Jak pokazuje życie, uczniowie Jezusa nie pasują do ludzkiej układanki. Nie da się tak po prostu ich zaszufladkować, sklasyfikować. Jedynie co, to mają wspólny cel – noszą w sobie głęboko zakorzenione pragnienie nieba, czyli pragną spotkać się twarzą w twarz z Królem Wszechświata.
W parafii, gdzie przez lata byłem proboszczem, w protokole wizytacyjnym sprzed kilkuset lat była uwaga: „Uderza się w dzwon o trzeciej na modlitwę przeciwko Turkom”.
Zamiłowanie do Eucharystii zaszczepiają w nas, ci którzy nią naprawdę żyją.
Dyskusje na wiadome tematy stają się coraz bardziej męczące. Zwłaszcza gdy są dwubiegunowe. Jesteś po jednej albo drugiej stronie. Trzeciej drogi nie ma?
Przyjąć przybysza... Tego, który przyjechał na czołgu chyba jednak nie, prawda?
Czy czasem nie zapominamy, że jak najdosłowniej trzeba oprzeć na tej wierze własne życie?
Możliwe tylko w poezji?
Jako ludzie żyjący w czasach ostatecznych, jesteśmy zaproszeni do odczytywania znaków czasu i aktywnego włączania się w życie, „aby nigdy nie stracić z oczu darowanej okazji do czynienia dobra”.
Świat potrzebuje dziś proroków, ale nie tych, których sam sobie ulepi, albo którzy sami siebie promują.
Dziwnie brzmi, gdy przejedzony apeluje, byśmy mnie jedli.