O modlitwach z egzorcystą, złu, które samo się karze i lepszym planie na życie ze studentem hebraistyki Łukaszem Kalużnym rozmawia Monika Augustyniak.
Monika Augustyniak: Wiem, że modlisz się z egzorcystą o uwolnienie. Jak do tego doszło?
Łukasz Kalużny: – Jakiś czas temu ukończyłem dwuletnią Szkołę Animatora w Magdalence. Na koniec zaplanowane były rekolekcje. Podczas jednej z rozmów ksiądz Andrzej Grefkowicz, egzorcysta, zapytał mnie, do jakiej posługi czuję się powołany. Byłem wtedy we wspólnocie w grupie rozeznającej i prowadzącej czuwania, które organizujemy w Żyrardowie, w parafii salezjańskiej w każdą trzecią sobotę miesiąca. Tam czułem się na właściwym miejscu. Gdy to powiedziałem, ksiądz zaproponował, bym towarzyszył mu podczas modlitw o uwolnienie. Byłem zaskoczony. Z jednej strony pomyślałem „nie!” i poczułem, jakby mnie ktoś uderzył młotkiem w głowę. Po chwili zrozumiałem, że Bóg mnie do tego wzywa. Już wcześniej otrzymałem proroctwo, że Bóg powołuje mnie do walki z demonami. Powiedziałem księdzu, że wiedziałem, iż będę się tak modlił, ale nie sądziłem, że tak wcześnie. I tak już od wakacji modlę się z egzorcystą o uwolnienie tych, którzy do nas trafiają.
To dość niespotykane – pomagać przy egzorcyzmach. Czy ta modlitwa wpływa na Twoje życie?
Przede wszystkim widzę, jak bardzo Bóg walczy o człowieka i jak chce go uwalniać. Przychodzą ludzie z różnymi problemami, z różnymi objawami. Niektórzy świadomie weszli w relację ze złym, niektórzy nieświadomie, a są i tacy, którzy przez czyny swoich bliskich zetknęli się z diabłem. Widzę, jak niewinnie wyglądające horoskopy, wróżki, ezoteryzm, pierścienie Atlantów i inne prowadzą do katastrofy. Wydaje się, że to nic wielkiego, a jednak to złamanie pierwszego przykazania: „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną”. Uwierzenie horoskopowi bądź szukanie pomocy u wróżki jest powiedzeniem Bogu: „Nie chcę, byś Ty kierował moim życiem. Będę szukał oparcia gdzie indziej”. A otwarcie się na złego ducha ma też swoje konsekwencje duchowe i fizyczne. Kiedyś będzie trzeba za to zapłacić. Ale widzę też, jak bardzo Bóg jest miłosierny i jak wyciąga rękę do człowieka, by go wydobyć z otchłani. Widzę też, jak wielką moc ma wstawiennictwo Maryi i świętych.
Nauczyłem się, że zło samo się karze. To nie Bóg zsyła karę za grzechy, ale konsekwencje zła prowadzą ku zagładzie. Od czasu, kiedy modlę się za innych, czuję, że toczy się o mnie duchowa walka. Tym bardziej nie skupiam się na tym, co złe, ale na Bogu. Uwielbiam Go, zapraszam i On zwycięża.
Jesteś zaangażowany we wspólnotę, pomagasz przy egzorcyzmach. Zawsze byłeś wierzący i zaangażowany w życie Kościoła?
Nie. Kiedyś postrzegałem Boga jako Sędziego, który za dobro wynagradza, a za zło karze. Wydawał mi się odległy i surowy. Nie miałem ochoty spotkać się z takim Bogiem. Jednak w klasie maturalnej straciłem przyjaciela i posypały mi się inne relacje. Byłem pochłonięty nauką. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że życie nie ma dla mnie sensu. Niby się uczę, dostanę się na studia, ale... po co? Nie miałem kolumny, jakiegoś constansu, na którym mógłbym się oprzeć. Zawaliły mi się drobne kolumienki i cała budowla runęła. Stałem na gruzowisku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.