśmy kapłanów otwartych na człowieka, niezależnie od tego, jaki on jest i z czym przychodzi, co reprezentuje. Doświadczyliśmy prymatu troski nad procedurą – mówi. Oratorium dorosłych na spotkaniach modli się brewiarzem, raz w miesiącu mają adorację Najświętszego Sakramentu. Poza tym rozstrzygają tysiące wątpliwości wiary. Nikt nie wstydzi się pytać. – Wątpliwości, stawianie tysiąca pytań to tutaj coś naturalnego – tłumaczy Małgorzata Szostek. Bo człowiek tylko dla Boga nie jest zagadką.
Jeśli chcesz
Obok oratorium dorosłych jest też oratorium młodzieżowe. – Rodzice tu przychodzili, to i my też. Dziś mieszkamy na granicy Tarnowa, czasem jest kłopot dotrzeć – mówi 17-letni Filip Płaneta. Równie daleko ma z Pawęzowa Bogna Krzysztoforska. – Tu byłam do I Komunii św., bo w szkole muzycznej filipini uczyli mnie katechezy. Potem w gimnazjum kolega zachęcił i jestem tu parę lat – mówi. Są, bo mogą, bo nie muszą. – Jesteśmy z bratem lektorami. Tu nie ma obowiązkowych służb, punktów ujemnych. Mówią nam zawsze „dobrze, że jesteś”, „kiedy chcesz, masz czas, możesz przychodzić”. No to chcę tu przychodzić – mówi Filip. Wolność jest jednym z kluczowych pojęć, by zrozumieć Filipa, tego świętego. – Wolności jest dużo, wolność wyboru czy raczej wybór dokonywany w wolności. Można na przykład przestać być filipinem, bez konsekwencji. Po prostu wyjść z kongregacji. Nie składamy ślubów zakonnych, nie jesteśmy zakonnikami, choć żyjemy jak oni radami ewangelicznymi – uśmiecha się Michał Witek. – Dzięki tej otwartości, wolności ja mam takie poczucie, że jestem wśród swoich, ludzi bliskich, którzy chcą mi pomóc, zrozumieć mnie, chcą być z nami, z młodzieżą – dodaje Maciek Garmada.
Kosiarka idzie w ruch
Filipini mają „na mieście” niejednoznaczną opinię. Niektórzy uważają, że liturgia niedzielna u nich jest fajna, bo krótsza, a nie można przecież w ten sposób patrzeć na Mszę świętą. Inni uważają ich za postępowych. – Ja bym powiedział inaczej. Jesteśmy, a przynajmniej staramy się być strażnikami tradycji katolickiej – uśmiecha się ks. Mateusz Kiwior COr. Krótsza Msza święta? To często po prostu krótkie kazanie. – Święty Filip kazał nam przepowiadać słowo Boże intensywnie, z serca do serca, prosto, zrozumiale – dodaje ks. Robert Piechnik COr. Czy to się im udaje, to inna kwestia. – Mamy często natychmiastową recenzję w postaci naszej wspólnoty 11 filipinów. Jak poszło coś nie tak albo ktoś jest nazbyt z siebie zadowolony, to szybko dostajemy recenzję od współbraci. Kosiarka idzie w ruch – dodaje ks. Robert i jest z takiego obrotu sprawy zadowolony, bo to także służy filipińskim trzem palcom. – Filip przykładał trzy palce do czoła, mówiąc, że na przestrzeni tych palców mieści się droga do świętości. Pozbycie się dumy jest koniecznym warunkiem prawdziwej chrześcijańskiej radości wolnej od melancholii, skrupułów i depresji – tłumaczą ks. Robert i Mateusz.
Szukam człowieka
Hans Tercic w książce o św. Filipie „Miłość zwycięża wszelkie lęki” napisał, że człowiek późnego średniowiecza żył ogromnymi emocjami, nieokiełznanymi uczuciami i jednocześnie stykał się z rozwojem techniki. Nie potrafił poradzić sobie sam ze sobą. Początek XVI wieku. Następuje Sacco di Roma, czyli złupienie Rzymu, wszystko w ruinie. – Cywilizację trzeba budować prawie od nowa. Nie dało się skrzyknąć ludzi, trzeba było, dostosowując się do sytuacji, indywidualnie szukać tych, którzy gotowi są pójść drogą dobra i świętości. To robi Filip – tłumaczy ks. Mateusz. Dziś czynią to jego synowie. Kiedy ks. Kokociński wiele lat temu wprowadził niedzielną Mszę św. o godz. 21, ludzie stukali się w czoła, no bo kto przyjdzie. Dziś kościół pełny jest ludzi. Podobnie wtedy, kiedy w piątki o 20.00 trwa adoracja Najświętszego Sakramentu. – Narzeczonych zdarza mi się na spotkania przyjmować po nocach, o dziewiątej, dziesiątej wieczorem – mówi ks. Mateusz. Większość przyjaciół i sympatyków ma telefony do filipinów. Dzwonią, jak mają pytania, problemy, kłopoty. – Prowadzimy też kierownictwo duchowe, czemu sprzyja fakt, że wybieramy jako księża jeden filipiński dom na całe życie. W sumie staramy się robić to, co św. Filip, być do dyspozycji, towarzyszyć współczesnemu człowiekowi – dodaje ks. Robert.
Zostałem filipinem
Centralna uroczystość jubileuszowa 500. rocznicy urodzin św. Filipa Neri odbędzie się w tarnowskiej kongregacji 26 maja, kiedy w kalendarzu liturgicznym przypada wspomnienie tego świętego. Tego dnia dwóch filipińskich alumnów roku V tarnowskiego seminarium przyjmie w kościele święcenia diakonatu. Michał Witek, alumn V roku – Przychodząc tu, postać św. Filipa znałem „na dwa razy”. Miałem raczej przed oczami przykład tych, którzy tu byli księżmi, od których biła radość filipińska. I to ona mnie przyciągnęła. Księża wiedzą, że nie oni są w centrum, bo jest Jezus, a oni mają być tylko przewodnikami. Kluczowe słowa? Radość. No i trzy rady ewangeliczne: czystość ubóstwo i posłuszeństwo. Święty Filip nie chciał jednak, żebyśmy składali śluby, ale żeby żyjąc w miłości Bożej, codziennie wybierać życie tymi radami na nowo. Dotrzymywanie ślubów jest trudem, ale i codzienne wybieranie także. Mirosław Jasnosz, alumn V roku – Kiedy chodziłem do V LO, moim katechetą był ks. Rafał Zieliński. Ja myśl o kapłaństwie miałem od śmierci Jana Pawła II. Dojrzewała. Myślałem jednak o duchowieństwie diecezjalnym. Pojechałem na rekolekcje do Gidli, do dominikanów, zobaczyłem życie wspólnotowe i spodobało mi się. Potem kręciłem się około kombonianów. Ksiądz Rafał był w tym czasie moim spowiednikiem, ojcem duchownym. Nie pociągnął do filipinów? Nie, zostawiał to mojej woli, żebym w wolności dokonał wyboru. To też jest bardzo filipińskie. Wybrałem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).