Codzienne bombardowania, masowe gwałty i skrajna nędza ludności cywilnej – to obraz wojny, która wciąż toczy się na południu Republiki Sudanu.
Z powodu walk między siłami rządowymi a rebeliantami z Ludowej Armii Wyzwolenia Sudanu – Północ (SPLA-Nord) najbardziej cierpią mieszkańcy. „Zasmuca mnie, że nawet Kościół powszechny wydaje się zapominać o ludziach z Gór Nubijskich. Przynajmniej módlcie się za nas podczas niedzielnych Mszy” – apeluje biskup diecezji El Obeid, Macram Max Gassis.
Tylko od początku listopada chartumskie lotnictwo zrzuciło już 330 bomb. Zginęło od nich 36 osób, głównie kobiet i dzieci, a 22 zostały ranne. Zniszczeniu uległo wiele domów i pól uprawnych. Bomby dosięgły także kościoła w Hebanie. Sytuacja jest dramatyczna. „W góry nie dociera żadna organizacja humanitarna. Ostatnią nadzieją dla tych ludzi pozostaje Kościół” – mówi bp Gassis. „Założony przez nas szpital jest jedyną placówką medyczną w okolicy. Pracują w nim siostry zakonne i czterech lekarzy. Przeznaczony był dla 80 pacjentów, a teraz leży w nim ponad 500 osób. Nie możemy zbudować nowych sal, bo brakuje nam materiałów i robotników” – opisuje sytuację hierarcha.
„Moi księża przechodzą przez granicę do Sudanu Południowego, by odebrać zapasy i leki w obozie dla uchodźców w Yida. Podróż przez góry tam i z powrotem trwa 16 godzin i odbywa się pod ostrzałem rządowych bombowców” – mówi bp Gassis.
Sudański biskup szuka pomocy na całym świecie. O problemach ludności Gór Nubijskich mówił m.in. w Dublinie, Londynie, Brukseli, Paryżu, Berlinie, Oslo, Luksemburgu, Waszyngtonie i Nowym Jorku. W Genewie wystąpił przed Komisją Praw Człowieka. „Proszę społeczność międzynarodową, by wymogła na rządzie w Chartumie zaprzestanie ataków bombowych na ludność cywilną oraz otwarcie korytarzy powietrznych i naziemnych, by do potrzebujących mogły dotrzeć żywność i leki”.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.