Cóżeś ty za pani...

Albo i inaczej: „jak to na wojence ładnie”. Tymczasem w społecznym nauczaniu Kościoła wojna to ogromne nieszczęście.

Reklama

Kolejny odcinek cyklu o społecznym nauczaniu Kościoła "Dla dobra naprawdę wspólnego".

Jest nieszczęściem i nie może być nigdy odpowiednim sposobem rozwiązywania problemów międzynarodowych. W epoce potęgi atomowej byłoby nonsensem uważać ją za odpowiedni środek naruszenia praw. Jest bezsensowną rzezią, ryzykiem, od którego nie ma odwrotu. Jest klęską wszelkiego autentycznego humanizmu. Zawsze jest porażką ludzkości. To tylko niektóre ze stwierdzeń katolickiej nauki społecznej na temat wojny. Jej słodko-bohaterski obraz, jaki niosą ze sobą żołnierskie piosenki można spokojnie odłożyć do lamusa. Tak, może te piosenki były próbą uczłowieczenia przez jej uczestników tego, co i dla nich było kompletnie niezrozumiałe i nieludzkie. Ale obraz który niosą na pewno nie oddaje prawdy o tym, czym jest wojna.

A wojna to nie tylko zniszczenia, kalectwo i śmierć. I nawet nie tylko głód i strach. To klęska moralności. Człowiek poddany związanemu z nią stresem często przestaje panować nad swoimi najbardziej prymitywnymi instynktami. I choć w warunkach pokoju nigdy do pewnych rzeczy by się nie posunął, podczas wojny skłonny jest usprawiedliwiać nawet największe zbrodnie i wszelkie gwałty. Albo na nie zobojętnieć. Zwłaszcza kiedy działania wojenne przedłużają się, stres goni stres, a kolejne okropieństwa te wcześniejsze.  Wtedy zdziczenie obyczajów murowane. I co się dziwić, że rodzice, którzy coś takiego przeżyli czasem nie bardzo sobie radzą z wychowywaniem następnego pokolenia...

Kościół dopuszcza możliwość obrony. O tym szerzej w kolejnym odcinku naszego wiarowego cyklu. W obliczu możliwości wybuchu wojny zwraca jednak w swoim nauczaniu na dwie sprawy, mające służyć poszukiwaniu alternatywnych wobec wojny sposobów rozwiązywania konfliktów. Po pierwsze na rozwój. Gdy „przerażająca siła narzędzi zniszczenia dostępnych nawet średnim i małym mocarstwom, oraz coraz silniejsze powiązania istniejące dziś między narodami całej ziemi utrudniają dziś czy wręcz praktycznie uniemożliwiają ograniczenie skutków konfliktu” trzeba przede wszystkim sposób spojrzeć na jego korzenie. Czyli często strukturalną niesprawiedliwość, nędzę i wyzysk. W tym kontekście Kościół uczy, że „drugim imieniem pokoju jest rozwój” i wzywa do jego popierania. Oczywiście takiego rozwoju, który służy „całemu człowiekowi i wszystkim ludziom”.

Po drugie Kościół popiera istnienie międzynarodowych  czy regionalnych organizacji. Nie tylko mogą one działać na rzecz zażegnywania konfliktów. Będąc forum współpracy powodują nawiązywanie międzyludzkich i międzynarodowych więzi. Pomagają więc też w zrozumieniu, że liczenie się z innymi, także z innymi narodami pomaga budować relacje na miłości, nie na strachu...

Korzystałem z „Kompendium nauki społecznej Kościoła” opracowanego przez Papieską Radę Iustitia et Pax, Jedność, Kielce, 2005.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama