Benedyktynki wiele godzin spędzają na modlitwach. Ich kulminacyjnym punktem jest śpiew gregoriański na dwa głosy
Benedyktynki wiele godzin spędzają na modlitwach. Ich kulminacyjnym punktem jest śpiew gregoriański na dwa głosy
Roman Tomczak /Foto Gość

Środa za przyjaciół

Brak komentarzy: 0

Roman Tomczak

GOSC.PL

publikacja 05.02.2015 06:00

Codziennie kilkanaście sióstr modli się za nas w jedynym w diecezji klasztorze klauzurowym. Gdyby tak pomnożyć wszystkie godziny w roku spędzone przez nie na modlitwie, uzbierało by się pewnie parę miesięcy spędzonych na klęczkach.

Nieszpory

Utartym zwyczajem jest tu organizowanie podczas świątecznych obiadów i kolacji krótkich koncertów muzycznych. W czasie świąt Bożego Narodzenia są to obowiązkowo kolędy. Po obiedzie siostry mają teoretycznie czas wolny. Ale, jak zaznacza s. Paula-Teresa, każda z nich jest wtedy zobowiązana do czytania Pisma Świętego (lectio divina) lub wybranych książek. – Jakich? Każda z nas jest już na tyle dojrzała, że powinna sama coś sobie wybrać – uważa s. Paula-Teresa. Zwolnione są tylko te mniszki, które muszą w tym czasie dokończyć konieczne prace. Wtedy lectio divina planują sobie na inną porę. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w tym czasie coś sobie zacerować albo przeprać.

Na godz. 15 zwoływane są nieszpory. Klasztorna kaplica znowu zapełnia się mniszkami. Nieszpory do dziś śpiewane są w klasztorach benedyktyńskich wyłącznie po łacinie. – I dobrze – uważa s. Edyta. – Wprawdzie coraz nas mniej do śpiewania, ale gregorianka po łacinie brzmi najpiękniej. To jest język stworzony do modlitwy. Ale tak mi się widzi, że i ta łacina na nieszporach też kiedyś się skończy. Kto kiedyś będzie umiał to zaśpiewać? – martwi się.

Żałuje także s. Paula-Teresa. Mówi, że choć nie wszystko rozumie po łacinie, to tylko w tym języku daje się zawrzeć modlitwa całego Kościoła. Każde nieszpory kończy modlitwa różańcowa. Potem klasztor przygotowuje się do kolacji. Jednak wcześniej siostry znowu zbierają się w kaplicy. Tym razem na godzinę czytań. – Kolejna nasza godzina kanoniczna składa się z psalmów i czytań z Pisma Świętego albo z pism ojców Kościoła, w zależności od tematu roku liturgicznego. Dodatkowo wspomnienie świętych, przypadające na dany dzień – wylicza s. Edyta. Hymny są śpiewane, reszta recytowana. Śpiew odbywa się na dwa głosy, płynące na przemian z dwóch przeciwnych ław po obu stronach ołtarza. – W dni uroczyste na koniec modlimy się „Te Deum laudamus...” – dodaje.

Wspólna kolacja w refektarzu jest przedostatnim akcentem wieczoru. Po niej przychodzi czas na tzw. rekreację. – To wspólne spotkanie i ot, takie pogaduszki na luzie – tłumacza mniszki. – Siostry dzielą się informacjami, pytają o coś jedna drugą. Po całym dniu pracy w skupieniu, wiadomo – w człowieku zbierają się różne emocje. Dawniej to się jeszcze wtedy wspólnie śpiewało. Teraz jakoś się nie chce i nie ma za bardzo kto... – martwi się siostra. Czasami w ramach rekreacji wyświetlany jest film. Ostatnio o przebaczeniu.

Silentium sacrum

Do legendy przeszły dawne „programy rozrywkowe”, kiedy siostry w ramach rekreacji przygotowywały scenki rodzajowe. – Siostra Edyta przebierała się za góralkę, bo to przecież prawdziwa góralka jest! – ożywia się na to wspomnienie s. Paula-Teresa. – Tak, pamiętam. To był taki skecz o tym, jak Marysia w górach uczyła religii. Ale już nic z niego nie pamiętam... – reflektuje się siostra góralka. – Tylko to, że matka ksieni była tą Marysią, s. Joanna aniołem ze skrzydłami, a ja góralem w portkach cyfrowanych i góralskim kapeluszu – śmieje się mniszka.

Rekreację kończy kompleta o wpół do ósmej. To podsumowanie dnia. Po niej refleksja nad dniem, pacierze i koniecznie memento mori. Dzień kończą błogosławieństwo ksieni, „Bogurodzica”, Apel Jasnogórski, a później już tylko „silentium sacrum”, czyli święta cisza. Mniszki na noc rozchodzą się do swoich cel, które zajmują w pojedynkę. Ta benedyktyńska różni się od tych w klasztorach o regule czynnej. – Tam cela jest normalnym pokojem, u nas ciągiem dalszym modlitwy, jakby indywidualną kaplicą – zwraca uwagę s. Paula-Teresa. – To miejsce spotkania samego ze sobą i z Panem Bogiem. Przestrzeń bardzo osobista.

Krata się zestarzała

Dom sióstr benedyktynek krzeszowskich to jedyny w diecezji klasztor klauzurowy. Ale surowe zakazy wychodzenia mniszek poza obręb klauzury obowiązywały tu tylko w pierwszych latach powojennych. Wtedy wszystkie przebywające tu siostry pochodziły z klasztoru we Lwowie. Później, w miarę jak siostry zaczęły opuszczać klasztor, aby pracować w polu, uczyć dzieci religii czy posługiwać w sąsiednim sanktuarium matki Bożej Łaskawej, zaczęto odchodzić od sztywnych zasad izolacji od świata. Przełom nastąpił jeszcze w latach 70. ub. wieku, za kadencji ksieni Alojzy. Dziś krata oddzielająca rozmównicę (miejsce przyjmowania interesantów) od pomieszczeń klasztoru jest już tylko symbolem przypominającym dawne czasy. Obecnie w klasztorze przebywa stale 18 sióstr. Najmłodsza ma 38 lat, najstarsza – 101.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama