Młodych trzeba wszystkiego uczyć, w każdej dziedzinie życia – tym bardziej życia wiary. I robię to z kandydatami do bierzmowania od kilku dziesięcioleci.
Siedem świętych znaków będących zarazem narzędziami łaski Bożej. Z każdym jest jakiś kłopot. I pewnie tak musi być z natury rzeczy – bo każdym narzędziem trzeba umieć się posłużyć, a każdy znak najpierw dobrze zrozumieć. Jasne, o sakramentach piszę. W naszej okolicy będą uroczystości sakramentu bierzmowania. Przystąpią do niego dziewczęta i chłopcy kończący gimnazjum. Piękny wiek. Ja miałem wtedy niespełna 12 lat i niewiele pamiętam. Patrona (czy tylko imię?) podpowiedziała mi Mama. Czy było jakieś przygotowanie? Chyba nie. Jedna czy dwie próby, byśmy nie pałętali się po kościele bezładnie. Świadek jeden dla chłopców, jeden – właściwie jedna dla dziewcząt. Nawet biskup nie był tak naprawdę biskupem – były to czasy, gdy kilkoma diecezjami zarządzali narzuceni przez komunistyczny reżym „wikariusze kapitulni”. Ale sakrament był sakramentem. Lubię porównywać działanie łaski do przepływu energii elektrycznej. Zatem w domu mojego życia zostało zainstalowane gniazdko „z prądem”. Można nie pamiętać albo i nie wiedzieć, kto gniazdko instalował, kto je do sieci przyłączył. Ważne, by wtyczkę do niego wkładać regularnie – to i styki nie zaśniedzieją. Ważne, by na końcu kabla była nie tylko lada jaka żarówka, a konkretna maszyna, która zysk przyniesie.
Tak było wtedy, przed sześćdziesięciu prawie laty. Dziś jest inaczej. Nad umywalką w sklepie wisi instrukcja mycia rąk. Dekarz otrzymuje do garści instrukcję schodzenia po drabinie. A uczeń zawodówki musi wkuć na pamięć instrukcję używania młotka. Instrukcje są potrzebne. Choć bywają i zbędne. I nigdy nie zastąpią ani rozumu, ani sumienia. Tym bardziej wiary zastąpić nie mogą. Wtedy, „za moich czasów” wiara zaglądała z każdego kąta. Było nią przesiąknięte wszystko wokół młodego człowieka. Poczucie sacrum było powszechne – choć samo słowo istniało tylko w mądrych księgach. Odkryłem je dopiero w czasie studiów. Ale przy każdym wejściu do naszego kościoła owiewała mnie ta szczególna aura świętości, nawet gdy szedłem tylko palić w piecu.
Dziś inne czasy, wiara już nie zagląda z każdego kąta naszych wiosek i miast. Młodych trzeba wszystkiego uczyć, w każdej dziedzinie życia – tym bardziej życia wiary. I robię to z kandydatami do bierzmowania od kilku dziesięcioleci. Własnego programu się dorobiłem – udoskonalanego z biegiem czasu, modyfikowanego – bo czasy się zmieniają. Przekonałem się też, że najważniejszy nie sam program, ale bycie proboszcza z kandydatami. A kandydatów ocieranie się o wiarę proboszcza. Nawet wtedy, gdy o niej nie mówi. I zawsze trzeba pamiętać, że to sakrament jest źródłem, z którego czerpiemy Bożą energię, nie zaś ludzkie programy. I że bierzmowanie nie jest sakramentem dojrzałości, a inicjacji chrześcijańskiej. Psalmista już przed wiekami śpiewał: „Jeżeli domu sam Pan nie zbuduje, daremnie nad nim rzemieślnik pracuje”. I o tym wszystkim warto pamiętać, gdy trwa sezon dojrzewania w wierze.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.