Niektórzy mówią, że jedną z trudniejszych rzeczy po pogrzebie kogoś bliskiego jest skasowanie jego imienia z listy kontaktów w telefonie. Trzeba wybrać opcję „usuń”. O tym, że śmierć nie kasuje miłości, lecz odwrotnie: miłość kasuje śmierć, z ks. prof. Januszem Bujakiem, teologiem, rozmawia ks. Wojciech Parfianowicz.
Ks. Wojciech Parfianowicz: Modlimy się: „... i za wszystkie dusze w czyśćcu cierpiące”. Czym jest to „duchowe pranie”?
Ks. Janusz Bujak: Dusza w momencie śmierci odłącza się od ciała, staje przed Bogiem na tzw. sądzie szczegółowym. Zanim nastąpi sąd ostateczny na końcu czasów i zmartwychwstanie ciał, już na tym sądzie szczegółowym, zaraz po śmierci, decyduje się nasz los na wieczność. Wtedy wiele dusz, które dostępują zbawienia, musi przejść przez czyściec. Trafiają tam dusze pojednane z Bogiem, w stanie łaski, których grzechy zostały odpuszczone, ale które muszą być jeszcze oczyszczone przez ogień Bożej miłości z pozostałości grzechów, których nie da się odpokutować na ziemi. Grzechy, nawet przebaczone przez Boga i ludzi, pozostawiają konsekwencje, których nie potrafimy sami usunąć. Są to konsekwencje materialne, bo nie da się naprawić każdej krzywdy, i duchowe, bo każdy grzech w jakiś sposób obraża Boga i niszczy nas wewnętrznie.
A czym jest cierpienie w czyśćcu?
Ten ból polega m.in. na świadomości, że jest się grzesznikiem. Stając przed Bogiem, lepiej widzimy naszą słabość i grzeszność. Już tutaj na ziemi wiemy, jak bardzo boli nas duchowo, kiedy zdamy sobie sprawę ze zła, które uczyniliśmy, np. komuś, kogo bardzo kochamy. Wtedy chcemy to jakoś wynagrodzić.
W obliczu Boga zdajemy sobie sprawę, jak bardzo obraziliśmy Jego samego, więc ten ból jest jeszcze większy. Bólem czyśćca jest więc również tęsknota za jednością z Bogiem. Święci, którzy mieli wizje czyśćca, mówili o cierpieniu bardzo konkretnym. Ból duchowy potrafi być większy niż fizyczny.
Skoro nasz los decyduje się od razu po śmierci, czy jest sens modlić się za tych, którzy umarli bez pojednania z Bogiem?
Tego nigdy nie wiemy. To wymyka się naszym zmysłom. Ktoś może być np. w śpiączce, ale w jego duszy mogą dziać się rzeczy niewidoczne dla nas. Człowiek może nawiązać kontakt z Bogiem w jakiś niewiadomy dla nas sposób. O nikim nie możemy na pewno powiedzieć, że jest potępiony. Pan Bóg widzi to, co dla nas jest niewidoczne.
Po co w ogóle modlić się za zmarłych? Czy nie wystarczy, że umarł za nich Pan Jezus?
– Zbawia Bóg, ale nasza modlitwa za dusze ma znaczenie. Św. Paweł napisał, że „w swoim ciele dopełnia braki udręk Chrystusa” (Kol 1, 24). Nie chodzi o to, że Ofiara Chrystusa jest niewystarczająca, ale Bóg zostawił nam w niej udział. Mamy swoją cząstkę w dziele zbawienia, część troski o dusze również po to, abyśmy mieli okazję do uczynienia aktu miłosierdzia. Dzięki modlitwie za zmarłych sami się uświęcamy i wzrastamy w miłości.
To znaczy, że miłość i modlitwa przenikają poza granice śmierci?
– Tak. Modlitwa za zmarłych to również szansa dla tych wszystkich, którzy za życia danego człowieka nie zdążyli wystarczająco go kochać. Często wyrzucamy sobie, że coś zawaliliśmy. Śmierć nie kończy możliwości kochania, nie zrywa relacji.
Wróćmy do tzw. wypominek. Czy my naprawdę musimy Panu Bogu czytać te wszystkie imiona i nazwiska, w dodatku nieraz je przekręcając? Czy On naprawdę nie wie, że moja babcia Celinka i dziadek Staszek potrzebują Jego łaski?
Imiona i nazwiska przypominają nam, że śmierć jest realna. Umarli nasi przodkowie i nas też to czeka. Takie swoiste memento mori. Poza tym uzmysławia nam to, że Chrystus umarł za wszystkich, ale patrzy na każdego indywidualnie. Mamy imię, które otrzymaliśmy na chrzcie. Bóg zna nas po imieniu. Śmierć nie niweczy istnienia człowieka. Wyczytywanie jego imienia po latach przypomina nam, że on nadal istnieje. Warto też pamiętać, że nawet jak już nikt nie będzie czytał jakiegoś imienia i zatrze się ono także na nagrobnej płycie...
...zostanie wykasowane z telefonu komórkowego...
... Kościół zawsze podczas każdej Mszy św. modli się za wszystkich zmarłych. Nie ma więc zmarłych, za których nikt się nie modli.
Listopad wydaje się dość depresyjny. Okazuje się, że jest w tym miesiącu wiele światła.
Kościół tak pięknie zagospodarował ten okres, że jest w nim mnóstwo nadziei. Tak, na cmentarzu jest światło. Tam dla człowieka wierzącego nie ma rozpaczy. Jeśli chodzi o rzeczy ostateczne, wszystkiego nie pojmiemy. Kościół też mówi o tych sprawach tylko to, co jest konieczne. Wiemy na pewno – bo przypomina nam o tym Pismo Święte – że modląc się za zmarłych, pomagamy duszom. W ten sposób sami też przygotowujemy się na własną śmierć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.