Dzieci Boga za kratami

Monika Augustyniak

publikacja 19.05.2015 06:00

Mówią, że bardzo to lubią. I choć z początku musieli zmierzyć się z uczuciem niepewności, czasem nawet lęku, dziś zamykające się za ich plecami więzienne wrota nie robią na nich większego wrażenia.

Ewangelizatorzy przyznają, że głoszenie słowa Bożego w tym miejscu daje im wiele radości i satysfakcji Monika Augustyniak /Foto Gość Ewangelizatorzy przyznają, że głoszenie słowa Bożego w tym miejscu daje im wiele radości i satysfakcji

Zwłaszcza gdy po spotkaniu z więźniami słyszą słowa: „Dziękuję. Dobrze, że do nas przychodzicie”. 8-osobowa grupa z Łowicza i ze Skierniewic od 4 lat prowadzi akcje ewangelizacyjne w łowickim Zakładzie Karnym i – jak na razie – nie ma zamiaru przerywać swojej posługi.

Więzienie to już norma

Wszystko zaczęło się, gdy ks. Grzegorz Cieślak, ówczesny kapelan więzienny, zapytał grupę Odnowy w Duchu Świętym „Kana”, czy nie zechciałaby pomagać mu w ewangelizacji więźniów. Nie namyślali się długo. – Naszym zadaniem jest podejmować dzieła, które Bóg stawia na naszej drodze. Uznaliśmy wtedy, że jesteśmy w stanie podjąć się tego zdania, a jeśli będzie to dzieło Boże, przetrwa – wspomina Małgorzata Łapa.

Wyłonili spośród siebie 7 chętnych. Po jakimś czasie dołączyła do nich pani Danusia ze Skierniewic. – W moim przypadku była to dość zabawna historia, bo od wielu lat modliłam się za osadzonych w więzieniach i tych, których życie mocno się skomplikowało – opowiada Danuta Cinkusz. – Chciałam też w jakiś sposób wejść w to środowisko i mówić o miłości Boga, ale ponieważ przez długi czas nie pojawiała się taka możliwość, odpuściłam sobie. Aż pewnego razu na jakimś spotkaniu wspólnot w Sochaczewie dowiedziałam się, że „Kana” ewangelizuje w więzieniu. Nie miałam wątpliwości, że to odpowiedź na moje pragnienia. W zasadzie od razu dołączyłam do grupy.

Dziś ewangelizatorzy wspominają, że pierwsze wejście w mury więzienia zrobiło na nich wrażenie. – Sam fakt, że musieliśmy wszystko oddać strażnikom, nasze rzeczy zostały prześwietlone, my dokładnie zrewidowani, sprawił, że czuliśmy się nieswojo – tłumaczy Bożena Wojciechowska. Janusz Kukieła, jedyny mężczyzna w grupie ewangelizatorów, dodaje, że dźwięk zatrzaskiwanych za plecami krat również nie był na początku niczym przyjemnym. Teraz śmieją się, że w więzieniu czują się zupełnie normalnie, prawie jak w domu. – Jesteśmy w Zakładzie Karnym dwa razy w miesiącu od 4 lat, więc strażnicy dobrze nas znają, są niezwykle sympatyczni. Także sami więźniowie witają nas z radością i otwartością, a to daje poczucie, że nasza obecność tam jest potrzebna i mile widziana – mówi Agnieszka Grzegory.

Grunt to nie oceniać

W pierwszym roku grupa ewangelizacyjna uczyła osadzonych pieśni kościelnych, po czym odbywała się Eucharystia. Następnie przeprowadzili w więzieniu Rekolekcje Ewangelizacyjne Odnowy. W trzecim roku skazani przeżyli Rekolekcje Eucharystyczne. Obecnym kapelanem jest ks. Bogdan Skóra, który zaproponował, by na każdym spotkaniu rozważać jedną z przypowieści biblijnych. Dzięki temu ani głoszący, ani słuchający nie skarżą się na nudę i monotonię.

Sam kapelan szczerze docenia zaangażowanie ewangelizatorów. – Ci ludzie są niezwykle potrzebni w więzieniu – mówi ks. Bogdan. – Ich słuchaczami są często ci, którzy przez wiele lat trwali w separacji lub wręcz w rozwodzie z Kościołem i księżmi. I nagle widzą, że o wierze, Bogu i sprawach duchowych mówi nie tylko ksiądz, ale i zwykli, świeccy ludzie – żony, mamy czy ojciec rodziny. To trochę złamanie stereotypu. Jestem przekonany, że świadectwo świeckiego dużo mocniej dociera do osadzonych niż słowa księdza. Jeden z więźniów przyznał, że „jak facet powie coś facetowi, to aż w pięty pójdzie”. Poza tym mają szansę przekonać się, że o sferę duchową warto dbać niezależnie od powołania. Niech dowodem na to, że obecność ewangelizatorów nie jest więźniom obojętna, będzie fakt, że na spotkania przychodzi dobrowolnie 15–20 osób. Nikt ich do tego nie zmusza, nie trzeba ich też szczególnie zachęcać. Ta formacja przekłada się też na liczbę spowiedzi i przygotowania do sakramentu bierzmowania. Oczywiście, nikt z nas nie spodziewa się, że w ciągu 2 godzin słuchacze całkowicie zmienią swoje serca i patrzenie na rzeczywistość, ale niech choćby do jednej osoby trafi słowo Boże, to już będzie sukces – mówi kapelan.

Duszpasterz podkreśla, że spotkania w więzieniu mają wpływ nie tylko na odbiorców, ale i na mówców, którzy muszą zmierzyć się z zupełnie nową rzeczywistością i sami ze sobą. Tezę tę potwierdzają ewangelizatorzy. – Wydaje się, że najważniejsze jest to, by nie patrzeć na więźniów z góry, jak na kogoś z wyrokiem, gorszego – mówi pani Małgorzata. – W naszej grupie są osoby po wieloletniej formacji, których dojrzałość duchowa pozwala spojrzeć na naszych słuchaczy jak na dzieci Boże, dokładnie takie same, jakimi jesteśmy my. Patrzymy na nich przez pryzmat naszych grzechów i tego, że Bóg nam je wybaczył. Dlaczego więc nie miałby przebaczyć im? Bożena Wojciechowska dodaje, że od kiedy zaczęła posługiwać w więzieniu, nie tylko modli się za osadzonych, ale też traktuje ich jak braci. – Jestem przekonana, że ci ludzie popełnili przestępstwo dlatego, że w ich życiu zadziało się coś, co ich do tego skłoniło. Najprawdopodobniej każdy z nich ma bardzo trudną i skomplikowaną historię życia i nie nam oceniać ich postępowanie, bo wszyscy jesteśmy dziećmi Boga. Dlatego chodzę do więzienia bez pytań, bez komentarzy i dziwienia się.

By być sobą

Nie ma wątpliwości, że każdy ewangelizator, choćby najbardziej skromny, chciałby oglądać owoce swojej pracy. Podobnie jest wśród głoszących słowo Boże w więzieniu. Z drugiej strony mają oni świadomość, że nawrócenie czasem trwa latami. Dlatego mówią, że oni sieją, a Bóg będzie dawał wzrost w odpowiednim czasie, a chodząc do więzienia, nie oczekują spektakularnych zmian czy świadectw. Jednak postawa więźniów niejednokrotnie daje im przekonanie, że ich trud nie jest czymś obojętnym dla słuchaczy.

– Kiedy prowadziliśmy REO, ukończyło je kilkanaście osób i, co ważne, nikt nie zrezygnował z uczestnictwa w nich z własnej woli. Widzieliśmy, jakie wrażenie na więźniach robiły katechezy, oddanie życia Jezusowi i modlitwa o wylanie darów Ducha Świętego. Widok wzruszonej, zadziwionej i zasłuchanej twarzy, łza w oku choćby u jednego więźnia jest nieopisaną radością – mówi Ewa Skierska. – Trzeba by też usłyszeć, jak więźniowie śpiewają! Czasem brali do rąk tamburyn i inne instrumenty i grali z nami. A pewnego razu przerobili jedną z piosenek ewangelizacyjnych na rap. To dopiero zrobiło na nas wrażenie! – śmieje się Bożena Siekiera, która opowiada, jak wiele miłych słów i zapewnienia o sympatii słyszą od więźniów. – Kiedyś szłam ulicą, a tu nagle grupa robotników woła na mnie, machają, śmieją się, pozdrawiają. Na początku nie wiedziałam, kto to jest, ale potem zorientowałam się, że to więźniowie wykonywali jakieś prace miejskie. To było niezwykle miłe. Przecież mogli udać, że mnie nie widzą albo wręcz być niemili. Na szczęście wiele razy słyszymy, ile radości wnosi do więzienia sama nasza obecność – opowiada.

I rzeczywiście, sami więźniowie przyznają, że wizyty ewangelizatorów są nie tylko powiewem wolności i formą urozmaicenia czasu, ale też pozwalają spojrzeć na świat inaczej niż dotychczas. Niektórzy słuchacze nie kryją tego, że najpierw kierowali się zwykłą ciekawością, ale dziś przychodzą na spotkania ze względu na wiarę i wspólną modlitwę. I po to, by być sobą. – W celi jestem więźniem, muszę być twardy, tu jestem bardziej sobą. Grupa pomaga mi być odważniejszym w czynieniu dobra – wyznaje pan Adam. Pan Krzysztof dodaje, że spotkania modlitewne pomagają mu przetrwać ten trudny czas więzienia i ma postanowienie, by doświadczenie wiary i modlitwy kontynuować po wyjściu. – Ja widzę, że trochę się uspokoiłem i chyba przestałem udawać kogoś, kim nie jestem. Choć, oczywiście, takie zmiany są bardzo trudne po wielu latach niechlubnego życia. Wydaje mi się, że kiedyś byłem słabszy, ale to życie zweryfikuje, czy uda mi się wytrwać w wierze po wyjściu na wolność – mówi pan Michał.

Ewangelizatorzy doskonale zdają sobie sprawę, że ich słuchacze nakładają na siebie wiele masek, przez co nie zawsze potrafią być autentyczni. Dlatego też ogłosili, że można indywidualnie zgłaszać do nich intencje modlitewne, a oni będą się modlić we wspólnocie. – Pamiętam, że jeden z więźniów poprosił nas o modlitwę w intencji umierającego brata – wspomina pani Małgorzata. – Oczywiście, zgodnie z obietnicą, modliliśmy się za niego. Nie zapomnę wyrazu twarzy więźnia, który podszedł do nas i oświadczył, że jego brat został cudownie uzdrowiony – wspomina. Ewangelizatorzy opowiadają też o wielu wzruszających świadectwach osadzonych, o sakramentach chrztu, bierzmowania, pokuty i pojednania, których byli świadkami. – Ja nigdy nie zapomnę zdania jednego z osadzonych, który przyznał, że musiał trafić do więzienia, by spotkać w życiu Boga i stać się człowiekiem wierzącym – mówi pani Danuta.

TAGI: