To świetny cement, który wzmacnia, a nieraz i zlepia to, co się już rozsypuje w relacjach z drugim człowiekiem i Bogiem, mówią małżeństwa o Domowym Kościele, rodzinnej gałęzi Ruchu Światło–Życie.
Ks. Krzysztof Ruciński, diecezjalny duszpasterz młodzieży, o nadziejach i wyzwaniach w rok po ŚDM.
Tegoroczne wielkanocne uwielbienie członków Ruchu Światło-Życie nabrało w tym roku wymiaru misyjnego.
Pytam, co od dawnych czasów aż po nasze, wygodnickie czasy wypędza ludzi z domów i każe im pielgrzymować? Nie ma jednej odpowiedzi.
Mogło się wydawać, że wszystko legło w gruzach. Ks. Franciszek w więzieniu, Krucjata zlikwidowana, sprzęt zarekwirowany. Wtedy na horyzoncie pojawił się Lublin. Tu zaczęły się rodzić kolejne pomysły i Ruch Światło–Życie rozkwitł.
– To było superdoświadczenie. Poznałam wielu nowych, wspaniałych ludzi – pełnych energii i zapału. Dlatego zdecydowałam się tam wrócić – wspomina Weronika. I wróciła, chociaż w zupełnie nowej roli.
Co jest do wszystkiego, to jest do niczego – głosi mądrość ludowa. Dlatego swoje rekolekcje mają mężczyźni, kobiety, księża, kościelni, organiści, małżonkowie, dziennikarze. Mają je i studenci.
Jak stać się człowiekiem modlitwy? Oazowicze mają na to sprawdzone sposoby.
– Tu można dobrze zjeść – mówią Basia i Janusz Puzikowie, wskazując na Pismo Święte. Jedzą sami i zachęcają do tego innych metodą „Podziel się Kromką Słowa”.
Są sytuacje w których dobre rady są - niestety - jedynie pobożnymi życzeniami.
Podczas kazań, głoszonych przez niego w całej Italii, zbierały się tłumy wiernych.