Jonasz w habicie

Piesza wędrówka do Fatimy mocno dała mu się we znaki. Obiecał sobie, że już nigdy jej nie powtórzy. Po roku znów przeszedł ponad 4 tys. km, żeby utwierdzić się w swoim powołaniu.

Reklama

Sensacja na ulicach

Wór uszył sam, bo do Fatimy szedł, pokutując za swoje grzechy. Specjalnie wybrał drogę przez kraje, w których zanikła religijność. – Ludzie w Holandii zatrzymywali samochody, trąbili, robili zdjęcia, zapraszali do domu. Traktowali mnie jak zakonnika. Tam księża czy zakonnicy na ulicy nie noszą sutann. Moje myśli były takie, żeby Pan Bóg pobłogosławił Holandii, żeby kapłani założyli stroje duchowne, bo ludzie spragnieni są takiego świadectwa. Po powrocie z Fatimy wziąłem do ręki „Niedzielę” i czytam, że episkopat Holandii upomina się, żeby księża nosili sutanny. Coś niesamowitego. Odczuwałem wielką radość. Dziękowałem Bogu, bo moje pragnienie się wypełniło – opowiada.

Oprócz krzyża o. Benedykt dźwigał 30-kilogramowy plecak, a w nim mnóstwo obrazków Jezusa Miłosiernego z modlitwą w różnych językach. Rozdawał je napotkanym ludziom i modlił się za nich. Z pobytu w Holandii utkwiła mu również scena przed marketem. – Przechodziłem obok grupy młodzieży. Zobaczyłem, że mnie wołają. Podszedłem do nich. A oni podają mi jointa. Podziękowałem im. Pokazałem na krzyż i tłumaczę: „Jesus is my life” i że idę do Fatimy, pokutuję za swoje życie, bo w młodości robiłem różne rzeczy. Zapadło milczenie. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Rozdałem im obrazki. Dziwnie się na mnie patrzyli, ale je wzięli – mówi.

Rok duchowej walki

W Fatimie wyspowiadał się u polskiego księdza z Wenezueli. – Zalecił mi, żebym poszedł do cystersów. Sugerował, żebym wybrał klasztor w Hiszpanii, bo tam nie ma powołań i bardzo się ucieszą, jak przybędzie do nich Polak. Opierałem się. Nie znałem przecież języka. Jak już, to ewentualnie do Polski, ale bardziej do benedyktynów czy kamedułów. Przez rok uciekałem przed tym wezwaniem. Niczym biblijny Jonasz, który też uciekał przed spełnieniem woli Bożej. Biłem się z tymi myślami. Do cystersów? To nie jest chyba zakon dla mnie. A może się ożenię? Założę rodzinę albo będę żył samotnie. Miałem dylemat. Byłem rozdarty – opowiada. Mijał rok tej duchowej walki. Paweł Zieliński pojechał do kościoła jezuitów w Łodzi na nocne czuwanie przed Zesłaniem Ducha Świętego. O 3.00 nad ranem była Msza św. – Modlono się też o rozeznanie duchowe. Podczas modlitwy otrzymałem mocne wewnętrzne światło, takie silne pragnienie, żeby jeszcze raz pójść do Fatimy. A przecież przysięgłem sobie, że choćby nie wiem co, drugi raz nie będę tam pieszo pielgrzymował. Tak mocno fizycznie dało mi się to we znaki – mówi. 

Wystarczyło kilka dni przygotowań i ponownie ruszył. Tym razem wędrował inną drogą. Przez Czechy, Bawarię, Austrię i Szwajcarię. Doszedł w 105 dni. – Gdy 13 października kończyły się uroczystości, szukałem sposobu, jak powrócić do kraju. Miałem przy krzyżu narodową flagę. Zobaczyli ją polscy pielgrzymi. Ich opiekunem był o. Rajmund Guzik, cysters z Wąchocka. Wyjaśniłem mu, że szedłem w intencji rozeznania mojego powołania – czy mam się ożenić, czy iść do zakonu. Spojrzał na mnie z życzliwością i zażartował: „To jeszcze nie wiesz, chłopie? Tyle szedłeś i jeszcze nie wiesz?”. Dał mi kilkadziesiąt euro na powrót i adres do cystersów w Polsce – dodaje o. Benedykt. Po kilku miesiącach, 19 marca, we wspomnienie św. Józefa, zapukał do drzwi cysterskiej placówki w Winnikach.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama