Ćwierć wieku po śmierci Roberto Calviego rzymski sąd uniewinnił pięciu podejrzanych o morderstwo, które rzuciło cień na finansowe interesy Watykanu - donosi Gazeta Wyborcza.
Największa zagadka kryminalna powojennych Włoch pozostaje tajemnicą. Po półtorarocznym procesie, który miał przynieść nowe sensacje o powiązaniach włoskiej polityki, mafii i Kościoła, rzymski sąd w środę oczyścił z zarzutów podejrzanych, wśród których był m.in. uważany za byłego kasjera sycylijskiej mafii Pippo Calo. Ciało Calviego (z pięcioma cegłami w kieszeniach marynarki) znaleziono w czerwcu 1982 r. wiszące pod przęsłem mostu Blackfriars Bridge w Londynie. Po początkowych wątpliwościach londyńscy śledczy uznali śmierć za samobójstwo i dopiero wieloletnie starania jego syna doprowadziły do ekshumacji w 2003 r. I właśnie po ekshumacji prokuratura przyjęła wersję mordu. Jedna z hipotez mówiła, że zginął w odwecie za nieodpowiednie zarządanie depozytami włoskiej mafii. W latach 70. Roberto Calvi był szefem katolickiego banku z Mediolanu, który od imienia patrona miasta, świętego Ambrożego, nazwano Banco Ambrosiano. Jeszcze na początku XX w. jego klienci musieli legitymować się metrykami chrztu, a katolicki bank uchodził za wzorzec chrześcijańskiego biznesu. Deklarował, że nie stosuje lichwy oraz inwestuje tylko w sprawdzone moralnie przedsięwzięcia. Pomimo bliskich osobistych związków z włoskim Kościołem (wśród jego szefów byli krewni późniejszych papieży) Banco Ambrosiano pod rządami Roberto Calviego zajął się brudnymi interesami, w które - zdaniem włoskich mediów - zamieszana była mafia, włoscy politycy, a pośrednio także Kuria Rzymska. Banco Ambrosiano miał nie tylko prać brudne pieniądze mafii, ale i współfinansować polityczne przedsięwzięcia części włoskiej prawicy - m.in. przelewał dotacje dla antylewicowej prasy w Ameryce Łacińskiej. Zdaniem mediów miała to być polityczna dywidenda, dzięki której politycy chronili przed sądami zarówno bank, jak i jego mafijnych klientów. Roberto Calvi, którego media ochrzciły potem mianem bankiera Pana Boga, zdołał zdobyć zaufanie abpa Paula Marcinkusa, który kierował watykańskim bankiem - Instytutem Dzieł Religijnych. Banco Ambrosiano stał się głównym partnerem finansowym Watykanu, a certyfikaty opatrzone pieczęciami Kurii Rzymskiej uwiarygadniały fikcyjne spółki, które dla swych mrocznych transferów wykorzystywał Calvi. Czy abp Marcinkus, który objął Instytut Dzieł Religijnych bez żadnego przygotowania w dziedzinie finansów, nie wiedział o ciemnych interesach banku, któremu powierzał pieniądze Watykanu? Czy wplątał Kościół w związki z Calvim wyłącznie wskutek swej naiwności? Po głośnym bankructwie ściganego przez prokuraturę Banco Ambrosiano Watykan w 1984 r. zapłacił 240 mln dolarów na pokrycie części długów banku, ale zaprzeczył jakiejkolwiek "prawnej i moralnej odpowiedzialności" za jego działania. Wprawdzie m.in. czterej skruszeni mafiosi w 1994 r. mówili, że Marcinkus doskonale wiedział o machlojkach Banco Ambrosiano, ale nigdy go nawet nie przesłuchano, bo skrył się za watykańskim immunitetem dyplomatycznym. Przed rokiem zabrał swoje tajemnice do grobu. Gdyby rzymski sąd skazał podejrzanych o morderstwo Calviego, być może w nadziei na niższą karę zaczęliby - czego oczekiwały włoskie media - mówić o nieznanych szczegółach interesów Banco Ambrosiano, mafii i abpa Marcinkusa. Jednak środowe orzeczenie nie zamyka sprawy, bo włoska prokuratura szykuje nowe oskarżenie w sprawie morderstwa Calviego.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.