Werbista z królestwa Ouatsi

Jego pradziadek był królem szczepu w Togo. A on sam, czarnoskóry Eric Kossi Hounake, jest dziś wikarym w Rybniku.

Reklama

Sandały w listopadzie

W Polsce trudno było mu też przyzwyczaić się do zimnego klimatu. Przyleciał tu w końcu października 2007 roku. Kiedy wsiadał do samolotu w Togo, termometr wskazywał powyżej plus 30 stopni Celsjusza. Polska przywitała go temperaturą minus 5 stopni. – To był pierwszy szok. Potem były następne. U nas, kiedy świeci słońce, zawsze jest ciepło. Więc patrzyłem przez okno: „O, jest słońce” i zadowolony wychodziłem na zewnątrz w sandałach. No i nawet pięciu minut w nich nie mogłem z zimna wytrzymać – śmieje się. Kiedy spadł pierwszy śnieg, wybiegł z kolegami klerykami na zewnątrz, żeby sprawdzić, jaki jest w dotyku i zrobić zdjęcia. Dotąd znał go tylko z telewizji. Jeden z kolegów, kleryk z Indonezji, w ogóle nie wiedział jednak, co to takiego jest to białe. – W pierwszej chwili myślał, że cukier. Potem nam z humorem opowiadał, że nawet spróbował, ale mu nie smakowało – śmieje się. Na obrazkach prymicyjnych o. Eric wypisał: „Podniosę kielich zbawienia i wezwę imienia Pańskiego”. Rozumie to hasło jako podziękowanie Bogu za to, że prowadzi go przez życie, co bardzo wyraźnie czuje. Nosi swoją czarną sutannę nawet w upały, traktując to jako świadectwo.

Dużą wagę przykłada do tego, żeby wychodzić do Mszy św. w ornatach najlepszej jakości, zwłaszcza w niedziele. Wiele ornatów, utrzymanych w kolorowym, błyszczącym stylu, przywiózł zresztą ze sobą do Rybnika z Afryki. Dlaczego wybrał właśnie zgromadzenie ojców werbistów? – Bo oni byli pierwszymi misjonarzami Togo, w zeszłym roku świętowaliśmy 120. rocznicę ich przybycia. A ja przed wstąpieniem do seminarium czytałem książkę o ewangelizacji Togo. O tym, jak misjonarze budowali kościoły i szkoły, jak w trudnych warunkach zapadali na choroby i nieraz umierali, ale mimo wszystko byli z ludźmi. To mnie zafascynowało. Przez rok studiowałem filozofię w Lomé, stolicy Togo, potem wstąpiłem do werbistów – wspomina. – W innych zgromadzeniach zdarza się, że na placówce misyjnej są sami Polacy, sami Anglicy albo sami Amerykanie. U nas tego nie ma. Na naszych placówkach pracują razem ojcowie różnych narodowości. Nasza obecność jest po to, żeby pokazać, że my w Kościele naprawdę jesteśmy jedną rodziną, dziećmi tego samego Boga – mówi.

Togo

państwo w Afryce Zachodniej. Na północy kraju można wciąż spotkać lwy, pantery, słonie, hipopotamy i krokodyle. Na południu, skąd pochodzi o. Eric, ciągną się pola kukurydzy, plantacje kakaowca, bananów czy pomarańczy.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama