To dość oczywiste. Zwłaszcza dla tego, kto regularnie czytuje doniesienia watykańskich mediów. Faktycznie, przekaz papież Franciszka – jak pisze George Weigel - jest przez świeckie media filtrowany.
Nie będę powtarzał tu argumentów znanego katolickiego publicysty z USA. Kto chce, może się z nimi zapoznać klikajac TUTAJ.. Przy okazji chciałbym jednak zwrócić uwagę, że tego typu filtrowania dokonują nie tylko dziennikarze. Odbiorcy też. O czym mogłem się przekonać czytając komentarze czytelników pod materiałami, w których informowaliśmy i komentowaliśmy to, co papież Franciszek powiedział podczas spotkania z przedstawicielami Rzymskiej Kurii o zagrażającym im grzechach. Niektórzy doszukiwali się w jego wystąpieniu intencji, którym on sam wyraźnie zaprzeczył. W tym samym zresztą wystąpieniu. No ale wiadomo, przecież jesteśmy mądrzy, umiemy czytać między wierszami i wiemy lepiej.
Zjawisko dopasowywania rzeczywistości do swojego „chcę” jest znacznie szersze niż tylko kwestia podejścia mediów i ich odbiorców do papieża Franciszka czy – szerzej – Kościoła. Wystarczy przypomnieć w jakim duchu były utrzymane relacje z wydarzeń związanych z Arabską Wiosną. Przede wszystkim jak do niedawna relacjonowano wojnę w Syrii: „reżim Asada” – to określenie można było znaleźć w chyba każdej wiadomości – kontra dzielni, walczący o swoje prawa, a dotąd uciskani powstańcy. I choć od samego początku wydarzeń w Syrii pojawiały się głosy, w których wskazywano na zdecydowanie bardziej niejednoznaczną ocenę stron konfliktu – zwłaszcza w przekazach Radia Watykańskiego – to media głównego nurtu nie pozostawiały odbiorcom najmniejszej wątpliwości, kto tu nasz, dobry, a kto wróg, zły. Dopiero powstanie Państwa Islamskiego i wiadomości o jego zbrodniach, których z powodu skali nie dało się już przemilczać, musiały niejedną redakcję wprowadzić w konsternację... .
Skąd się coś takiego bierze? Ze spisku ciemnych sił? Bez przesady. Myślę, że w takich sytuacjach nad wymową suchych faktów góruje dziennikarskie czy czytelnicze „chcę”. Chcę by było tak i tak, dlatego fakty naginam. Pomijam niewygodne, eksponuję te, które moją tezę potwierdzają.
Trudno mi wyjaśnić dlaczego Zachód zakochał się w syryjskich rebeliantach, choć od początku wiadomo było jak często traktują chrześcijan. Może w grę wchodziło pragnienie uporządkowania obrazu świata? Czarno-biały obraz jest dla oglądu spraw wygodniejszy niż wielobarwna mozaika. Nie wiem. Myślę jednak, że w tym filtrowanym przekazie o papieżu Franciszku albo sprawach Kościoła wyraźnie widać pewien głód Boga...
Powinienem się stuknąć w głowę? Mam podejrzenia graniczące z pewnością, że to filtrowanie informacji o papieżu Franciszku bierze się ze świadomości własnych grzechów. Wielu jest nimi poranionych. Wielu uważa – słusznie czy nie – że Kościół ich odrzucił. Dlatego z utęsknieniem czekają, aż ktoś ich podniesie, opatrzy ich rany, powie, że nie są tacy źli (napisałbym przytuli, ale nie chcę małpować papieża Franciszka ;)). I dlatego z tak wielką satysfakcją podchodzą do informacji, że jakiś człowiek Kościoła zmienia front (np. znany ksiądz rzuca kapłaństwo) albo takich wedle których jakiś człowieka Kościoła okazuje się grzesznikiem. Nie dorastam do ideałów, więc chciałbym, by te ideały jakoś zniżyły się do mnie...
Co z tego wynika? Dla myślących w kategoriach Kościoła oblężonej twierdzy nic. Wróg to wróg, trzeba z nim walczyć bez sentymentów. Zewrzeć szeregi i ubolewać nad tym, że są tak przerzedzone. Dla ludzi nieco bardziej otwartych to chyba jednak ważna diagnoza. Wiedząc co jest grane musimy teraz tylko zastanowić się, jak zabrać się za leczenie.
Zastanowić się? E tam. Wielu duszpasterzy od dawna zna problem i zdążyło już z dobrym skutkiem przeprowadzić niejedną terapię. Bo lekarstwo jest znane od dawna. Szczera pokora, autentyczna miłość. Tylko trzeba nam do tych metod wrócić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.