Kościół musi być otwarty. To znaczy: każdy z nas musi być otwarty na brata. Nikt nie jest kimś lepszym, wyższym, ważniejszym, mądrzejszym… Zapewne też bardziej nawróconym.
W ubiegłą sobotę w Łagiewnikach odbyło się spotkanie tzw. Kościoła otwartego. Nie chcemy dłużej milczeć – mówią prelegenci. I słusznie. Nie ma powodu, by ktokolwiek w Kościele milczał. Nie ma powodu, by jakieś rozumienie Ewangelii miało nam wszystkim umknąć.
Homilię podczas rozpoczynającej spotkanie Mszy Świętej wygłosił brat Moris. Bardzo szczególną homilię – świadectwo, jak braterstwo przemienia. Braterstwo z każdym człowiekiem. Także tym najbardziej pogardzanym i odrzucanym. Nie jesteśmy lepsi – mówił – też mamy swoje słabości (całość spotkania jest dostępna poniżej; homilia na początku, potem dwie kolejne sesje, ale uprzedzam, że razem to trwa prawie 3 godz.).
Kościół musi być otwarty - mówił brat Moris. To znaczy: każdy z nas musi być otwarty na brata. Nikt nie jest kimś lepszym, wyższym, ważniejszym, mądrzejszym… Zapewne też bardziej nawróconym.
To wątek, który w trakcie dyskusji powracał. Pytanie o to, czym jest otwarcie i czy w otwarciu można się zamknąć. Można. Jak zauważył prof. Tadeusz Sławek zamknięcie to postawa: moje spojrzenie jest doskonałe. Także moje spojrzenie na Ewangelię.
Bardzo mocne słowa red. Marka Zająca. W historii Kościoła było tak – mówił – że w dziewięciu przypadkach na dziesięć to święci Kościół otwierali, a urzędasy zamykały. Wypowiedź budzi mój protest, choć po części to prawda: święci otwierali Kościół. Na Ewangelię. Na drugiego człowieka. Ale zawsze w posłuszeństwie, choćby nawet bolesnym, wobec "urzędasów" (obrzydliwe słowo). Ci, co próbowali go otworzyć z pominięciem posłuszeństwa kończyli jako schizmatycy.
Kościół jest wspólnotą, która potrzebuje wszystkich. Każdego. Potrzebuje otwierających, może nawet czasem zbyt szeroko i potrzebuje zamykających, może z ostrożności zbyt ściśle. Dzięki sobie nawzajem jedni się nie uduszą, a drudzy nie wypadną na zewnątrz.
Kościół potrzebuje tych, którzy wyrywają się do przodu, krzycząc o koniecznych zmianach i nie mniej potrzebuje tradycjonalistów, którzy pilnują hamulców. Kościół potrzebuje też (może szczególnie?) ludzi, którzy będą w jego centrum, którzy będą się modlić i dzielić chleb z ubogimi, przypominając o tym, że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu i nieciekawe dla mediów.
W końcu potrzebni są ludzie, którzy będą mieli charyzmat nie tyle znajdowania środka między skrajnościami, co pokazywania drogi w górę. Bo droga Kościoła nie jest prostym kompromisem. Jest jak grań w górach. Po jednej i po drugiej stronie jest niżej. Mniej doskonale. Ale to dzięki temu jest tak wyraźnie widoczna.
Polecam Bożej opiece i prowadzeniu spotykających się w Łagiewnikach. Są bardzo potrzebni. I równie szczerze proszę za wszystkich, którzy dbają przede wszystkim o wierność i zajmują się apologetyką. Za tych, którzy dbają o ubogich, za tych którzy troszczą się o życie nienarodzonych dzieci, za tych, którzy wspierają nas swoją modlitwą czy dbają o liturgię. Za oglądających różne telewizje i popierających różne partie, by to Ewangelia była dla nich podstawowym drogowskazem, nie solidarność grupowa czy partyjna.
Jesteśmy Kościołem: ludźmi zgromadzonymi wokół Chrystusa i Jego Ewangelii. Każdy z nas realizuje jej część, tam gdzie jest. Tu nie ma miejsca na rywalizację i gradację ważności. Przypomnę brata Morisa: nikt nie jest kimś lepszym, wyższym, ważniejszym, mądrzejszym.
PS. Żadne z powyższych słów nie odnosi się tylko do jednej strony. To wezwanie do nas wszystkich. Ze mną włącznie, bo najtrudniej pogodzić się nie z odmiennym spojrzeniem postaci mało znanej, ale brata czy siostry żyjących tuż obok mnie. Dopiero oni NAPRAWDĘ irytują i skłaniają do pokory.
tygodnikpowszechny
Niech żyje Kościół Powszechny! (CAŁOŚĆ)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czy rozwój sztucznej inteligencji może pomóc nam stać się bardziej ludzkimi?
Abp Światosław Szewczuk zauważył, że według ekspertów wojna przeszła na nowy poziom eskalacji.
To nie jedyny dekret w sprawach przyszłych błogosławionych i świętych.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.