Ubodzy, bo…

No właśnie. Jak to jest, że mimo takiego rozwoju gospodarczego mamy tak wielu biednych. W krajach rozwiniętych oczywiście.

Reklama

We wspomnienie św. Mikołaja, wielkiego przyjaciela ubogich, nie sposób tego pytania nie zadać. Zastanawiali się też nad tym problemem Rzymie uczestnicy seminarium przygotowanego wspólnie przez Wolny Uniwersytet Matki Bożej Wniebowziętej (LUMSA) i Papieską Akademię Nauk. Lakoniczna relacja z tego wydarzenia jaką przedstawiło Radio Watykańskie jest wstrząsająca, dlatego pozwolę sobie zacytować.

„Samą liczbę dzielnic nędzy na całym świecie szacuje się na 200 tys. Mieszka w nich miliard 300 milionów (1,3 mld) ludzi. Są to na ogół obrzeża wielkich aglomeracji, jednak rządzą się one przeważnie własnymi prawami. Ich mieszkańcy utrzymują się z dorywczej niepełnopłatnej pracy zapewnianej przez nieformalnych liderów. Zdarza się, że w niektórych krajach taki rodzaj zatrudnienia przeważa nad legalnym. Tak jest np. w Indiach czy na Filipinach, gdzie szara strefa obejmuje 70 proc. rynku pracy. W skali kontynentalnej taki los spotyka 40 proc. zatrudnionych w Azji i Ameryce Łacińskiej. Zjawisko to rozszerza się też na dotkniętą przez kryzys Europę”. 

Na Polskę też. Znam trochę niektóre takie „dzielnice nędzy” w okolicy, w której mieszkam. Często w tle ubóstwa jest alkohol. Tyle że nie zawsze to on był przyczyna biedy. Pojawia się nieraz jako odpowiedź na życie w nędzy. No i te problemy z pracą. Jeśli jest, to dorywcza. I na czarno. Można sobie obiecywać, że nigdy nie siądzie się z sąsiadami „na murku” do popijawy. Gdy raz się w coś takiego wpadło, trudno stanąć na nogi. Zwłaszcza gdy udzielana przez gminy pomoc jest nieprzemyślana i zaspokaja jedynie doraźnie te czy inne potrzeby. Gdy człowiek nie potrafi skorzystać z pralki, po nowe ubranie będzie przychodził częściej niż strojnisie do butiku.

Kto winny? Myślę, że w dużej mierze państwo. To ono tworzy system, w którym kto raz wpadł w nędzę nie ma praktycznie szans z niej wyjść. I wcale nie uważam, że państwo za mało ingeruje w mechanizmy gospodarcze. Wręcz przeciwnie. Myślę, że tej interwencji jest zbyt dużo. Chcąc niby wszystkim zapewnić odpowiedni poziom zabezpieczeń socjalnych (ubezpieczenie zdrowotne, świadczenie emerytalne) a przy okazji zapełnić kasę, by móc na prawo i lewo rozdawać przywileje (KRUS, wcześniejsze emerytury) oraz synekury swoim urzędnikom i ich pociotkom pobiera takie daniny, że ci, którzy pomnażają nasze bogactwo nie są w stanie ich unieść. Stąd chętnie uciekają w szarą strefę. Zwłaszcza że jako konkurentów mają nieraz firmy o niejasnych powiązaniach z politykami różnego szczebla, z którymi  nie sposób uczciwie konkurować. To sprawia, że mniej odprowadzają do wspólnej kasy. I błędne koło się zamyka.

Że to system źle działa najlepiej pokazała w ostatnich dniach sprawa z pieniędzmi zaoszczędzonymi przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Z 62 miliardów, które miał wydać w 2012 roku nie wydał 400 mln zł zaplanowanych do wydania na leczenie pacjentów oraz 1,8 mld zł na refundację leków. Drobiażdżek, prawda? Pieniądze pewnie na coś już wydano. A że kolejki do specjalistów się wydłużyły i zmarło trochę pacjentów, którym Fundusz nie dał na terapię chorób rzadkich? W urzędniczych tabelach wszystko się zgadza. Starczy nawet na premię za gospodarność.  A w razie choroby, by czekania w kolejce uniknąć, uruchomi się znajomości.

Ubogich zawsze mieć będzie – mówił kiedyś Jezus. Prawda.  Tyle że moglibyśmy ich mieć znacznie mniej, gdyby na wspólny tort składać się naprawdę solidarnie i kroić go sprawiedliwie.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama