Kiedy życie stało się nie do wytrzymania, znalazła drogę wyjścia. To było jednak tylko złudzenie.
Nadchodzi czas
„Pamiętajcie! – istnieje diabeł, nie tylko Bóg, ale i Jego przeciwnik i jemu zależy tylko na jednym, żeby z was zrobić »nic« na tym świecie. On was nienawidzi” – przedarło się do jej świadomości ostrzeżenie matki, jej matki, która w dzieciństwie powtarzała z kolei słowa swojego ojca. – Jak przystąpi do ciebie, powiedz: „Idź precz, szatanie!” – radziła wtedy. Powiedziała. „ Co się ze mną dzieje?” – serce Marii świdrowało dramatyczne pytanie. Odeszła od kuchennego zlewu. Weszła do pokoju: zimnego, nieprzyjemnego, z pustymi ścianami. – Nic mi nie wychodzi, wszystko się wali – padła na kolana i zaczęła szlochać. – Boże, pomóż mi! – łkała pełna bólu, zagubienia, ale i determinacji. Po policzkach płynęły łzy.
Przestała przychodzić na spotkania Świadków. Zaniepokojeni bracia odwiedzali ją, namawiali do odnowienia więzi. Wymawiała się, zwodziła, odwlekała jasne postawienie sprawy. I płakała. Łzy pojawiały się każdego dnia. Podczas codziennych czynności, w pracy, na spacerze. Była na rozdrożu, ale jakby wszystkiego było mało, zaczęła spóźniać się miesiączka. Poszła do lekarza. – Tylko tego brakowało – pomyślała, ale kiedy mąż skwitował z radością: „No to będziemy mieli małą Marysię” – odetchnęła z ulgą. „To będzie przełom, ja temu dziecku muszę dać nowe życie, od początku uporządkowane” – mobilizowała siebie i męża. Postanowiła zmianę i od razu zaczęła się o to „nowe” modlić. Nie miała jednak odwagi przekroczyć progu kościoła, choć majestatyczną wieżę bielawskiej fary widzi ze swojego okna. Nie była gotowa. Kiedy urodził się syn, nie zdecydowała się go ochrzcić. Jeszcze nie teraz. A czas płynął.
Drzwi trzeba otworzyć
Nagle znajduje się w wielkim tłumie. Nie zna tych ludzi, ale trzyma za rękę synka, tylko jakoś taki starszy jest i na biało ubrany. Idzie z tym tłumem do jakiegoś zamczyska. Przechodzi przez bramę, dziwi się, nie zna miejsca. Nigdy tu nie była, ale się nie boi, słyszy bowiem piękny śpiew. Nie zna słów, ale wie, że śpiew jest mocny, męski. Wchodzi dalej. Ludzie się rozchodzą. Jedni idą gdzieś na lewo, większość idzie prosto. Tam też idą oboje. Nagle znajdują się na wielkiej łące. Skąd tu łąka? Nie wie. Ogląda się za siebie i wtedy wyrasta przed nią ogromny mur zamczyska, a na nim, jak na telebimie, wizerunek Matki Boskiej. Tej z Jasnej Góry. Patrzy zafascynowana i nie może uwierzyć, że to prawda, bo Maryja gestem przywołuje ją do siebie. – Wtedy się budzę – wspomina po latach wydarzenia z roku 1997. – Rozglądam się i już rozumiem. To sen. Tylko sen, gdyby nie to, że Maryja mi się przyśniła. Więc jeszcze mocniej zaczynam prosić Ją o pomoc w odkrywaniu drogi życia – mówi Maria.
Sen jest przełomem. Zaczyna wierzyć bez jakiegokolwiek wahania w to, że tylko Bóg może uzdrowić jej życie. Bóg, którego znowu zaprasza do swojego domu. Już prawie dziesięć lat żyje w zawieszeniu: opuściła Świadków, ale nie wróciła do Kościoła. Dziesięć lat oczyszcza serce, porządkuje to, co zburzyli Świadkowie i ich nauka, dziesięć lat płyną łzy z jej oczu. Od znajomej Maria otrzymuje obraz Jasnogórskiej Pani. Nigdy nie była w Częstochowie, ale z opisu domyśla się, że śniła o jasnogórskim klasztorze. Wiesza krzyż na ścianie swojego pokoju. Wreszcie z powrotem zna smak pokoju serca i radości z powrotu do domu. To nic, że wciąż ma problemy z mężem, że jego alkoholizm się pogłębia. To nic, że trudności życia dają się we znaki – w jej sercu panuje pokój. Decyduje się więc na wizytę w kancelarii parafialnej – dziwne, choć to po sąsiedzku, droga do tych drzwi zajęła jej dziesięć lat życia. Gdy stoi w kolejce, czuje nie tylko ulgę, ale i ogromną tremę. Dezerteruje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.