– Moi drodzy, właśnie otrzymałem wiadomość, że w naszym kościele pojawił się ogień. Powstańmy i spokojnie wyjdźmy ze świątyni – takie słowa usłyszeli w minioną niedzielę wierni podczas ogłoszeń parafialnych w gdyńskim kościele pw. MB Częstochowskiej.
Paniki nie było. Ks. kmdr ppor. Radosław Michnowski spokojnym głosem wydawał polecenia. – Proszę, aby pan Miziołek otworzył boczne drzwi, pan podchorąży drzwi główne – zwracał się do konkretnych parafian. Poprosił też swojego współpracownika, ks. kmdr. ppor. Adama Rogackiego, aby ten zadzwonił po straż pożarną. Mimo że w kościele było ponad 300 osób, w tym pokaźna grupa dzieci przygotowujących się do I Komunii św., ewakuacja trwała nieco ponad 2 minuty. Ludzie na chwilę zatrzymali się przed wejściem do świątyni. Ale na wezwanie kapłana odsunęli się poza ogrodzenie, by nie utrudniać akcji strażakom. W oddali słychać było już syreny ich samochodów.
Zaginiony ksiądz
– Wszyscy zostali ewakuowani. Mam nadzieję, że tam nikt nie został. Ks. Adam próbował gasić ogień gaśnicą. Nie wiem, gdzie jest obecnie. Prąd wyłączony. Inne media też – meldował chwilę później ks. Radosław dowódcy strażaków, rozpoczynającemu akcję gaśniczą. Zarówno przed kościołem, jak i w jego wnętrzu gęstniały już kłęby dymu. I choć wszyscy zgromadzeni wiedzieli, że to tylko ćwiczenia, wszystko wyglądało bardzo realistycznie. Akcja rozwijała się błyskawicznie. Jedni strażacy rozwijali węże, inni wyposażeni w niezbędny sprzęt ratowniczy penetrowali zadymione pomieszczenia zakrystii w poszukiwaniu zaginionego kapłana. – Widzimy poszkodowanego – rozległ się po chwili komunikat. Jeszcze tylko sprawny transport rannego do karetki, dogaszanie resztek pożaru i zabezpieczenie innych części kościoła przed pożarem. Ćwiczenia zakończone. Na placu przed kościołem trwa wiernie prawie dwieście osób. Teraz mogą wziąć udział w szkoleniu z zakresu udzielania pierwszej pomocy. Dzieci chętnie ustawiają się w kolejce, by poćwiczyć reanimację na przygotowanym przez ratowników fantomie. Dla nich to połączenie dobrej zabawy ze zdobywaniem konkretnej wiedzy.
Udało się, ale były problemy
– Wszystko przebiegło bardzo sprawnie – mówi dowodzący akcją chor. Kamil Jeliński, komendant Wojskowej Straży Pożarnej Komendy Portu Wojennego. – Nasze działanie ułatwiła sprawna ewakuacja. Mogliśmy od razu się skupić na czynnościach gaśniczych. Trochę problemów stworzył nam natomiast sam dojazd. Niektóre z pojazdów utrudniały przejazd wozom strażackim – dodaje. Ulica Żeglarzy, która jest jedyną drogą dojazdu do kościoła, jest wąska. Podczas niedzielnych nabożeństw wzdłuż niej, na całej niemal długości parkują auta wiernych. Obyło się wprawdzie bez wycinania znaków drogowych, ale gdyby nie kłopoty z przejazdem, strażacy mogliby być na placu już po dwóch minutach od wezwania. Tym razem dojazd zajął im 4 minuty. Wszystkie czasy ze stoperem w dłoni sprawdzili inspektorzy. – Problemy z dojazdem do kościoła świadczą o nas. O tym, jak się zachowujemy. A wyobraźmy sobie, że to wydarzyłoby się w święta – mówi pan Leszek, który uczestniczył we Mszy św. – A co by się stało, gdyby ludzie na wieść o pożarze wsiedli do aut i ruszyli do domu? Zakorkowaliby całą tę drogę. Podkreśla, że podobało mu się opanowanie, z jakim ksiądz przeprowadził ewakuację, oraz to, że wyznaczał obowiązki konkretnym parafianom. – Myślę, że wszystkie cele zostały osiągnięte – stwierdza ks. Michnowski. Zaznacza także, że ćwiczenia zawsze pokazują, co jeszcze można w danej dziedzinie poprawić. – Okazało się, że studzienka hydrantowa się zapiekła. Z trudem ją otworzono. Ale nie dało się do niej podłączyć, bo była zasypana kamieniami i piachem. Bardzo dobrze, że to odkryliśmy. Ćwiczenia są po to, aby takie sytuacje eliminować – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).