Czy konflikt za naszą wschodnią granicą nie jest przestrogą i dla nas, że gdy zagubią się wartości, to wtedy wszystko jest dozwolone? Z ks. Andrzejem Gajewskim, misjonarzem pracującym w diecezji charkowsko-zaporożskiej, rozmawia ks. Włodzimierz Piętka.
Jak się zmieniła Ukraina w ciągu ostatnich 11 lat. Co przyniosła pomarańczowa rewolucja, co niosą obecne trudne doświadczenia?
W dużych miastach na wschodzie Ukrainy ludzie rozmawiają w większości po rosyjsku. Jeszcze w 2003 roku w Charkowie łatwiej było spotkać ludzi mówiących po angielsku niż po ukraińsku. Pomarańczowa rewolucja obudziła związki z Ukrainą oraz tożsamość narodową. Wielu zaczęło się przemieszczać ze wschodu na zachód, panował klimat otwarcia. Ale w duszy ukraińskiej było też inne przekonanie. Przedstawił mi je pewien człowiek, który kiedyś wiózł mnie na pogrzeb. Mówił: „Bo wie ksiądz, jak w 1991 r. napadła na nas ta niezależność”. Tak, dla wielu ciosem było rozbicie Związku Radzieckiego: „Napadła na nas niezależność” – wielu powtarzało i wciąż powtarza. Tu dzielę się moją subiektywną oceną, ale uważam, że tak jak cały świat, podobnie i Ukraina idzie drogą rozwoju i globalizacji. W ludziach obudziło się pragnienie „igrzysk i chleba”. Kultura Zachodu nęci ludzi luksusem, dobrobytem i przyjemnością. Wyrazem takiego myślenia są programy telewizyjne, np. „Ukraina ma talent” i inne podobne spektakle, które oglądamy również w Polsce. Natomiast na dalszy plan zostały odsunięte pragnienia głębsze, natury duchowej. Gdy padły strzały na Majdanie, wielu zaczęło pytać: skąd wzięli się ci ludzie i jakiej byli narodowości? A przecież ich wychował właśnie ten postkomunistyczny i bezideowy świat. Niestety, upadek reżimu komunistycznego nie sprawił, że ludzie zaczęli szukać duchowych wartości. Ludziom wystarczało, że mieli pieniądze i rozrywkę. Chcieli mieć święty spokój. Nie interesowało ich, że ich krajem rządzi przestępca, że do władzy dochodzą tacy, a nie inni. Teraz widzimy owoce takiej postawy. Obecna sytuacja Ukrainy i stan wojny biorą się z tego zaniedbania i zepsucia człowieka. Ktoś powiedział, że wojna jest katastrofą antropologiczną, bo jest wynikiem życia w grzechu, bez rodziny i zasad moralnych.
Czy w Pawłogradzie – mieście, w którym Ksiądz pracuje, widać wojnę?
Oprócz Mariupola Pawłograd jest najbardziej wysuniętą na wschód placówką rzymskokatolicką w diecezji charkowsko-zaporożskiej. W mieście jest spokojnie. Widać tylko więcej żołnierzy i ich posterunki. Raz spotkałem separatystów, gdy pojechałem na wschód, aby w pewnej miejscowości odprawić Rezurekcję. Widziałem tam rosyjskie flagi, zostałem wylegitymowany, ale nic złego się nie stało. Gdy rozmawiam o tej sytuacji z parafianami, mówią, że wśród separatystów jest wielu bezrobotnych, ludzi zbuntowanych i niezadowolonych, niepotrafiących odnaleźć swego miejsca. Im daje się broń i to oni strzelają. Wojna jest realna i ludzie coraz częściej tego doświadczają, zwłaszcza gdy są przywożone ciała poległych w walce ukraińskich żołnierzy.
Na Ukrainę Ksiądz zabrał pewne doświadczenie z diecezji płockiej – myślę o Ruchu Rodzin Nazaretańskich, obecnym w wielu naszych parafiach. Jakie elementy tej duchowości szczególnie odpowiadają ukraińskiej duszy, zwłaszcza w obecnej, niełatwej sytuacji?
Jestem moderatorem ruchu w diecezji charkowsko-zaporożskiej. Mam kilka wspólnot. W kraju, gdzie jest garstka katolików, tworzenie takich małych wspólnot jest bardzo ważne. Mamy spotkania, dni skupienia i rekolekcje. W ten sposób formują się ludzie, którzy szukają głębszego spotkania z Bogiem, którzy przeżywają drogę zawierzenia miłosierdziu Bożemu przez oddanie się Maryi. Myślę, że ideę tego ruchu trafnie oddał papież Benedykt XVI, gdy w czasie beatyfikacji Jana Pawła II powiedział, że nasz papież „patrzył na świat oczami Matki Bożej”. Do tego ideału chcemy dorastać. Od kilku lat niemal 30-osobowa grupa z Ukrainy uczestniczy w rekolekcjach RRN diecezji płockiej w Bańskiej Wyżnej.
A więc także w czasie wojny trzeba mówić o Panu Bogu?
Zwłaszcza w czasie wojny! W sytuacji, gdy człowiek jest doświadczony cierpieniem i zmiażdżeniem przez przemoc, może albo wpaść w beznadzieję, albo zawierzyć się Bogu. Przed kilkunastoma dniami przed kościołem spotkałem młodego człowieka pod wpływem alkoholu. Gdy zacząłem z nim rozmawiać, powiedział mi, że od kilku nocy nie spał w domu. Nie wiedział, co ma robić, bo na wojnie zginął jego brat: zostawił żonę i dzieci. A w dniu pogrzebu brata on dostał bilet do wojska. Ksiądz Wiktor Wąsowicz, porwany przez separatystów i następnie uwolniony, opowiadał mi, że czterokrotnie był wyprowadzany na egzekucję. I za każdym razem doświadczał, że Pan Bóg jest większy od separatystów i od tej wojny. Ten konflikt jest straszny, bo jest walką bratobójczą i wojną kłamstwa. Media dopuszczają się manipulacji. Widzę to nawet tu, gdy z moim ukraińskim doświadczeniem oglądam serwisy informacyjne w Polsce.
Ksiądz Andrzej Gajewski święcenia kapłańskie przyjął w 1997 roku. Pracował jako wikariusz w parafiach: Gozdowo, Ducha Świętego w Płocku i św. Maksymiliana Marii Kolbego w Modlinie. Od 2003 roku jest misjonarzem w diecezji charkowsko-zaporożskiej na Ukrainie. Obecnie pracuje w parafii Świętego Michała Archanioła w Pawłogradzie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.