Kościół to silna marka, ale ma problem z zarządzaniem kryzysowym – uważa ekspert marketingu politycznego i budowy wizerunku Eryk Mistewicz.
W rozmowie z Markiem Magierowskim, opublikowanej w miesięczniku „W drodze”. Mistewicz zwraca uwagę, że firma „Kościół” nie jest narażona na fuzje, przejęcia i bankructwo. - Gdyby Kościół był firmą, a Watykan był notowany na giełdzie, jego akcje cieszyłyby się ogromnym wzięciem, właśnie jako instytucji trwałej i stabilnej, nie ulegającej jednodniowym czy tygodniowym wahaniom. To są akcje bardziej wartościowe niż akcje Apple'a czy General Electric - uważa specjalista.
Dodaje, że każda firma przechodzi różne zawirowania i każda musi być gotowa na ostre starcie z konkurencją i jej narzędziami, w tym także z mediami. Jak Kościół sobie z tym radzi?
- Największym problemem jest brak instrumentów do zarządzania sytuacjami kryzysowymi, kiedy już się pojawią, a także przewidywania takich sytuacji. W każdej wielkiej korporacji mamy przecież działy HR, zajmujące się wyłapywaniem różnych dziwnych zachowań wewnątrz firmy, które mogą się okazać groźne i kompromitujące. System wczesnego ostrzegania. Są dziesiątki podobnych elementów, które pokazują różnice między koncernami a Kościołem właśnie na poziomie radzenia sobie z niewygodnymi sytuacjami. Jeżeli w firmie kryzys wybucha na przykład w sobotę, grupa ludzi dwoi się i troi, aby tylko zdusić go w zarodku - mają czas do poniedziałku, do otwarcia giełdy – mówi ekspert.
Pytany o działania Kościoła w związku ze skandalami pedofilskimi, ocenia, że kościelna reakcja była zbyt późna. Jego zdaniem, problemem jest też „absolutny brak świadomości hierarchów, iż uczestniczą w wojnie”.
- Z jednej strony zachowują się tak, jakby tkwili w oblężonej twierdzy, ale z drugiej strony są pewni, że nic im nie grozi, i że ta twierdza nigdy nie padnie. Nie wykazują zainteresowania przeciwnikiem, wolą własne, miłe ciepełko. Oglądają "swoją" telewizję, słuchają "swojego" radia, czytają "swoje" gazety. Kiedy przez przypadek nacisną na pilocie nie ten guzik co trzeba i trafią na inną telewizję, pokazującą odmienny świat, są zdumieni lub z wielkim absmakiem odwracają głowy. Nie potrafią i nie chcą dotrzeć do szerszego odbiorcy. Zadowalają ich 30-tysięczne nakłady i 300-tysięczna oglądalność. Ale jednocześnie nie są w stanie reagować w odpowiednim czasie na zagrożenia, bo ich nie dostrzegają. A każde z tych zagrożeń jest pewnego rodzaju testem. Brak natychmiastowej reakcji Kościoła tylko ośmiela jego wrogów – podkreśla Mistewicz.
Dodaje, że ostatnie 10 lat zostało przez Kościół zmarnowane, bo katoliccy hierarchowie nie dostrzegali nadciągającej burzy. - Teraz dziennikarze prowadzący programy publicystyczne mogą publicznie szydzić z Kościoła a zapraszani przez nich i ich stacje do studia księża w koloratkach i politycy przedstawiani jako politycy prawicy nabierają wody w usta i udają, że wszystko jest w porządku. Albo wręcz relatywizują poruszane kwestie. Gdyby to był atak na korporację, na firmę, wówczas zarząd uznałby: toczy się wojna – podkreśla specjalista.
Jak więc Kościół powinien reagować na takie ekscesy, jak np. zorganizowanie koncertu Madonny 15 sierpnia, w dzień Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny? Oto scenariusz Mistewicza:
- Po pierwsze, utrzymać na wodzy wszystkich tych, którzy są zapraszani do mediów elektronicznych i potem kompromitują swoimi wypowiedziami konkretne zamierzenie lub całą instytucję Kościoła. Telewizje i radia doskonale wiedzą, którzy publicyści i którzy politycy podniosą temperaturę dyskusji, a jednocześnie oglądalność. Ale Kościół takich ludzi musi spróbować powstrzymywać przed głoszeniem nawet nie tyle ostrych, co absurdalnych, aberracyjnych tez - wszelkimi środkami, być może do ekskomuniki włącznie. Wyobraźmy sobie np. kogoś, kto zaproponuje, aby Madonnie zakazać na dziesięć lat wjazdu na terytorium Polski. Wówczas koniec, nikt takim protestem na poważnie nie będzie się zajmował, katolicy będą wyszydzani, wyśmiewani. Tacy publicyści i politycy muszą zdawać sobie sprawę, że szkodzą sprawie. Co można w takiej sytuacji zrobić? Zamiast protestować przeciwko Madonnie jako skandalizującej artystce, ostrze krytyki powinno być skierowane przeciw firmom sponsorującym koncert. Wycofanie się głównego sponsora prawdopodobnie sprawiłoby, iż całe przedsięwzięcie by się posypało – radzi ekspert.
Według niego, błędem jest też milczenie z przeświadczeniem, że wojna i tak jest przegrana.
- Katolicy są przecież wszędzie i stanowią ogromną siłę. Młodzi, inteligentni, nowocześni. W kancelariach prawniczych, w firmach sondażowych czy w wielkich, międzynarodowych koncernach. Dlaczego mamy być katolikami tylko podczas niedzielnej mszy, a nie od poniedziałku do piątku, od 8:00 do 16:00, gdy pracujemy w biurze? – pyta retorycznie Eryk Mistewicz.
W diecezjach i parafiach na całym świecie jest ogromne zainteresowanie Jubileuszem - uważa
Mieszkańców Ukrainy czeka trudna zima - stwierdził Franciszek.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.