W Republice Środkowoafrykańskiej uprowadzono polskiego misjonarza - poinformował ks. Tomasz Atłas.
Dyrektor krajowy Papieskich Dzieł Misyjnych w Polsce powiedział, że chodzi o pochodzącego z diecezji tarnowskiej ks. Mateusza Dziedzica.
Ks. Atłas dodał, że o uprowadzeniu poinformowane zostały odpowiednie służby.
Jak podał w komunikacie biskup tarnowski Andrzej Jeż, "z pewnych otrzymanych wiadomości wynika, że tarnowski misjonarz jest dobrze traktowany i wobec niego nie stosuje się żadnych represji".
Ks. Mateusz Dziedzic pracuje w Republice Środkowoafrykańskiej od września 2009 roku. Posługuje w misji Baboua, gdzie parafia prowadzi przedszkole.
Z Polskiej Sekcja Papieskiego Stowarzyszenia "Pomoc Kościołowi w Potrzebie" dotarł do nas list ks. Mirosława Gucwy, który opisuje, co się stało:
"W nocy z 12 na 13 października o 24h30 ośmiu uzbrojonych mężczyzn w mundurach wojskowych wtargnęło na misje w Baboua, po sforsowaniu bramy wjazdowej próbowali otworzyć siłą drzwi do jednego z pokojów gościnnych. Słysząc ten huk, księża: Mateusz Dziedzic z Leszkiem Zielińskim wyszli ze swoich pokojów i wtedy zostali otoczeni przez uzbrojonych ludzi, którzy przedstawili się jako "ludzie Miskina". Chcieli zabrać ze sobą jako zakładników obydwu księży, ale po dłuższych pertraktacjach zgodzili się, by jeden z nich został na misji. Ks. Mateusz podjął decyzje, by Leszek został na miejscu, a on sam pójdzie z nimi. Na pytanie, dokąd mają iść, odpowiedzieli agresorzy: "w stronę Zoukombo". Po ich odejściu, po trzeciej nad ranem, Leszek ruszył do Bouar (100km). Po 5 tej dotarł do nas i wtedy dowiedzieliśmy się o tym, co zaszło w Baboua. Już nie będzie spokoju w sercu dopóki Mateusz nie wróci.
W Bouar gościmy szefową MINSUCA, zaś dowódca wojsk ONZ-tu mieszka w sąsiedztwie naszej misji. Wszyscy wiec zostali poinformowani o tym wydarzeniu i przesłali raporty gdzie trzeba. My zaś z Leszkiem po Mszy św. wysłaliśmy wiadomość do Polski i do Nuncjusza w Bangui, który szybko zainterweniował u komendanta wojsk francuskich Sangaris. Zostali też poinformowani szczegółowo o całym zajściu żołnierze polscy stacjonujący w Bangui (Eufor), z którymi zresztą jesteśmy w ciągłym kontakcie i zawsze możemy liczyć na ich wsparcie. Parę minut temu dowiedziałem się od szefowej Minusca, że wszyscy ambasadorowie przy ONZ-cie w Nowym Yorku wiedzą, co się wydarzyło w Baboua i będą wywierać nacisk dyplomatyczny na odpowiednie władze w RCA i Kamerunie.
"Ludzie Miskina" stanowią ugrupowanie zbrojne RDPC – Zgromadzenie Demokratyczne Ludu Centralnej Afryki - Rassemblement Démocratique du Peuple Centrafricain. Od ponad roku utworzyli swoja bazę w pobliżu wioski Zoukombo. Wcześniej byli w okolicach Paoua, ciągle w opozycji zbrojnej do rządu byłego prezydenta Bozize, rebeliantów Seleka, kiedy byli w Bouar, i obecnej pani prezydent Cathérine Samba Panza.
Od kiedy pojawili się w Zoukombo nękają podróżników, zwłaszcza drobnych handlarzy, którym zabierali pieniądze i wartościowe przedmioty. Od sierpnia tego roku zaczęli palić zatrzymane samochody, domagając się już wtedy uwolnienia ich szefa, generała dywizji Martina Kountamandji alias Abdoulaye Miskine. Parę tygodni temu wzięli pierwszych zakładników: około 10 Środkowoafrykańczyków i ośmiu Kameruńczyków. Ciągle to samo żądanie: uwolnienie ich szefa. Tydzień temu rozmawiałem z żoną jednego z zakładników. Miała z nim kontakt telefoniczny. Dowiedziała się wtedy od męża, że są dobrze traktowani i nie grozi im większe niebezpieczeństwo. Ciągle czekają na ruch ze strony Bangui i Yaoundé.
Również w tamtym przypadku odpowiednie władze zostały o wszystkim poinformowane. Mateusz i Leszek w rozmowie z tymi ludźmi usłyszeli identyczne żądanie: „uwolnienie szefa”, który przebywa w więzieniu w Kamerunie. Nie chcieli żadnych pieniędzy, nie chcieli nic ukraść z domu. Chodzi o zadanie mające charakter polityczny.
Wszyscy poinformowani mają jakiś plan działania, my również, na najbliższe dni. Nie mogę jednak dzisiaj o tym pisać ani mówić.
Na pewno nie będziemy używać siły. Nasza siła jest przede wszystkim modlitwa. W tej chwili najbardziej tej modlitwy potrzebuje oczywiście ksiądz Mateusz i Jego Rodzina w Polsce. Łączmy się wiec w tej modlitwie, która sprawi, że będziemy mieli Mateusza wśród nas" - pisze ks. Gucwa.
Komunikat w sprawie porwania wydał polski MSZ:
"W Ministerstwie Spraw Zagranicznych został powołany Zespół Kryzysowy, który jest w stałym kontakcie z Komisją Episkopatu Polski ds. Misji. Na podstawie upoważnienia Prezes Rady Ministrów szef MSZ Grzegorz Schetyna powołał także specjalny zespół międzyresortowy, który zajmuje się sprawą. W jego skład wchodzą wszystkie powołane do tego instytucje państwowe.
O porwaniu polskiego misjonarza poinformowane zostały odpowiednie instytucje rządowe w Republice Środkowafrykańskiej, międzynarodowe misje w tym kraju oraz Organizacja Narodów Zjednoczonych.
W Republice Środkowoafrykańskiej pracuje obecnie 32 polskich misjonarzy. Przypominamy, że wciąż aktualne jest ostrzeżenie MSZ dla obywateli polskich kategorycznie odradzające podróży do tego kraju i zalecające opuszczenie jego terytorium ze względu na sytuację bezpieczeństwa.
Sytuacja wewnętrzna w Republice Środkowoafrykańskiej jest bardzo trudna. Aby zapobiec eskalacji przemocy i stworzyć warunki powrotu do stabilizacji, w RŚA działają trzy misje zagraniczne: misja pokojowa ONZ, MINUSCA, misja Unii Europejskiej EUFOR CAR oraz misja specjalna Francji Sangaris. W skład misji EUFOR CAR wchodzi polski kontyngent liczączy ok. 50 żołnierzy.
MSZ RP i odpowiednie instytucje prowadzą intensywne działania na rzecz uwolnienia polskiego misjonarza. Prosimy media o powściągliwość i rozwagę w informowaniu o sprawie, także ze względu na dobro rodziny porwanego. Wszelkie spekulacje mogą mieć negatywny wpływ na pomyślny finał sprawy."
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.