- Żyjąc w Polsce, czuliśmy się pewni. Będąc w Montpellier, doświadczamy swej kruchości, ale mamy głębokie przeświadczenie, że właśnie tam Pan Bóg chce nas teraz mieć – mówią Adriana i Leszek Wiśnikowie z Opola.
W Polsce mieli ułożone życie – mieszkanie, dobrą pracę, grono przyjaciół i znajomych. Z tego wszystkiego zrezygnowali i pojechali wraz z piątką dzieci do Montpellier we Francji, gdzie dołączyli do misji „ad gentes”, utworzonej na prośbę miejscowego biskupa przez Drogę Neokatechumenalną. – Nie czujemy się lepsi od innych. Jesteśmy słabi i grzeszni, a naszą mocą jest łaska, którą Bóg nas obdarza – mówią Adriana i Leszek Wiśnikowie.
Odczytali Bożą wolę
– Decyzja długo w nas dojrzewała. Będąc we wspólnocie neokatechumenalnej, słyszeliśmy o rodzinach, które wyjeżdżają na misje do różnych krajów. W pewnym momencie każde z nas poczuło, że jest to być może i nasze powołanie. Zaczęliśmy o tym rozmawiać, modlić się, pytać Pana Boga, czy taka jest Jego wola. Otwieraliśmy Pismo Święte i widzieliśmy, że Pan Bóg to potwierdza – opowiada małżeństwo misjonarzy. W styczniu 2012 roku zostali posłani przez papieża Benedykta XVI do Montpellier. Audiencję poprzedziły 2-tygodniowe rekolekcje, na których rodziny ze wspólnot neokatechumenalnych z całego świata, które wyraziły gotowość wyjazdu na misje, dowiedziały się, do jakiego kraju się udadzą. Jedne rodziny były posyłane do utworzenia nowych misji, inne do dołączenia do już istniejących, zarówno w krajach Europy Zachodniej, jak i Wschodniej, w Afryce, Ameryce czy Papui-Nowej Gwinei. – Odbywało się to przez losowanie. Pan Bóg sprawił, że na nas czekała Francja – wspominają. Języka francuskiego nie znali, ale z pełnym zaufaniem szykowali się do wyjazdu. – Daliśmy sobie pół roku na przygotowania. Chcieliśmy, by starsze dzieci skończyły rok szkolny, by na świat przyszedł najmłodszy Dominik – mówią.
Kościół wymierający?
Montpellier to miasto na południu Francji. Kiedyś było chrześcijańskie, o czym świadczą m.in. liczne kościoły czy piękna katedra. Dziś katolików chodzących do kościoła jest tu garstka. Statystyki podają, że niespełna 1 proc. Większość społeczeństwa to ateiści i muzułmanie. – Młodzi ludzie nie są ochrzczeni, nigdy nie słyszeli o Panu Jezusie, religia ich nie interesuje. Święta wprawdzie zachowały chrześcijańskie nazwy, ale ludzie ich nie rozumieją. Wielkanoc to po prostu dodatkowe dni wolne od pracy, kiedy w domu można zająć się większymi pracami, np. remontowymi. W diecezji Montpellier nie ma seminarium, księża są w większości w starszym wieku, a kościoły pozamykano albo przekształcono na muzea. Po ludzku patrząc, Kościół jest tam na wymarciu – opowiada Leszek Wiśnik.
– Rzeczywistość, którą zastaliśmy, w pierwszym momencie bardzo smuci, ale i tam Kościół żyje. Jesteśmy częścią misyjnej wspólnoty, którą tworzy ks. Emmanuel Bornhauser, pięć wielodzietnych rodzin, osoba samotna i seminarzyści z Redemptoris Mater z sąsiednich diecezji. To dodaje ducha – mówi Adriana Wiśnik. Misja „ad gentes” w Montpellier powstała 5 lat temu na nowo wybudowanym osiedlu Malbosc, które zostało zaprojektowane jako takie, na którym nigdy nie będzie żadnego kościoła. Dlatego dom będący siedzibą parafii nie może mieć na zewnątrz krzyża, jest za to tablica informująca, że mieszka w nim ksiądz katolicki. – Misja w Montpellier ma prawa parafii. W domu misji są sprawowane Msze św., udzielane sakramenty, odbywają się katechezy, ale z punktu widzenia władz miasta w tym miejscu nie ma kościoła – opowiadają.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.