Pół Polak, pół Francuz, urodzony w Afryce, znakomity muzyk, człowiek po przejściach. - Nigdy nie byłem biedny, ale szczęśliwy stałem się dopiero, gdy spotkałem Jezusa - mówił do młodych w Lublinie Frenchman, czyli Nicolas Ribier.
Obca kobieta
Wie dokładnie, że grał wtedy koncert we Wrocławiu. Gdy skończyli, podeszła do niego jakaś kobieta, pogratulowała dobrej muzyki i zapytała, czy może chwilę z nim porozmawiać. Zgodził się. – Myślałem: „Czego ta babka chce?”. Powiedziała tak: „Nie wiem, od czego zacząć, więc zapytam wprost: czy jesteś gotowy umrzeć za Jezusa Chrystusa?”. Zaskoczyła mnie tym. Poprosiłem, by poczekała chwilę, bo tak od razu nie dam jej odpowiedzi. Odszedłem na bok, pomyślałem i przyszedłem jej powiedzieć, że może ją rozczaruję, ale nie jestem gotowy do takich poświęceń. Powiedziała mi, żebym się nie martwił, że Jezus Chrystus mnie bardzo kocha i że w pewnym momencie swojego życia będę miał do wyboru między pozostaniem neutralnym a pójściem w Jego ślady – mówi Nicolas.
Minęło kilka miesięcy. Pewnego poranka miał bardzo wyraźny sen. Akcja toczyła się w kościele, do którego uczęszczał, gdy mieszkał w Afryce. Wtedy proboszczem parafii był biały, we śnie przemawiał zaś czarny ksiądz. Za księdzem, nad tabernakulum, był kadr obrazu o kształcie eliptycznym bez płótna w środku. Zadał sobie więc pytanie, dlaczego nic w tym kadrze nie ma. Nagle, jakby w odpowiedzi, objawiła się Matka Boża płacząca łzami z krwi. – Takich snów się w życiu nie zapomina. Po przebudzeniu od razu zadzwoniłem do mojej mamy. Myślałem, że bardzo się ucieszy z tego, co jej powiem, bo ona jest bardzo pobożna i bardzo kocha Maryję. Ona jednak powiedziała tylko: „Synu, to dobrze, ja nie mam czasu z tobą gadać w tym momencie”. Byłem zawiedziony – przyznaje.
Nawrócony
Jakiś czas później mama zadzwoniła do Nicolasa i powiedziała, że zapisała go na konferencję o wierze i religii, którą w Polsce będzie prowadził ksiądz z Afryki. – Nie chciałem początkowo o tym słyszeć, ale ona postawiła mnie przed faktem dokonanym. Przedstawiła mi to jako konferencję naukową, gdzie będę mógł posłuchać ciekawych rzeczy. Wyobraziłem sobie, że odbędzie się ona w jakimś szklanym biurowcu, gdzie będę siedział na wygodnych fotelach i popijał kawę, przysypiając – opowiada. Na to spotkanie wybierała się spora część rodziny Nicolasa. Mama, ojciec, dwie ciotki – jedna bardzo zaangażowana w Odnowę w Duchu Świętym, druga niewierząca.
Konferencja odbywała się w Gdańsku. – Jedziemy samochodem. Ojciec podjeżdża pod jakieś wielkie schody, na których szczycie widać biały kościół. Po schodach wchodzi tłum ludzi. Nie wierzyłem w to, co widziałem. Pytam jakąś kobietę na końcu wielkiej kolejki, po co się tu stoi, a ona mi na to: „Panie, tu do rejestracji”. Miałem wrażenie, że wokół są same starsze osoby, o których myślałem: moherowe berety. Odbieram w końcu jakiś identyfikator, który chowam głęboko, by nikt na mieście nie skojarzył mnie z tym zbiegowiskiem. Gdyby nie było mi żal mojej mamy, uciekłbym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.