Kiedy rozmawiał z Bogiem i szukał zewnętrznych potwierdzeń powołania, usłyszał: „To jest sprawa między nami. Ja ciebie powołuję i nikt więcej nie musi o tym wiedzieć, nie musisz się z tego tłumaczyć”. – Powołanie to tajemnica – wyznaje kl. Janusz.
Wakacje to czas modlitwy wielu młodych, którzy wyjeżdżając na rekolekcje, podejmując trud pielgrzymowania, chcą jeszcze raz odbyć poważną rozmowę z Bogiem i poszukać w sobie odpowiedzi na pytanie: „Gdzie posyła mnie Pan?”. Często zadawane pytania przez tygodnie pozostają bez odpowiedzi, a dusza waha się, od euforycznego „tak” do cichego „nie”. – Jezus rzekł do swych uczniów: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Dlatego w kościołach rozbrzmiewa nasza prośba, aby Jezus dał odwagę młodym mężczyznom i kobietom, aby odważnie odpowiedzieli „tak” na Boże zaproszenie – mówi rektor Wyższego Seminarium Duchownego „Hosianum” w Olsztynie ks. Paweł Rabczyński.
Ucieczka od odpowiedzialności
Wiele mówi się dziś o kryzysie powołań. Przedstawiane są statystyki, media zapraszają autorytety, które starają się wyjaśnić to zjawisko. Jednak ta dyskusja odbywa się na płaszczyźnie ludzkiej, jest ograniczona i ułomna, gdyż na drugi jej plan spycha się Boga, który przecież dla nas, wierzących, jest jedynym powołującym. To Jezus wybrał apostołów, zaproponował im wspólną drogę. To nie człowiek wybiera. Człowiek jest wybierany. – Potrzebna jest wzmożona modlitwa. Co roku wstawiamy się za tymi, którzy słyszą głos Chrystusa – mówi wicerektor „Hosianum” ks. Bartłomiej Matczak. Zauważa, że od kilku lat maleje liczba powołań. – Jednak analizując to zjawisko i wchodząc głębiej w jego istotę, skłaniam się ku temu, że nie możemy mówić o kryzysie powołań, bo oznaczałoby to, że Pan Bóg przestał powoływać, a raczej o kryzysie powoływanych – wyjaśnia ks. Bartłomiej. Według niego wynika to z czysto ludzkiej słabości młodych pokoleń. Młodym brak bowiem odwagi do podejmowania tzw. decyzji ostatecznych. Widać to nie tylko na przykładzie powołań do kapłaństwa i życia zakonnego, ale też i w podjęciu decyzji o małżeństwie. Dziś często decydują się na jego zawarcie osoby, które skończyły trzydziesty rok życia. – Ludzie żyją dziś inaczej niż kilkadziesiąt lat temu. Jest to problem natury duchowej, moralnej, ale nie kategoryzowałbym tego na zasadzie dobra i zła. Rzeczywiście obserwujemy coraz więcej powołań osób, które zgłaszają się do seminarium po studiach albo w ich trakcie, a także osoby pracujące. Bo człowiek może zawsze odkryć swoje powołanie. I to jest fascynujące – mówi ks. Bartłomiej.
Piąty rok
Janusz Gajdowski przez wiele lat uczył katechezy w Bartoszycach. Razem z żoną Wiesławą angażował się w życie parafii. Niektórzy żartowali, że jest czwartym wikarym. Jednak nigdy nie myślał, żeby być księdzem. – Nie zawsze byłem wierzący. Mija właśnie trzydzieści lat, odkąd się nawróciłem. Po skończeniu szkoły podstawowej powiedziałem rodzicom, że jestem niewierzący. Mama stwierdziła, że niejeden taki się już nawrócił, i nie wracała do tematu. Dziesięć lat bez Boga. Do dziś nie wiem, jak to się stało, że się nawróciłem. Zacząłem się zastanawiać, co ja tak naprawdę odrzucam? – opowiada Janusz. Później poznał przyszłą żonę – Wiesławę. Wzięli ślub, na stałe osiedlili się w Bartoszycach. W 2009 r. na konferencji katechetycznej Janusz mówił o powołaniu. – Nawiązywałem do książki „Dar i tajemnica” Jana Pawła II. Swoją prelekcję poprzedziłem słowami: „Co prawda nie mam powołania do kapłaństwa, ale każde powołanie jest darem i tajemnicą” – mówi. Po śmierci żony, kiedy zagłębiał się w sobie, usłyszał głos: „Będziesz kapłanem”. Postanowił, że jeśli w najbliższym czasie trzy osoby niezwiązane z nim zaczną rozmowę na temat kapłaństwa, to się zacznie nad tym zastanawiać. – Z czasem przestałem liczyć osoby, które pytały: „Może księdzem zostaniesz?”. Wspólnotę Odnowy w Duchu Świętym poprosiłem o modlitwę wstawienniczą – śmieje się Janusz. – Później myślałem, kiedy to zrobić. Musiałem kilka spraw zamknąć. Ostatecznie postanowiłem nie czekać. Napisałem list do bp. Jacka Jezierskiego, że jestem gotowy – dodaje. Do seminarium Janusz wstąpił, mając 53 lata. – Jestem klerykiem, więc jeszcze nie księdzem. Zapewne dlatego wielu ma problemy, jak się do mnie zwracać. W gimnazjum uczniowie mówią do mnie: „Proszę księdza, wie pan…” albo: „Proszę pana, wie ksiądz” – śmieje się. – Z perspektywy dwóch lat spędzonych w seminarium mogę śmiało powiedzieć, że mimo wcześniejszych obaw jestem szczęśliwym człowiekiem. Nie żałuję, że idę tą drogą. Tu mam Jezusa blisko siebie. To dar Boga, tajemnica – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).