Nowa Huta miała być wzorcowym komunistycznym „miastem bez Boga”. 55 lat temu jej mieszkańcy upomnieli się jednak o Niego.
Na nowohuckim os. Teatralnym w Bieńczycach jest teraz spokojnie. Wysoki krzyż z brązu stoi w miejscu, z którego jego drewnianego poprzednika usiłowano niegdyś wyrwać. Obok, na rogu dwóch ulic, stoi kościół, którego miało tu nie być. A i ulice nie mają już za patronów Marksa i Majakowskiego, lecz zwą się po prostu Ludźmierska i Obrońców Krzyża. 27 kwietnia 1960 r. doszło tu do krwawych starć.
Wolność wyznania
Rano przysłani przez władze robotnicy usiłowali wykopać wysoki, 8-metrowy drewniany krzyż, który stanął 3 lata wcześniej w pobliżu Teatru Ludowego. Przegnała ich stamtąd grupa kobiet. Wokół krzyża gromadziło się coraz więcej osób. „Zobaczyłam czterech robotników, którzy podważyli krzyż. W pobliżu stała Helena Musiał, z którą razem pracowałyśmy. Gdy krzyż zaczął się chwiać, chwyciłyśmy go i zaczęłyśmy krzyczeć. Podbiegło dwóch mężczyzn i pomogło nam. Za nimi pojawiły się Helena Kędzierska i Halina Słabczyńska. Ze sklepów biegło coraz więcej kobiet. Po chwili, gdy pod krzyżem zebrał się tłum, robotnicy odstąpili” – wspominała po latach ów dzień Zofia Gaworek.
Była tam również mieszkająca do dziś w Nowej Hucie Janina Drąg, wówczas stateczna mężatka, matka dwojga dzieci. „Idąc rano do sklepu, zauważyłam, że pod krzyżem kobiety sprzeczają się z robotnikami, którzy mówili, że będą robić wykopy pod szkołę i mają usunąć krzyż. Zaczęła się awantura. Robotników odepchnięto od krzyża, pod którym natychmiast pojawiły się świece i kwiaty. Szybko zawiadomiłam siostrę i pobiegłam do szwagra, który przepisał punkt z Konstytucji PRL mówiący o wolności wyznania. Kartkę z tym cytatem powiesiłam na krzyżu. Później przybyła milicja, szczując nas psami” – wspominała po 45 latach.
– Gdy do osób pilnujących krzyża zaczęli dochodzić robotnicy wracający z pracy w Hucie Lenina i zebrał się już spory tłum, władze komunistyczne ściągnęły szybko posiłki milicyjne. Chciano odizolować i rozbić to zgromadzenie, gdyż obawiano się rozprzestrzenienia manifestacji. Nową Hutę odcięto kordonem od Krakowa – mówi dr Jarosław Szarek, historyk z krakowskiego oddziału IPN.
Won spod krzyża!
Milicja zaatakowała, manifestanci bronili się, rzucając kamieniami. Niektórzy z nich zostali postrzeleni przez milicjantów. Świadkiem i uczestnikiem tych wydarzeń był Adam Macedoński, Honorowy Obywatel Miasta Krakowa, wówczas młody plastyk i poeta. Nową Hutę znał dobrze, gdyż na początku lat 50. XX w. pracował przy jej budowie. Gdy 27 kwietnia 1960 r. dowiedział się, że coś się tam dzieje, wraz z kilkoma kolegami postanowił to sprawdzić. Udało im się przedostać przez kordon milicyjny. Widzieli łunę ognia i słyszeli strzały. Z oddali rozlegał się śpiew „Boże, coś Polskę”.
– Gdyśmy podeszli nieco bliżej krzyża otoczonego przez milicjantów, spotkaliśmy się z grupą robotników. Szybko zdecydowaliśmy, że trzeba atakować. Wziąłem kilka kawałków gruzu, którego było pełno na jezdni. Ruszyliśmy szybko w kierunku krzyża, wołając: „Won spod krzyża, won spod krzyża!” – mówi A. Macedoński. Udało mu się potem wymknąć z zablokowanej przez milicję Huty jedynie dzięki legitymacji „Przekroju”. Milicjanci kontynuowali pacyfikację dzielnicy.
– Przeszukiwano klatki schodowe domów i strychy, nie zapomniano także o hotelach robotniczych. Aresztowano wpierw 147 osób, potem zatrzymano kolejnych 200. Do identyfikacji uczestników obrony krzyża wykorzystano m.in. 900 zdjęć wykonanych przez agentów i funkcjonariuszy SB. Wszczęto 170 dochodzeń sądowych, w wyniku których zapadły wyroki od 6 miesięcy do 5 lat. Skierowano także 166 wniosków do kolegiów ds. wykroczeń – wylicza J. Szarek.
Obrona krzyża nowohuckiego nie była tylko wyrazem troski o symbol wiary chrześcijańskiej. Wyrażała także sprzeciw wobec polityki władz komunistycznych, która wpierw obiecała zgodę na budowę kościoła w Bieńczycach, potem zaś się z niej wycofała w sposób konfrontacyjny. Dobrze zdiagnozował to ówczesny bp Karol Wojtyła w odezwie do wiernych parafii Bieńczyce, wydanej kilka dni po obronie krzyża. Wspomniał tam, że w rozmowie z ówczesnym przewodniczącym Prezydium Rady Narodowej Miasta Krakowa Skolickim naświetlił swój pogląd na przyczyny zajść. „Przyczyna wypadków nie leży w wystąpieniu ks. Satory [proboszcza bieńczyckiego, który poinformował wiernych o zamiarach usunięcia krzyża], ale w tym, że nie zrealizowano dla ludności przyrzeczeń władz. Ludność wystąpiła w obronie rozpoczętych prac pod budowę kościoła i w obronie krzyża, który jest dla nich synonimem tego, w co wierzą” – stwierdził bp Wojtyła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.