Mówią, że bardzo to lubią. I choć z początku musieli zmierzyć się z uczuciem niepewności, czasem nawet lęku, dziś zamykające się za ich plecami więzienne wrota nie robią na nich większego wrażenia.
By być sobą
Nie ma wątpliwości, że każdy ewangelizator, choćby najbardziej skromny, chciałby oglądać owoce swojej pracy. Podobnie jest wśród głoszących słowo Boże w więzieniu. Z drugiej strony mają oni świadomość, że nawrócenie czasem trwa latami. Dlatego mówią, że oni sieją, a Bóg będzie dawał wzrost w odpowiednim czasie, a chodząc do więzienia, nie oczekują spektakularnych zmian czy świadectw. Jednak postawa więźniów niejednokrotnie daje im przekonanie, że ich trud nie jest czymś obojętnym dla słuchaczy.
– Kiedy prowadziliśmy REO, ukończyło je kilkanaście osób i, co ważne, nikt nie zrezygnował z uczestnictwa w nich z własnej woli. Widzieliśmy, jakie wrażenie na więźniach robiły katechezy, oddanie życia Jezusowi i modlitwa o wylanie darów Ducha Świętego. Widok wzruszonej, zadziwionej i zasłuchanej twarzy, łza w oku choćby u jednego więźnia jest nieopisaną radością – mówi Ewa Skierska. – Trzeba by też usłyszeć, jak więźniowie śpiewają! Czasem brali do rąk tamburyn i inne instrumenty i grali z nami. A pewnego razu przerobili jedną z piosenek ewangelizacyjnych na rap. To dopiero zrobiło na nas wrażenie! – śmieje się Bożena Siekiera, która opowiada, jak wiele miłych słów i zapewnienia o sympatii słyszą od więźniów. – Kiedyś szłam ulicą, a tu nagle grupa robotników woła na mnie, machają, śmieją się, pozdrawiają. Na początku nie wiedziałam, kto to jest, ale potem zorientowałam się, że to więźniowie wykonywali jakieś prace miejskie. To było niezwykle miłe. Przecież mogli udać, że mnie nie widzą albo wręcz być niemili. Na szczęście wiele razy słyszymy, ile radości wnosi do więzienia sama nasza obecność – opowiada.
I rzeczywiście, sami więźniowie przyznają, że wizyty ewangelizatorów są nie tylko powiewem wolności i formą urozmaicenia czasu, ale też pozwalają spojrzeć na świat inaczej niż dotychczas. Niektórzy słuchacze nie kryją tego, że najpierw kierowali się zwykłą ciekawością, ale dziś przychodzą na spotkania ze względu na wiarę i wspólną modlitwę. I po to, by być sobą. – W celi jestem więźniem, muszę być twardy, tu jestem bardziej sobą. Grupa pomaga mi być odważniejszym w czynieniu dobra – wyznaje pan Adam. Pan Krzysztof dodaje, że spotkania modlitewne pomagają mu przetrwać ten trudny czas więzienia i ma postanowienie, by doświadczenie wiary i modlitwy kontynuować po wyjściu. – Ja widzę, że trochę się uspokoiłem i chyba przestałem udawać kogoś, kim nie jestem. Choć, oczywiście, takie zmiany są bardzo trudne po wielu latach niechlubnego życia. Wydaje mi się, że kiedyś byłem słabszy, ale to życie zweryfikuje, czy uda mi się wytrwać w wierze po wyjściu na wolność – mówi pan Michał.
Ewangelizatorzy doskonale zdają sobie sprawę, że ich słuchacze nakładają na siebie wiele masek, przez co nie zawsze potrafią być autentyczni. Dlatego też ogłosili, że można indywidualnie zgłaszać do nich intencje modlitewne, a oni będą się modlić we wspólnocie. – Pamiętam, że jeden z więźniów poprosił nas o modlitwę w intencji umierającego brata – wspomina pani Małgorzata. – Oczywiście, zgodnie z obietnicą, modliliśmy się za niego. Nie zapomnę wyrazu twarzy więźnia, który podszedł do nas i oświadczył, że jego brat został cudownie uzdrowiony – wspomina. Ewangelizatorzy opowiadają też o wielu wzruszających świadectwach osadzonych, o sakramentach chrztu, bierzmowania, pokuty i pojednania, których byli świadkami. – Ja nigdy nie zapomnę zdania jednego z osadzonych, który przyznał, że musiał trafić do więzienia, by spotkać w życiu Boga i stać się człowiekiem wierzącym – mówi pani Danuta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).