Ulotkę mam „na zaczepkę”, w kieszeni ściągawkę z kerygmatem, a w sercu Jezusa. Pojechałam ewangelizować niemiecką Polonię.
Bez teoretyzowania
Franciszkański klasztor znajduje się w graniczącej z Frankenthalem miejscowości Ludwigshafen. W klasztornej furcie wita nas brat Rafał Lotawiec. – Ekonoma nie ma, to i paśnik pusty – kładąc na stół kawałek ciasta, franciszkanin objaśnia prawidła, które rządzą klasztornym życiem. Odpowiadamy gromkim: „zjemy, zjemy wszystko, wszystko wszyściusieńko, hej, coby na tym stole było puściusieńko”. Z obrazu uśmiecha się papież Franciszek. – Ewangelizacji nauczyłam się podczas misyjnego wyjazdu do Mińska. Miałam przy sobie obrazki z wizerunkiem Jezusa. Podchodziłam do przechodniów, pokazywałam obrazek i mówiłam: „Jak będzie Ci smutno, popatrz w te oczy i powiedz – Jezu, ufam Tobie” – zaczyna misyjną opowieść Danuta. Historia płynnie przechodzi w poruszające świadectwo, kiedy to kilka lat temu sama zdecydowała się powierzyć życie Jezusowi. Pobożną atmosferę przerywa Rysiek. – Ulotkę mamy „na zaczepkę” – pretekst do rozmowy. Metoda działa, ale jeszcze nikogo z nowo poznanych osób nie udało nam się zaprosić na wieczorne spotkanie. Jak na razie siejemy... – mówi i pyta franciszkanina wprost: – Może brat ma jakąś sprawdzoną metodę, jak trafić do germańskiej duszy? Brat Rafał bierze głęboki oddech. – Od siedmiu lat zachodzę w głowę, co takiego powinienem jeszcze o tym narodzie wiedzieć. Staram się dużo modlić, medytować Pismo Święte – po prostu żyć wiarą. W rozmowach z ludźmi nie teoretyzuję, ale opowiadam o swoim życiu. I to ich przekonuje – wyjaśnia franciszkanin. Do rozmowy włącza się ojciec Robert Kiełtyka. Okazuje się, że wielkim marzeniem zakonników jest powstanie tu ośrodka ewangelizacyjnego. – Potrzeba ewangelizacji jest duża. Na razie wystartowaliśmy z drugą edycją Kursu Alfa – cyklem 10 wykładów na temat chrześcijaństwa. Organizujemy także m.in. regularne Msze św. dla Polaków – mówi.
Drobne znaki
W parafii St. Jakobus jesteśmy na krótko przed czasem. To nasze ostatnie wieczorne spotkanie. Wyciągamy słoiki z ogórkową, w które wyposażyła nas babcia Krystyna, u której w czasie misji mieszkamy. Do parafialnej salki pomału schodzą się Polacy: nasza gospodyni z córką Gosią, Mariusz, Rita i Teresa – Niemka, wychowana w Polsce. – Ewangelizacja zawsze wzmacnia moją wiarę, bo często mogę zobaczyć, jak Bóg działa w sercu człowieka – mówi Rysiek. Danuta powołuje się na drobne znaki, którymi Jezus zapewniał ją o swojej obecności podczas ewangelizacyjnej misji. Stwierdza też, że do Polski wraca odważniejsza. Spisujemy także pomysły na przyszłość: dać wcześniej ogłoszenie do gazetki parafialnej o przyjeździe misjonarzy, przesłać ulotki, dobierać właściwe słowa podczas rozmowy ewangelizacyjnej. Uwag wychodzi cała kartka. Głos zabiera babcia Krystyna. Mówi krótko i konkretnie: – Wy przyjechaliście i zrobiliście to, o co ksiądz Ireneusz prosił, żebyśmy my robili codziennie – mówi. Równo po tygodniu wracamy do Warszawy. Zmęczeni, ale szczęśliwi. W autokarze Danuta podsumowuje misyjne statystyki: rozdaliśmy blisko 700 ulotek, rozmawialiśmy z 33 osobami, nawiązaliśmy kontakt z kilkunastoma, daliśmy świadectwo naszej wiary. Jesteśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Mamy głęboką nadzieję, że nasza obecność i zanoszone modlitwy zmiękczyły trochę tę niemiecką ziemię.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.