Kard. Grocholewski podkreśla, że gesty Franciszka współgrają z przepowiadaną treścią.
Na głębokie znaczenie pierwszych słów i gestów 265 Następcy Świętego Piotra zwraca uwagę w wypowiedzi dla KAI prefekt Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej, kard. Zenon Grocholewski. Jednocześnie przestrzega przed powierzchownym koncentrowaniem się na gestach zewnętrznych, a nie dostrzeganiem przepowiadanej treści i wyraźnego ukierunkowania na ewangelizację.
Poniżej przedstawiamy wywiad z kard. Zenonem Grocholewskim:
Księże Kardynale, mija pierwszy miesiąc pontyfikatu papieża Franciszka. Jakie Ksiądz Kardynał ma wrażenia, co to będzie za pontyfikat?
- Myślę, że jest to pontyfikat bardzo potrzebny. Chciałbym zwrócić uwagę, że na audiencje ogólne, czy też na niedzielną modlitwę "Anioł Pański" przybywa obecnie bardzo wiele osób. Nigdy nie było ich tak wielu, jak na przykład w minioną niedzielę, kiedy zapełniona była do połowy Via della Conciliazione. Podobnie tłumy obserwujemy co środę na audiencjach ogólnych. Ten papież ma wiele do powiedzenia. Mieszkam w Rzymie blisko pół wieku, przybyłem do Wiecznego Miasta za pontyfikatu Pawła VI i na przestrzeni minionych lat mogłem dostrzec, że każdy z papieży jest inny, uwypukla inne elementy w swoim nauczaniu. Papież Franciszek ujął wszystkich swoją prostotą i bezpośredniością, także w swoich wypowiedziach. Niestety często się zdarza, że my księża mówimy ponad głowami ludzi, nie dostrzegając ich problemów, posługujemy się językiem, którego oni nie rozumieją. Podam pewien przykład. Przed kilku laty będąc we Francji odprawiałem Mszę św. w Marsylii w wielkim kościele neogotyckim, przeznaczonym już na rozbiórkę, bo nie było wiernych. Na niedzielną Eucharystię przychodziło najwyżej 10-15 osób. Ale przyszedł nowy kapłan i obecnie ten kościół jest w niedzielę wypełniony rzeszami ludzi. Wyszedłem na zewnątrz, żeby z nimi porozmawiać. Chciałem się dowiedzieć, dlaczego wcześniej nikt nie przychodził, a obecnie ludzie ciągną nawet z daleka. Spotkałem między nimi także rodziny polskie i spytałem się: "Dlaczego przychodzicie do tego kościoła?". Odpowiedź brzmiała: bo jest tu atmosfera modlitwy, piękna liturgia, ale podkreślali ponadto: ksiądz głosi zrozumiałe kazania. Wskazuje to nam, że musimy sobie uświadomić, do kogo mówimy i jakim językiem się posługujemy. Musimy pomyśleć o inkulturacji wiary, naszego przepowiadania w środowisku, w którym żyjemy. Nie posługiwać się językiem podręczników, ale przygotować kazanie proste, choć często jest to znacznie trudniejsze. Ale jestem przekonany, że jest to konieczne.
Czy poza wymiarem ściśle duchowym i kaznodziejskim w pierwszym miesiącu tego pontyfikatu można też było dostrzec jakieś inne istotne elementy?
- Oczywiście. Ojciec Święty uczy nas wrażliwości na kwestie społeczne, na problemy ludzi ubogich, niesprawiedliwy podział dóbr ziemi. Przy czym należy zdać sobie sprawę z potrzeby zachowania realizmu: nie idzie o to, aby wszystko sprzedawać, lecz o wolność od przywiązania do dóbr materialnych. Papież Franciszek uczy nas też bezpośredniości, podkreślając ogromną, nadaną przez Boga godność każdego człowieka. Ale uczy także modlitwy. Już zaraz po swoim wyborze, kiedy podchodziliśmy, składając mu hołd - każdego z kardynałów prosił o modlitwę. Prośbę tę ponowił, kiedy wyszedł na loggię bazyliki watykańskiej, ukazując się ludowi rzymskiemu. Raz jeszcze poprosił o modlitwę i ciszę. Było to głębokie i przejmujące milczenie, a ludzie naprawdę się za niego modlili. Papież Franciszek wierzy w modlitwę. Przypomniał, że Kościołem nie rządzi papież, lecz Chrystus, zaś Następca św. Piotra jest tylko w pewien sposób jego narzędziem. Dlatego właśnie potrzebna jest modlitwa, na którą Ojciec Święty tak bardzo liczy. Nie jest to zresztą żadna nowość. Pamiętam, że kiedy Jan Paweł II odbył swoją pierwszą jako papież pielgrzymkę do Sanktuarium na Mentorelii, miejsca gdzie wcześniej przybywał jako biskup i kardynał, wyznał, że motywem owej pielgrzymki jest fakt, że w tym miejscu uczył się modlić. Wtedy właśnie powiedział, że pierwszym zadaniem papieża jest modlitwa. Widać, że również obecny Następca Piotra wierzy, iż mocą Kościoła nie jest ani inteligencja jego członków, ani też jej struktury w świecie, dobre relacje z przedstawicielami władzy doczesnej, lecz mocą Kościoła jest Chrystus. Dlatego z Nim musimy być zjednoczeni. Pan Jezus powiedział to bardzo jasno: "Beze mnie nic nie możecie uczynić" (J 15, 5b). Tej lekcji modlitwy Europa również bardzo potrzebuje. Ludzie są dziś zagonieni, mniej się modlą, przeciążeni są pracą. A przecież nie można być chrześcijanami, nie rozmawiając z Chrystusem. Chciałbym, aby Ojciec Święty wyczulił Europę na ważność modlitwy w naszym życiu chrześcijańskim.
Papież Franciszek uczy nas nie tylko słowem, ale także swoją postawą i gestami. Czy któreś z nich szczególnie poruszyły Księdza Kardynała?
- Tych specyficznych gestów papieża Franciszka jest bardzo wiele. Dziennikarze sporo już mówili o tym, że po wyborze zamiast pojechać przygotowaną dla niego limuzyną, wsiadł do busa i razem z kardynałami, którzy go wybrali, udał się do Domu Świętej Marty. Widzimy, że na placu św. Piotra zatrzymuje pojazd, wychodzi z papamobile, żeby się przywitać z grupą napotkanych znajomych, całuje dzieci, schodzi do niepełnosprawnych, zamieniając z nimi kilka słów, obejmując ich jak ojciec z wielką czułością. Uderza też wielka spontaniczność, jak choćby kiedy wracając ze Mszy św. na placu św. Piotra udał się na cmentarz przy Kolegium Niemieckim. Była to wizyta absolutnie niezapowiedziana, nikt nie był przygotowany na przyjęcie papieża. Nie są to jednak gesty sztuczne, wymyślone w związku z wyborem na papieża. To jego styl, w jakim sprawował posługę metropolity Buenos Aires. Sam byłem kiedyś stolicy Argentyny, na tamtejszym uniwersytecie. Chciał się ze mną spotkać i przyjechał autobusem miejskim. Ten styl życia właściwy jest wielu księżom w Ameryce Łacińskiej. Może nauczymy się go także i my, Europejczycy. Każdy papież jest na swoje czasy. Potrzebny był Jan Paweł II, który rozbudził Kościół, dodał mu optymizmu, entuzjazmu, rozmawiał z wieloma ludźmi, pociągnął za sobą młodzież, uczynił Kościół obecny we wszystkich sferach życia. Z kolei potrzebny był wybitny teolog, najwyższej miary intelektualista Benedykt XVI, który starał się przekonywać bardzo jednokierunkowo zracjonalizowany świat o racjonalności wiary: stosunku rozumu i wiary. To było bardzo ważne. Jego przemówienia mają znaczenie epokowe dla tego dialogu. Teraz natomiast potrzebny jest papież, który w swoim działaniu uwypukla, że nie tyle na siebie możemy liczyć, ale na Chrystusa, który kieruje Kościołem. Tak więc każdy papież uczy czegoś innego, chociaż nie czegoś nowego. Bo przecież wszystkie wspomniane elementy spotkamy u każdego z tych papieży. Tym niemniej każdy z nich uwypukla inną cechę, ważną dla działalności ewangelizacyjnej Kościoła.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.