Wydaje mi się, że tę wypowiedź trzeba zauważyć. „Tylko przepowiadanie wolnego Kościoła brzmi głośno i przekonywająco”.
To słowa patriarchy Moskwy, Cyryla I, opublikowane w wywiadzie dla dziennika „Smolenskije nowosti”. Jego zdaniem Kościół powinien bronić swojej niezależności, gdyż tylko ona pozwala mu bycie autorytetem duchowym. Broni się w ten sposób przed wysuwanym wobec rosyjskiej Cerkwi zarzutem jej „zrastania się” z państwem. Tylko słowa? Nie wydaje się. W wywiadzie padają też słowa potwierdzające, że Patriarcha jest świadom zagrożenia, jakie niesie ze sobą związanie Kościoła z władzą: „Nie chcemy powtórki historii, jesteśmy bowiem przekonani, że krwawe wydarzenia z początków XX wieku i nagonka na Kościół, jaka po nich nastąpiła, pod wieloma względami były wynikiem jego zniewolenia przez państwo”. Mocne, prawda?
Ze swą autokefaliczną strukturą Kościół prawosławny jest bardziej niż katolicki narażony na pokusę wspierania nacjonalizmów i sojuszu z władzą. Nie znaczy jednak, że w Kościele katolickim owych pokus nie doświadczamy. Zwłaszcza sojusz z władzą jawi się nam czasem jako perspektywa mocno interesująca. Jednak z perspektywy celu Kościoła, jakim jest prowadzenie ludzi ku Bogu, do zbawienia, to ślepy zaułek. Doświadczyliśmy tego po przemianach roku ’89, gdy tylko za życzliwe wspieranie władzy w demokratycznych przemianach mających doprowadzić do zdrowej normalności, Kościół zapłacił oskarżaniem go o zbyt duży wpływ na życie publiczne i obarczaniem go winą za błędy rządzących. Zwłaszcza że poszczególni duchowni nie zawsze umieli wobec tej władzy zachować zdrowy dystans. Dziś, nauczeni tym doświadczeniem, powinniśmy w tych relacjach zachowywać się już dużo roztropniej. Na sojuszu z ubogimi, cichymi, niewiele znaczącymi Kościół wychodzi znacznie lepiej niż na flircie z władzą.
W dzisiejszej sytuacji społeczno-politycznej powinniśmy chyba też strzec się sprawiania wrażenia, że jesteśmy zwolennikami jakiejś konkretnej politycznej partii. Programem Kościoła powinno być zawsze dobro jednostki i całego społeczeństwa. W Kościele zaś każdy, kto chce swoje życie kształtować z Jezusem powinien mieć szanse poczucia się jak u siebie w domu. Niezależnie od tego, jaka opcję polityczną przyjmuje. Nie znaczy to oczywiście, że mamy udawać, iż nie widzimy niezgodności tego czy innego politycznego programu z wymogami dekalogu. Bardziej o to, by pamiętać, że Kościół powinien też wychowywać, a nie tylko zajmować się już (niby) wychowanymi. A wiadomo, w wychowaniu lepsze cierpliwe czekanie niż odtrącanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.