Oczywiście - odpowiedziałem - Pan Bóg ma duże poczucie humoru. Ale - dodałem - tylko wtedy, gdy nie musi razem z ludźmi płakać nad ich niedolą.
W natłoku tematów ważnych, nieraz zawiłych, warto czasem z przymrużeniem oka popatrzyć na świat i ludzi. Zatem... Byłem u lekarza po comiesięczną porcję zdrowia. A pan doktor – przemiły człowiek i gawędziarz. No i grzybiarz zapalony. Opowiedział historię sprzed roku czy dwóch.
Otóż grzybów w lasach nie było. Proporcja deszczu, słońca i temperatury niekorzystna. A poza tym – z grzybami to ponoć nigdy nie wiadomo, jakie tam leśne duszki rządzą. Rodzina i znajomi dzwonią, chcą jak co roku na grzyby. Miejscowi też zmartwieni. Ani suszonych prawdziwków nie będzie, ani marynowanych rydzów. Aż ktoś rzucił we wsi hasło: na mszę trzeba zanieść, innego wyjścia nie ma. Część ludzi dołączyła do pomysłu, zrzucili się po ileś tam, jeden poszedł do proboszcza. A ksiądz też grzybiarz, jak większość ludzi w tamtej okolicy. „Prosimy o mszę za prawdziwki”. I wyłuszczył księdzu sprawę. „Intencja zła nie jest, odrzekł proboszcz. Ale jak to ująć, żeby śmiechu nie było? Dobra, coś wymyślę”.
I msza była. „W naszych biednych okolicach wielu z nas dorabia sobie zbieraniem jagód, grzybów i ziół. Grzybów nie ma tego roku. Prośmy więc Boga o błogosławieństwo w zbiorach runa leśnego”. Jedni się uśmiechnęli, inni wzruszyli ramionami, a inni rankiem następnego dnia popędzili do zagajników za domami. Są! Są piękne grzyby. Nie jakieś tam kurki, ale dorodne, na pękatych nóżkach prawdziwki. Ale nie wszędzie. I to było intrygujące. Wioskowe śledztwo ustaliło, że grzyby wysypały się w zagajnikach tych, którzy do mszalnej składki się przyłączyli...
Wiem, Czytelniku, że w odpowiedzi też można wzruszyć ramionami albo i znacząco się uśmiechnąć. Ale można też zapytać, dlaczego nie usłuchać rady apostoła Pawła: „O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem!” (Flp 4,6). Oczywiście „w każdej sprawie” znaczy: w każdej dobrej sprawie. Co i zauważył proboszcz, mówiąc „intencja zła nie jest”. A tak mi się zdaje, że zbyt wiele spraw nie przedostaje się przez ten nasz wewnętrzny filtr blokujący to, co wydaje się mało ważne. Wszak dziecko do ojca czy do matki ze wszystkim, z drobiazgami przyjść może. Niech więc „Ojcze nasz” – Ojcze nasz znaczy.
Po drugie – uderzyła mnie mądrość księdza-grzybiarza. On pewnie nie musi dorabiać zbieraniem jagód i prawdziwków (choć kto wie? Opowieści o bogactwie klechów nie do końca są prawdziwe). Ale dobrze wyczuł zarówno obawę przed śmiesznością, jak obawę tych, którym dochód z leśnego runa jest bardzo potrzebny. To znaczy, że „czuje” swoich parafian. I takiego czucia tylko życzyć duszpasterzom. Od czucia zaczyna się współ-czucie. A bez tego trudno być proboszczem, czy w ogóle księdzem. To nawet papież Franciszek w adhortacji o ewangelizacji zauważa.
A na koniec puenta. Nie ja ją wymyśliłem, a pan doktor: „I co? Ma Pan Bóg poczucie humoru?” – to było w kontekście tego selektywnego wysypu prawdziwków. I znowu słyszę żachnięcie się niektórych Czytelników. „A tam, różnice w zagrzybieniu zawsze są i z tego zrobiono legendę. Może nawet propagandową”. Może, spierał się nie będę. Powiem więcej: jakaś doza legendy gdzieś tam zawsze przykleić się może. Tak czy owak spodobał mi się komentarz pana doktora. Oczywiście - odpowiedziałem - Pan Bóg ma duże poczucie humoru. Ale - dodałem - tylko wtedy, gdy nie musi razem z ludźmi płakać nad ich niedolą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.