O odważnych klerykach i o tym, jak pomóc księdzu w kryzysie, z ks. dr. Aleksandrem Radeckim rozmawia ks. Jakub Łukowski.
Ks. Jakub Łukowski: W dokumentach Kościoła dotyczących formacji kandydatów do kapłaństwa znajdujemy zapisy mówiące o tym, że do pracy wychowawczej w seminariach duchownych powinni być delegowani kapłani doświadczeni i odznaczający się szczególnymi przymiotami osobistymi. Jak Ksiądz przyjął decyzję o mianowaniu na ojca duchownego kleryków?
Ks. dr Aleksander Radecki: Muszę przyznać, że gdy w Wielką Sobotę 1991 r. bp Jan Tyrawa odwiedził mnie na plebanii w Mokrzeszowie, gdzie od 6 lat byłem proboszczem, i powiedział: „Będziesz ojcem duchownym w seminarium”, nogi pode mną trochę się ugięły. Miałem świadomość, że ta praca wymaga szczególnego przygotowania, którego wówczas nie miałem. Moją siłą była natomiast pamięć o tym, że Pan Bóg dał mojej rodzinie wspaniałego tatę, który był dla mnie wzorem. Dzięki temu wiedziałem, jakie cechy powinien mieć zarówno ojciec, jak i każdy prawdziwy mężczyzna. Mój tato był człowiekiem odpowiedzialnym, opanowanym, bardzo pogodnym, modlącym się i konsekwentnym. Widziałem w nim bohatera, weterana II wojny światowej, który na swoim ciele nosił ślady postrzału. Mimo że pracował i był jedynym żywicielem rodziny, zawsze miał dla nas czas. Bardzo szanował mamę, będąc przy tym autentyczną głową rodziny. W maju tego roku minęło 50 lat od jego śmierci. W pamięci mam jego pożegnanie z nami, kiedy na dzień przed śmiercią każdego z nas pobłogosławił. Tym, co dodawało mi odwagi, gdy rozpoczynałem posługę w seminarium, było także doświadczenie zdobyte podczas 15 lat pracy w parafii – jako wikariusz i proboszcz. Wiedziałem, że z tych doświadczeń będę mógł skorzystać i nimi się dzielić.
Wielu księży dopiero po święceniach i podjęciu pracy w parafii docenia czas spędzony w seminarium, z jego rytmem i uporządkowaniem.
Zgadza się. Mnie osobiście to wszystko bardzo pomagało. Osławione dzwonki przypominające o kolejnych punktach dnia, określone pory posiłków i modlitw są swoistym luksusem, na który trudno byłoby pozwolić sobie w parafii. Posługiwanie w seminarium pozwoliło mi całkowicie skoncentrować się na pracy kapłańskiej, gdyż nie musiałem martwić się o jakiekolwiek remonty czy zaopatrzenie. Bardzo mobilizująca dla mnie była działalność rekolekcyjna na rzecz kleryków w seminariach zakonnych i diecezjalnych, a także dla osób konsekrowanych: sióstr zakonnych i zakonników.
Na pewno było to okazją do zdobycia wielu doświadczeń, które mogą przydać się w nowej Księdza pracy.
Cenne wydaje mi się to, że miałem możliwość przypatrywania się rozwiązaniom funkcjonującym w różnych diecezjach, dotyczącym zarówno formacji kleryków, jak i księży. Dziękując Panu Bogu za te 23 lata, jednocześnie wiem, że dostałem tutaj wszystko to, co najlepsze. Oprócz tego przebywanie w centrum diecezji pozwalało żyć rytmem ważnych wydarzeń dla Kościoła lokalnego i nie tylko. Gdy o tym mówię, przychodzą mi na myśl wspomnienia związane z 46. Międzynarodowym Kongresem Eucharystycznym we Wrocławiu i Janem Pawłem II, a także liczne spotkania z kapłanami i siostrami zakonnymi.
Lata pracy z alumnami na pewno pozwoliły ich dobrze poznać. Jacy są współcześni klerycy i czym różnią się od tych, którzy do drzwi seminarium pukali kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu?
Klerycy są zawsze dziećmi swojej epoki. Gdy 44 lata temu mój rocznik zaczynał formację, słyszeliśmy od starszych kolegów: „Kiedyś to było seminarium”, i towarzyszące tym westchnieniom opowieści o rzeczach, których dzisiaj nawet nie bylibyśmy w stanie sobie wyobrazić. Z kolei gdyby dzisiejszego kleryka cofnąć do realiów lat 70. ubiegłego wieku, to myślę, że najdalej po tygodniu wystąpiłby z seminarium. Wtedy po prostu były inne czasy. I tak jeśli dzisiaj młody człowiek może być dla mnie powodem do martwienia się o niego, to dlatego, że bardzo często nie jest on w stanie wyobrazić sobie nawet życia bez komórki, komputera czy internetu. Oczywiście nikt nie mówi, że jest w nich coś złego, natomiast mogą one stawać się źródłem problemów, gdy korzystanie z nich przybiera jakieś formy uzależnienia. Tymczasem młody człowiek powinien być mobilizowany do tego, aby uczyć się panować nad sobą i umieć odmówić sobie czegoś w ramach kształtowania silnej woli. Zarówno przed laty, jak i dziś chodzi o to, aby odkrywać, że mogę obejść się bez pewnych rzeczy czy nawyków. Dzisiaj nie mamy zrozumienia dla ascezy, a tymczasem okazuje się, że jest ona ogromnie potrzebna, właśnie po to, aby nie zginąć w tym z pozoru wygodniejszym świecie.
Czy to znaczy, że dzisiaj jest trudniej, gdy chodzi o predyspozycje osobowościowe kandydatów do kapłaństwa?
Ogromnym plusem dzisiejszych kleryków jest to, że są odważni i mają w sobie wiele otwartości na świat. Moim zdaniem są odważniejsi niż ich poprzednicy pół wieku temu. Kiedyś przyznanie się, że syn jest klerykiem, pomimo kłopotów czynionych przez władze komunistyczne dla rodziny było nobilitacją i powodem do dumy. Dzisiaj natomiast jest zupełnie inaczej. Dzisiaj kleryk musi być silny wewnętrznie, aby wytrzymał chociażby natłok tych wszystkich nieprzychylnych opinii rozpowszechnianych na temat duchowieństwa. Dalej, musi być odważny, aby wyjść w sutannie czy koloratce na ulicę. Współcześni kandydaci do kapłaństwa muszą bardzo dokładnie przemyśleć swoją decyzję i wydaje mi się, że kosztuje ich ona więcej niż kiedyś.
Trzeba pamiętać także i o tym, że powołani do kapłaństwa reprezentują środowiska, z których pochodzą. Dziś z zatroskaniem patrzymy na to, jak wiele rodzin jest niepełnych czy dysfunkcyjnych. Kandydaci wywodzący się z takich środowisk mają jeszcze więcej trudności do pokonania w podążaniu za głosem powołania. Jednocześnie trzeba pamiętać o tym, że to dobrze, jeśli w trakcie pobytu w seminarium kandydaci ujawniają swoje wady czy słabości. Kleryk, który chce rozmawiać z ojcem duchownym czy z innymi przełożonymi, daje sobie szansę na ewentualną korektę swojego myślenia i postaw. Otwartość, odwaga i szczerość dzisiejszych kleryków sprawiają, że łaska Boża łatwiej może do nich dotrzeć.
Jako wikariusz biskupi ds. formacji stałej kapłanów będzie Ksiądz dbał o duchowy rozwój tych, którzy jako duszpasterze na co dzień odpowiadają za życie religijne wiernych w parafiach. Dlaczego taka posługa jest potrzebna?
Pan Bóg się nie myli, dając komuś powołanie. Chodzi natomiast o to, aby z tą łaską współpracować. W każdej dziedzinie ludzkiej działalności potrzeba nieustannego dokształcania i podnoszenia kwalifikacji. Nikt przecież nie chciałby trafić do lekarza, który po studiach całkowicie pożegnał się z książkami. To samo dotyczy księdza. Kapłan musi przede wszystkim dbać o nieustanne pogłębianie swojej relacji z Chrystusem, a także o rozwój wiedzy teologicznej i duszpasterskiej. Specjalistycznej pomocy potrzebują poszczególne grupy księży – ojcowie duchowni dekanatów albo ci, którzy odpowiadają za konkretne działy, np. duszpasterze trzeźwości czy powołań. Taką specyficzną grupą kapłanów są m.in. proboszczowie, którzy w swoich parafiach mają kleryków, dlatego warto organizować dla nich specjalne spotkania w celu wymiany uwag i doświadczeń.
W swojej nowej posłudze zapewne będzie miał Ksiądz do czynienia z sytuacjami kryzysowymi dotykającymi poszczególnych duchownych.
Można powiedzieć, że dotychczasowy ojciec duchowny kleryków będzie teraz pełnił tę funkcję wobec kapłanów. Zdajemy sobie sprawę z tego, że życie niesie z sobą bardzo wiele sytuacji trudnych, również w życiu księdza. Ks. Marek Dziewiecki zauważa, że ci, którzy porzucają kapłaństwo, często odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację obarczają przełożonych czy trudne warunki życia i posługiwania. Tymczasem najważniejszym powodem każdego odejścia jest osobisty kryzys przeżywany przez konkretnego człowieka, któremu zazwyczaj towarzyszy zaniedbanie modlitwy oraz próba ucieczki od odpowiedzialności i nieuniknionego trudu życia, a także jakieś pozbawione realnych podstaw oczekiwanie, że w świeckim życiu będzie łatwiej o radość i osobisty rozwój. Tymczasem – jak podkreśla ks. Dziewiecki – te ostatnie zależą tak naprawdę od naszego postępowania, a nie od środowiska, w jakim żyjemy. Tak więc gdy w kurii czy na parafii spotkam się z księdzem, który przeżywa kryzys, przede wszystkim stanę po jego stronie. Będę starał się przypomnieć mu, że wspaniały dar kapłaństwa wymaga pielęgnacji i troski z jego strony. A gdy okaże się, że w czyjejś konkretnej sytuacji nastąpiło jakieś przeciążenie, to istnieje przecież cała gama sposobów poradzenia sobie z takim czy innym problemem. Kluczową sprawą będzie zawsze dobra wola zainteresowanego.
To zapewne bardzo odpowiedzialna i wymagająca niezwykłej delikatności posługa. Czy Ksiądz boi się tej pracy?
Nie. Dlatego, że nie będę sam. Stoi za mną modlitwa ludu Bożego obecna w każdej Eucharystii. Poza tym bardzo ważne jest dla mnie to, że do tej pracy otrzymuję mandat Kościoła, a skoro tak, to mam prawo liczyć na pomoc i prowadzenie ze strony Ducha Świętego. Czeka mnie praca nie mniej odpowiedzialna niż ta z klerykami. Myślę, że będę umiał zrozumieć księży, chociażby dlatego, że dzielę z nimi ten sam kapłański los. A przecież my jako księża także mamy nieśmiertelne dusze, które potrzebują troski. 38 lat mojego kapłaństwa przekonuje mnie do tego, aby nie patrzeć na nikogo z góry i nie przerażać się żadną trudną sytuacją. Ksiądz arcybiskup, ustanawiając w diecezji taką funkcję, ma nadzieję, że niejednemu kapłanowi uda się pomóc. Chodzi bowiem o to, aby ci, którzy potrzebują pomocy, nie zachowywali się jak chorzy, którzy im gorzej z nimi, tym bardziej unikają wizyty u lekarza. W teorii przecież każdy ksiądz wie, że gdyby zadbać o regularną spowiedź i stałego spowiednika, wtedy 95 proc. problemów rozwiązałoby się samych. Tymczasem bardzo często trudno jest wprowadzić we własne życie to, o czym doskonale wiemy, że jest dobre dla innych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).