Sługi idą

Na świąteczną Mszę św. ciągnęły tłumy ludzi. Piechotą szli do parafialnego kościoła, zazwyczaj kilka kilometrów. Jednak gdy zaśpiewali wspólnie kolędy, aż ciarki przechodziły po plecach.

Reklama

Boże Narodzenie na Warmii łączyło się z wieloma zwyczajami i rytuałami, które już prawie całkowicie zanikły. W nielicznych rodzinach kultywuje się te tradycje. – Co do ludzi kiedajszych, a tych teraz – nie można porównać. Kiedyś była szczerość, sumienie i sprawiedliwość. Ludzie pomagali sobie. Gdy ktoś budował stodołę, nie było, żeby jeden drugamu nie poszedł pomóc – mówi Jerzy Boenigk, rodowity Warmiak. Tak też przeżywano tradycje świąteczne – we wspólnocie.

Dropsy pod choinkę

W pamięci Warmiaków są mroźne i śnieżne zimy. – Na Boże Narodzenie śniegu było po uszy i mróz 20 stopni. To było normalne. Pamiętam, że krowy w oborze były białe od szronu. Pociły się i obmarzały. W moim dzieciństwie nie było samochodów, wszyscy jeździli saniami – wspomina Boenigk. Znane były także wróżby pogodowe. Pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia rozpoczynały się tak zwane dwunastki, trwające do Trzech Króli. Jak mówili starzy Warmiacy, w tych dniach działo się zawsze coś niezwykłego. Pogoda w kolejnych dniach wyznaczała aurę poszczególnych miesięcy nadchodzącego roku.

Choinka na święta ozdobiona była wycinankami i ozdobami zrobionymi własnoręcznie. Umieszczano na niej także świeczki. Prezenty pod drzewkiem były skromne i praktyczne. – Dostawaliśmy dropsy, mikołaje. Zabawki były zrobione drewna. Rodzice kupowali dzieciom koszule, buty i inne części odzienia – mówi pan Jerzy. Popularny był także zwyczaj odwiedzania poszczególnych domostw przez grupę przebierańców. Nazywano ich „sługi”. W skład kolędników wchodzili mikołaje, kominiarz i koń. Gospodarze ustawiali w progu „szymla” (zbity z desek taboret), który musiał przeskoczyć koń. Kominiarz niepostrzeżenie wsadzał rękę do pieca i wydobytą sadzą smarował dziewczęta.

Świąteczny groch

W pierwszym dniu Bożego Narodzenia Warmiacy szli wczesnym rankiem na pierwszą Mszę św. do kościoła, którą kapłan odprawiał zwykle o piątej, jak napisał w książce pt. „Doroczne zwyczaje i obrzędy na Warmii” Jan Chłosta. – Jak wyszliśmy do ulicy, było już głośno w całej miejscowości. Wszyscy szli piechotą do kościoła oddalonego 5 km. Po kolei dołączały grupy z innych wiosek. Droga była przysypana śniegiem. Kolędy w kościele śpiewano po niemiecku. Po wojnie nabożeństwa były odprawiane na przemian: w jedną niedzielę po polsku, w następną po niemiecku. W końcu tylko po polsku – mówi Jerzy Boenigk. Po kościele wszyscy pozostawali w domach. Na obiad podawano potrawę z grochu, którego spożywanie miało zapewnić powodzenie i dobry urodzaj w następnym roku. Zazwyczaj był to biały groch, gotowany z wędzonym boczkiem. Niekiedy dodawano też kiełbasę. W niektórych domach wkładano na patyk kawałek słoniny ze świątecznej grochówki i umieszczano na stropie. Tam wisiał przez jakiś czas. Wierzono, że pocieranie nim usuwa liszaje, wrzody i opuchliznę.

Bez kręcenia

Z okresem bożonarodzeniowym związane były także inne zwyczaje. Mężczyźni na przykład w tym czasie nie młócili zboża i nie pletli koszy. Kobiety natomiast nie siadały przy kołowrotku i nie prały bielizny. Jeśli jednak była nagła potrzeba prania, trzeba było to, co wyprane, wywiesić na zewnątrz, bo ktoś z rodziny mógł w przeciwnym razie umrzeć. Zakazów było więcej i każdy z nich łączył się z jakimś niebezpieczeństwem. Nie zabijano zwierząt, gdyż przynosiło to nieszczęście.  ie szyto, bo sprowadzało to reumatyzm lub choroby oczu. Nie wywożono obornika, aby nie wyrzucić szczęścia z zagrody. W tym okresie nie obdarowywano nikogo z zewnątrz prezentami, gdyż w ten sposób szczęście mogło być wyniesione z domu. Nie pieczono chleba, bo mogli się zjawić goście, którzy by go zjedli. Wreszcie nie można było niczym kręcić, aby nie sprowadzić plagi myszy.

Drugiego dnia Bożego Narodzenia Warmiacy odwiedzali swoich bliskich. Wieczór 26 grudnia nazywano szczodrym, gdyż służba składała gospodarzom życzenia, otrzymując w zamian poczęstunek, a nawet prezenty. Po przyjęciu smarowano miodem pułap i rzucano ziarno, by było szczęśliwą wróżbą pomyślnych zbiorów na przyszły rok. Zwyczaje te w różnej formie, w różnych częściach Warmii były przekazywane z pokolenia na pokolenie, stając się niepisanym elementarzem tradycji lokalnej. Powojenna zawierucha zniszczyła je. Dziś na Warmii spotykają się tradycje z całej Polski. Może za kilkadziesiąt lat ukształtuje się znowu jedna, nowa, warmińska kultura zwyczaju.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama