Pół Polak, pół Francuz, urodzony w Afryce, znakomity muzyk, człowiek po przejściach. - Nigdy nie byłem biedny, ale szczęśliwy stałem się dopiero, gdy spotkałem Jezusa - mówił do młodych w Lublinie Frenchman, czyli Nicolas Ribier.
Jesteście młodzi i niektórym z was wydaje się, że są porządnymi chrześcijanami. Może i są, ja jednak też tak myślałem przez długi czas, aż przestałem chodzić do kościoła – mówił podczas Forum Młodzieży archidiecezji lubelskiej gość specjalny, czyli Frenchman, znany między innymi z takich formacji jak Bass Medium Trinity (Marika/ ABselektOR/ Frenchman) i Jamal. Dla wielu młodych idol. – Muzyka zawsze była ważna w moim życiu. Był taki czas, że wydawało mi się, że jest najważniejsza, ale to nieprawda. Chcę wam opowiedzieć o tym, jak zwątpiłem i jak Jezus mnie odnalazł, mimo że ja Go wcale nie szukałem – zaczynał swoje świadectwo Nicolas.
Gorąca Afryka
– Jestem dzieckiem, nazwijmy to, dziwnych kombinacji. Moja mama jest Polką, mój tata Francuzem. Urodziłem się w Afryce w Gabonie, gdzie mieszkaliśmy przez 14 lat. Tam był mój świat. Gorący, kolorowy, roztańczony. Mój kościół parafialny tętnił życiem. Na każdej Mszy świętej śpiewaliśmy radośnie, nierzadko tańczyliśmy, niosąc dary do ołtarza. Ludzie, którzy wierzyli w Jezusa, cieszyli się tak bardzo, że nie byli w stanie tego ukryć. W takim kościele zostałem ochrzczony i przyjąłem Pierwszą Komunię Świętą. Kiedy miałem 14 lat, wróciliśmy do Polski – opowiadał Nicolas. Dla młodego chłopaka był to całkiem inny świat. W porównaniu z tym z Afryki zimny i szarobury. Do tego okres dojrzewania, w jaki akurat wchodził, sprzyjał buntowi. – Moi rodzice nieźle się ze mną mieli. Po kilku miesiącach pobytu w Polsce powiedziałem im, że więcej do kościoła nie pójdę, że tu cały rok trwają Gorzkie Żale, ludzie są smutni, nikt nie śpiewa, że mi w tym kościele chce się spać – mówił.
Kościół nie dla mnie
Nic nie było w stanie Nicolasa przekonać. Zaczynała się też jego przygoda z muzyką, która wypełniła czas. – Skończyłem liceum plastyczne i wybrałem się na studia. Centrum mojego życia stanowiła jednak muzyka. Zacząłem współpracę z Mariką, grałem koncerty, angażowałem się w różne projekty muzyczne. Miałem kasy jak lodu. W pewnym momencie postanowiłem przerwać studia. Stwierdziłem, że to się nie opłaca. Zarabiam niezłe pieniądze, robiąc same przyjemne rzeczy, więc... po co się męczyć i studiować? – wspominał. Wynajął wtedy kawalerkę w Warszawie i zamieszkał z dziewczyną. – Wcale mi to nie przeszkadzało, że jest to wbrew zasadom wpojonym mi przez rodziców. Co prawda raz w roku chodziłem do spowiedzi, ale nie wiem po co. Wyrzucałem z siebie grzechy jak karabin maszynowy, ale nawet przez chwilę nie zamierzałem zmieniać swojego życia. Ksiądz pukał w kratki konfesjonału, że koniec, i dla mnie był to koniec. Nie pamiętałem nawet, jaką pokutę dostawałem – przyznawał.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.