– Zaufała mi. Droga, kochana pani Janina! Byłem dla niej zupełnie obcy, a oddała mi klucze do swojego mieszkania i na weekend zamieszkała u rodziny – opowiada Damian Lorynowicz, który spotkał Samarytankę XXI wieku.
Pochodzę z okolic Jarosławia, z ubogiej rodziny. Mam troje rodzeństwa, utrzymujemy się tylko z niewielkich zarobków ojca. Mama musiała zrezygnować z pracy, żeby się mną opiekować – gdy miałem 8 lat, zachorowałem na cukrzycę. Potem już nie znalazła pracy. Nauka zawsze dobrze mi szła, ale na studia dzienne nie mogłem sobie pozwolić. Licencjat zrobiłem w Przemyślu, a gdy dostałem się na zaoczne studia uzupełniające w Krakowie, przyjechałem załatwić tu formalności. Zagubiony, szukałem drogi na Uniwersytet Jagielloński, taniego noclegu i kogoś, kto mógłby mi pomóc. Spotkałem panią Janinę... – mówi chłopak.
Jesienią 2011 r. obronił pracę magisterską. Prosto w oczy Miłosiernego – W każdy wtorek rano chodzę do oo. reformatów na Mszę św., po której można ucałować relikwie św. Antoniego. Wyszłam z kościoła zatopiona w modlitwie i, idąc Plantami, zauważyłam młodego mężczyznę. Szukał głównego gmachu UJ i ulicy Łobzowskiej. Zaczęłam tłumaczyć, żeby szedł prosto Plantami, aż zobaczy duży budynek z czerwonej cegły, a on zapytał, czym są Planty. Zaniemówiłam. Wtedy wyjaśnił, skąd i dlaczego tu jest – wspomina Janina Grzesiowska-Skowrońska, zdobywczyni statuetki Miłosiernego Samarytanina Roku 2010 w kategorii „osoba nienależąca do żadnej organizacji charytatywnej, dla której motywem do czynienia miłosierdzia wobec potrzebujących jest przykazanie miłości”.
– Powiedziałam, żeby zadzwonił do mojej koleżanki, która wynajmuje mieszkanie studentom, i zarezerwował sobie nocleg. Wymieniliśmy numery telefonów i każdy poszedł w swoją stronę. Na początku października zadzwonił do mnie Damian. Szukał mieszkania... – opowiada. Postanowiła mu pomóc, lecz nie było to łatwe. – W końcu zgodziła się moja przyjaciółka, ale rozchorowała się kilka dni przed przyjazdem Damiana. Zdenerwowana stałam z telefonem w ręce w moim mieszkaniu. Nagle spojrzałam na ścianę, prosto w oczy Jezusa Miłosiernego. Rozjaśniło mi się w głowie – uśmiecha się Samarytanka. – Pani Janina ugościła mnie wtedy u siebie i od tej pory zawsze, gdy przyjeżdżałem do Krakowa, drzwi do jej domu były dla mnie otwarte. Oddała mi swoje małe, jednopokojowe mieszkanie, a sama poszła spać do rodziny. Znała moją trudną sytuację i nie brała ode mnie ani złotówki. Kiedy wieczorem po wykładach wracałem zmęczony do jej domu, czekała z ciepłym posiłkiem. Głęboko wierzę, że Bóg odpłaci jej za to wielkie serce – wyznaje Damian.
– Wiele osób dziwi się, że tak bardzo zaufałam nieznajomemu, a przecież mama zawsze powtarzała mi: „Janeczko, ile razy nie będziesz wiedziała, co masz zrobić, pomyśl, jak postąpiłby Pan Jezus”. Damiana spotkałam po Mszy św., z Panem Jezusem w sercu, błogosławieństwem św. Antoniego. Gdyby coś miało być nie tak, Anioł Stróż ostrzegłby mnie przecież. Damian wyglądał na dobrego chłopaka, a gdy pewnego wieczora powiedziałam, że o tej godzinie zawsze odmawiam Różaniec, uklęknął razem ze mną do modlitwy – cieszy się pani Janina.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).