Na autorytet trzeba zapracować. Cierpliwością, wieloma poświęceniami, pozornie zmarnowanymi godzinami rozmów. Nade wszystko zaś wiarygodnością.
Jedni martwią się spadkiem, inni twierdzą, że wciąż go za dużo. Jak chociażby młoda adeptka dziennikarstwa z pewnego miasteczka w południowo-zachodniej części Polski. Alarmująca swoich czytelników wieściami o cytowanym przez jej najbliższych proboszczu. Bo jego opinia to podobno dla nich świętość. Cóż, jednych przerażać mogą księża z autorytetem, innych cieszą. Bo człowiek tak jest skonstruowany, że – czy tego chcemy czy nie – potrzebuje mocnych punktów odniesienia. Tym bardziej gdy świat pędzi i wszystko zmienia się w tempie błyskawicznym. Ameryki tym stwierdzeniem nie odkrywamy. Można powiedzieć – logika Małego Księcia.
O ile nie warto rozwodzić się nad samą kwestią potrzeby autorytetu, to warto zastanawiać się, skąd ów się bierze. Na pewno nie z samego faktu bycia księdzem. Tak, jak nie bierze się z samego faktu bycia dziennikarzem, nauczycielem czy politykiem. Na autorytet trzeba zapracować. Cierpliwością, wieloma poświęceniami, pozornie zmarnowanymi godzinami rozmów. Nade wszystko zaś wiarygodnością. Znów Ameryki nie odkrywamy. Pisze o tym w najnowszym numerze Nowych Mediów Jan Cieński. Jego tekst co prawda jest analizą zjawisk, z jakimi borykają się współczesne media, ale przez analogię może dać odpowiedź na pytanie jak ma budować swój autorytet osoba duchowna, rodzic czy szef firmy.
Zacząłem o wiarygodności i trochę się przestraszyłem. Czy nie zostanę posądzony o lokowanie produktu bądź autopromocję. Bo przecież „wiarygodni” to nasze hasło reklamowe. Ale może tak właśnie ma być. Że Kościół, jego duchowni, będą się reklamować nie spotami i akcjami marketingowymi, budować swoją pozycję nie aktami prawnymi i zarządzeniami, ale wiarygodnością. Co przez nią należy rozumieć tłumaczyć nie trzeba.
Żeby nie pozostać na poziomie teorii. Musiałem kiedyś odbyć męską rozmowę z mającym problemy parafianinem. Słuchaj – powiedziałem – jak jeszcze raz będziesz mnie pod wpływem zatrzymywał na środku drogi, to następnym razem nie będę cię objeżdżał po rowach, ale zatrzymam się i kijem ci pokażę, którędy chodzą piesi. E – usłyszałem w odpowiedzi – nie zrobi tego proboszcz. Zrobię, bo jestem ojcem parafii. Po chwili ciszy rozmówca wydusił z siebie: A może tak by się przydało… Z perspektywy czasu wiem, że mogłem sobie pozwolić na taki styl rozmowy nie dlatego, że jestem proboszczem, ale dlatego, że przez lata pobytu w parafii jeszcze nigdy po kieliszku nie usiadłem za kierownicą. Myślę, że wielu w ten sposób właśnie buduje swój autorytet. Czemu nie należy się dziwić.
Dziwić należy się tym, którzy się dziwią, że na świecie są jeszcze autorytety. Są i będą. Jeśli świat ma trwać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.