Są sytuacje w których dobre rady są - niestety - jedynie pobożnymi życzeniami.
Była już noc. Żona wyjrzała przez okno. „Ktoś pijany leży na chodniku i nie potrafi wstać” – rzuciła. Faktycznie. Sytuacja była nieco komiczna. Pijany usiłował wstać, ale nie bardzo mu to wychodziło. Co trochę się podniósł, znów opadał na ziemię. „Najpiyrw na sztyry!, najpiyrw na sztyry!” – głośno radził ktoś z wyższego piętra. Słusznie. Z kolan łatwiej wstać niż podnosić się prosto z ziemi. Sęk w tym, że zamroczony alkoholem nie bardzo umiał wprowadzić tę niewątpliwie dobrą radę w życie. I zrezygnowany zaczął układać się na chodniku do snu moszcząc sobie teczkę pod głową
Skończyło się jak skończyło. Ubrałem się, wyszedłem, pomogłem mu wstać. A że szans na to, że znów gdzieś się nie potknie nie było, odprowadziłem go do domu. Było jeszcze zbyt zimno, żeby spał na chodniku. Tylko skrzętnie uciekłem spod drzwi pamiętając, co mogę usłyszeć przyprowadziwszy pijanego męża do domu. Historia ta unaoczniła mi jednak coś, co w teorii znałem od dawna: są sytuacje w których dobre rady są jedynie pobożnymi życzeniami.
Przeczytałem ostatni dokument Episkopatu dotyczący muzyki kościelnej. Dość wyważony, niewątpliwie zasługujący na szersze omówienie. Tu chciałbym zwrócić jednak uwagę na jednej pojawiający się w nim wątek: śpiewu gregoriańskiego. Westchnąłem przeczytawszy w ósmym punkcie:
W większym stopniu (podczas liturgii – AM) należy uwzględnić chorał gregoriański jako własny śpiew liturgii rzymskiej.
No tak, to nawiązanie do Konstytucji o Liturgii Soboru Watykańskiego II. I stwierdzenie bardzo ogólne. „W większym stopniu” zależeć będzie od tego, co jest „stopniem podstawowym”. Dalsza lektura dokumentu nie pozostawia zresztą wątpliwości:
Trzeba systematycznie nauczać tradycyjnych i nowych śpiewów liturgicznych, w tym także prostych form chorału gregoriańskiego (Instrukcja 58)
Skoro mowa o „prostych formach” twórcy dokumentu są więc raczej świadomi, że wierni parafii X czy Y raczej nie będą śpiewać jak mnisi z Solesmes. A cała katedra śpiewająca „Kyrie” czy „Agnus Dei” z Missa de Angelis – jak to bywało na oazowych Dniach Wspólnoty w Katowicach – to będzie raczej wyjątek od zasady, że śpiew gregoriański nie jest dla wszystkich. I nie chodzi oczywiście o jego słuchanie – nic nie stoi na przeszkodzie by wykonywały go schole czy chóry – ale ogół wiernych tak śpiewać raczej nie będzie.
Powód jest prosty: jako społeczeństwo coraz mniej śpiewamy. Wychodzi więc nam ten śpiew też coraz gorzej. A melodie gregoriańskie – co tu dużo mówić – łatwe nie są. Chyba więc lepiej skoncentrować się na nauce i szlifowaniu takich śpiewów, które łatwiej wpadają w ucho. I które równie mocno mogą porwać serca.
Szkoda tego śpiewu gregoriańskiego, bo niewątpliwie jest cudowny. Jednak nadzieję, że na radykalnie większą skalę niż dziś będzie się go wykonywało w naszych parafiach uznałbym za pobożne życzenie. Szkoda wkładać w to zbyt wiele wysiłku. Zresztą przecież nie chodzi nam w Kościele w pierwszym rzędzie o kultywowanie tradycji, ale o przekaz i praktykowanie żywej wiary, prawda?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.