Wielu nie kryje zaskoczenia. W ciągu ponad roku rodziny i pastorowie celowo nie nagłaśniali sprawy porwania w mediach z obawy o bezpieczeństwo misjonarzy.
Thomas Olsson i Martin Reén pochodzą z północnej Szwecji i należą do kościołów ewangelicznych. Wyjechali do Syrii jako chrześcijańscy misjonarze. Zostali uprowadzeni zimą 2013 r. wkrótce po tym, jak zdecydowali się przekroczyć granicę z Jordanią.
Wkrótce po tym jak rodziny otrzymały informację, że mężczyźni są przetrzymywani jako zakładnicy, powstała też specjalna grupa modlitewna, która spotykała się regularnie, modliła o uwolnienie misjonarzy i wspierała ich rodziny. Według informacji udzielonych przez rząd Szwecji, udało się ich uwolnić po 508 dniach w niewoli dzięki bardzo intensywnym działaniom dyplomatycznym. Rząd podkreśla, że nie doszło do zapłacenia okupu.
– Czujemy się dobrze i chcemy podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do naszego uwolnienia. Teraz chcemy nacieszyć się naszymi rodzinami – mówił jeden z uprowadzonych misjonarzy.
Szczegóły nt. samego uwolnienia są bardzo skąpe. Nadal nie wiadomo gdzie dokładnie mężczyźni zostali porwani. Negocjacje w sprawie ich uwolnienia toczyły się przez ponad 2 miesiące i byli w nie zaangażowani szwedzcy, palestyńscy i jordańscy urzędnicy. Zdaniem palestyńskiego ambasadora w Sztokholmie, Szwedzi byli przetrzymywani w Syrii, niedaleko granicy z Jordanią przez powiązany z al-Qaidą front Nusra.
Minister spraw zagranicznych Margot Wallström wyraziła podziękowania wobec prezydenta Mahmuda Abbasa za pomoc w negocjacjach. Szwedzcy komentatorzy podkreślają, że mężczyźni mieli dużo szczęścia.
– Gdyby zostali porwani przez Państwo Islamskie mogliby już dawno zostać zabici w bardzo spektakularny sposób – mówią.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.