Jak to zwykle bywa legenda przełożyła na język prostego ludu wzniosłą teologię.
Chcąc pozostać wierny faktom powinno być w cieniu krzyży. Dwóch krzyży, jakie towarzyszyły naszemu wzrastaniu w wierze i mojej drodze do kapłaństwa. Naszemu, bo obok tych krzyży, w ich cieniu, rosły całe pokolenia, nie zawsze przygotowując się do przyjęcia sakramentu święceń. A może lepiej napisać najczęściej. Bo przecież z tak licznego grona posługujących obok tych krzyży ministrantów, jeszcze liczniejszego grona modlących się przy nich, z rzeszy tych, którzy łask szczególnych doświadczyli (kiedy stare księgi cudów wreszcie doczekają się opracowania i wydania?), zaledwie kilku poszło do seminarium i przyjęło święcenia.
Krzyż Tumski. Przywędrował do Włocławka na początku szesnastego wieku. Jedna z legend mówiła o przypłynięciu do miasta podczas wielkiej powodzi. Wiry wzburzonej rzeki miały skierować go pod drzwi katedry, do których miał pukać jednym z ramiom. Mało to prawdopodobne, bo pokazujące poziomy najwyższej wody znaki, umieszczone na kościele świętego Jana, są znacznie niżej poziomu drzwi katedry. Mimo to sama legenda warta jest zauważenia, gdyż wpisuje się kapitalnie w dzisiejsze święto. „Kiedy mówimy o ofierze w sensie religijnym, myślimy najczęściej o ukierunkowaniu nas do Boga. Zasadnicza nowotestamentowa wypowiedź o ofierze, o ofiarowaniu się Jezusa, wygląda dokładnie odwrotnie (…) Ofiarowanie się Jezusa jest wyrazem udzielenia się Boga” (T. Schneider, Znaki Bliskości Boga). „Jest to sakrament zejścia Boga ku człowiekowi, zbliżenia się do tego wszystkiego, co jest ludzkie. Jest to sakrament Bożej ‘pobłażliwości’. Boskie wejście w rzeczywistość ludzką osiągnęło swój szczyt za pośrednictwem męki i śmierci” (bł. Jan Paweł II).
Jak to zwykle bywa legenda przełożyła na język prostego ludu wzniosłą teologię. Stąd garnęli się przez wieki wierni, by przed Tym, który sam wybrał to miejsce, zanosić swoje modlitwy i prosić o łaski, nie zawsze zdając sobie sprawę z tego, że nie oni przyszli do Ukrzyżowanego, ale On do nich.
Znakiem jeszcze bardziej wymownym był relikwiarz Świętego Drzewa. Wydobywany z katedralnego skarbca na Drogę Krzyżową, Gorzkie Żale i liturgię Wielkiego Piątku. Nie sposób zapomnieć drżącego głosu i drżącej ręki świętej pamięci biskupa Kazimierza Majdańskiego, zdejmującego fioletową zasłonę i śpiewającego „Oto Drzewo Krzyża…” Nie o wspomnienia jednak chodzi i odświeżanie dziecięcych emocji. Choć i one są ważne, bo przetworzone, przemyślane i przemodlone, kierują myśl ku ołtarzowi, ku składanej na nim Ofierze, o której Sobór trydencki nauczał: „Jedna i ta sama jest bowiem Hostia, ten sam ofiarujący się obecnie przez posługę kapłanów, który wówczas ofiarował Siebie na krzyżu, a tylko sposób ofiarowania jest inny” (DS. 1743).
Zaproszenie do kontemplacji świętości i piękna kapłaństwa Chrystusa – powiedział w wywiadzie dla miesięcznika Msza święta biskup Adam Bałabuch. Zaproszenie do „łamania chleba”, które z Krzyża czerpie swoje znaczenie. „By ostatnie słowo nie należało do niesprawiedliwości, by znikła nienawiść, by historia otwarła się na nową przyszłość, sam Chrystus zgodził się być Ofiarą, złożoną za nasze grzechy, za niewiarę, za niesprawiedliwość” (bł. Jan Paweł II).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).