Ta historia nie będzie zaskakująca, nie będzie w niej niczego, o czym już każdy z nas by nie słyszał. Ta historia będzie o życiu i codzienności. Będzie o tym, jak w tej codzienności działa Bóg. Zupełnie niepozornie, aż w pewnym momencie dostrzegamy lawinę cudów, która dotyka nas każdego dnia.
Mateusz urodził się w zwykłej rodzinie. Mama wierząca, tata trochę mniej. Mama często wychodziła do kościoła, co nie za bardzo podobało się ojcu. Często się o to kłócili. Te sprzeczki nie przeszkadzały im w wakacje całą rodziną wyjeżdżać na rekolekcje i w ten sposób spędzać urlop. Pewnego letniego dnia wszystko się zmieniło.
Upadek
– Mój brat w wieku 16 lat po wspaniałych rekolekcjach nawrócił się. Bardzo zbliżył się do Boga i zmienił swoje życie. Kilka miesięcy później, wracając z zawodów sportowych, zginął w wypadku samochodowym. Mój ojciec nie mógł się z tym pogodzić. Myślę, że do tej pory ma z tym problem. Śmierć mojego brata nie zachwiała wiary mojej mamy, która dalej zabierała mnie i moje rodzeństwo na nabożeństwa i różne spotkania religijne – opowiada Mateusz.
Przełom w jego życiu nastąpił również w wieku 16 lat. – Moja mama już wtedy straciła nade mną kontrolę. Przestałem być ministrantem, odrzuciłem Pana Boga. Zawsze miałem też skłonności do depresji i potrzebowałem miejsca, w którym mógłbym się dowartościować – wspomina. Znalazł nowych kolegów. Przez nich poznał alkohol, używki, pornografię. Ale wśród nowych „przyjaciół” czuł się kimś. Był akceptowany i niekiedy również podziwiany. Po maturze zaczął studia. Ale pojawił się problem z alkoholem. Do tego stopnia, że przerwał naukę. W wieku 21 lat dowiedział się, że ma wrzody żołądka. Nie zmienił trybu życia. Dalej imprezował. Aż nagle trafił na stół operacyjny. – Pewnego dnia te wrzody pękły. Kolega odwiózł mnie do szpitala, z ledwością mnie odratowali. Na chwilę się opanowałem. Przestałem pić. Doszedłem do siebie, ale po kilku miesiącach wróciłem do dawnego życia – opowiada Mateusz.
Po tym wypadku poznał swoją dziewczynę. Rodzice w końcu dali mu spokój, bo stwierdzili, że teraz będzie miał go kto pilnować. – Teraz już wiem, że męczyłem ją przez siedem lat. Ona cały czas trwała przy mnie mimo moich wyskoków. A ja ją po prostu wykorzystywałem. Nawet się jej oświadczyłem, bo inni koledzy też się oświadczali. Chciałem ją jakoś przy sobie zatrzymać i łapałem się czego mogłem – tłumaczy. Przez te wszystkie lata Mateusz sam próbował się ratować. Jeździł do psychologów, chodził na terapie. Trafił do ośrodka odwykowego w Czarnym Borze.
Przemiana
Początkiem jego przemiany okazał się 27 kwietnia 2014 roku. Rano, leżąc w łóżku po jednej z imprez, włączył telewizor. Telewizja akurat transmitowała uroczystość kanonizacji Jana Pawła II. – Trwała chyba ze cztery godziny. Obejrzałem ją całą. Przypomniałem sobie wtedy szczęśliwe czasy dzieciństwa – wspomina. Puścił to jednak w niepamięć i dalej żył jak dotychczas. W pracy poznał kolejną dziewczynę. Była zaręczona, jemu to jednak nie przeszkadzało. Zaczął ją podrywać. W tajemnicy razem wyjechali na wspólne wakacje nad morze. Była piękna pogoda, więc w niedzielny poranek szli jak zwykle na plażę. – W ręce niosłem oczywiście siatkę piw. Dziewczynę trzymałem za rękę i czułem się jak pan życia i śmierci. Po drodze mijaliśmy kościół. Zobaczyłem tam pewną rodzinę. Mąż, żona, dwoje dzieci. Ślicznie ubrani, uśmiechnięci. Popatrzyłem wtedy na siebie i zobaczyłam pierwszy raz w życiu własną nędzę. Wtedy w głębi serca zatęskniłem za życiem wolnym od tego wszystkiego – mówi Mateusz.
Od poniedziałku zaczęła się wielka zmiana. Mateusz nad morzem został sam. Na dyskotece zgubił portfel i dokumenty. Wyrzucili go z pensjonatu, w którym mieszkał. Był sam w obcym mieście, bez szans na jakąkolwiek pomoc. Przez trzy dni kradł alkohol ze sklepów i pił razem z innymi bezdomnymi. – Byłem obsikany, pobity, w podartych spodniach. Czwarty dzień w tej samej koszulce. Myślałem, że już nie żyję – zwierza się. Bezdomni znaleźli jego telefon. Wtedy dodzwoniła się do niego dziewczyna, z którą przyjechał nad morze. Przyjechała po niego i zabrała do Wałbrzycha, do domu.
Pewnego dnia, przechodząc obok kościoła, poczuł, że musi wejść do środka. Akurat trwała Msza św., a ksiądz mówił o Bożej miłości. Mateusz zaczął się modlić. – Panie Boże, totalnie się na sobie zawiodłem. To, na czym opierałem swoje życie, legło w gruzach. Jeżeli Ty będziesz w stanie to wyprowadzić, to ja oddaję Ci całe swoje życie. Tylko wyrwij mnie z tego – tak brzmiała pierwsza osobista modlitwa Mateusza.
Po kilku tygodniach uczęszczania na Msze św. poczuł, że nie doświadcza tego, co jest najważniejsze. Nie przyjmuje Ciała Chrystusa. – Poczułem się, jakbym był na finale Ligi Mistrzów i stał w korytarzu. Słyszę krzyki i emocje, ale nie widzę, co się dzieje na boisku. Poczułem, że chciałbym tego doświadczyć – tłumaczy. Postanowił iść do spowiedzi. W konfesjonale siedział ten sam ksiądz, który tamtego dnia odprawiał Mszę św. Mateusz wyspowiadał się i usłyszał pytanie: dlaczego właściwie przyszedłeś i czy zostajesz na Eucharystii? – Odpowiedziałem, że tak potoczyło mi się życie. Podczas Komunii ksiądz obdarował mnie kawałkiem Hostii, którą łamał podczas przeistoczenia. Poczułem się wtedy tak megawyjątkowo. Byłem już zupełnie kimś innym – opowiada Mateusz.
Tę przemianę dostrzegła też jego mama. – Do niedawna jego życie było koszmarem. Często całymi nocami szukaliśmy go po całym mieście. Załatwialiśmy odwyki i leczenie, ale nic nie pomagało. A ja ciągle trwałam na modlitwie, bo wiedziałam, że to jest nasza ostatnia deska ratunku. Pamiętam, jak Mateusz wrócił po spowiedzi. Miał odmienioną twarz. Teraz jest takim światełkiem w naszej rodzinie. Nie wstydzi się swojego nawrócenia, stara się wszystkich zachęcić do wspólnej modlitwy – mówi pani Danuta, mama Mateusza.
Seria cudów
Po tym zdarzeniu wszystko, co robił, zawierzał Panu Bogu. Postanowił zrobić prawo jazdy. Jak sam twierdzi, tylko dzięki różańcowi, który ściskał w ręku, udało mu się zdać za pierwszym razem. Bóg wyleczył go również z choroby alkoholowej. W pracy zaczęło mu się układać, dostał awans. Zaangażował się w życie lokalnego Kościoła. Trafił do wspólnoty Dom Boży, skończył kurs Alpha, a dziś jest liderem małej grupki. Udało mu się także naprawić relacje z byłą narzeczoną. Odnaleźli się przez Facebooka. – Dzięki moim wpisom dowiedziała się, że się zmieniłem – opowiada Mateusz.
Dziewczyna była już mężatką. Któregoś dnia poprosiła Mateusza o modlitwę, bo miała problemy z zajściem w ciążę. – Zacząłem się za modlić w tej intencji. Po jakimś czasie napisała, że bardzo mi dziękuje za wsparcie, że im się udało. Tak sobie myślę, że to musi być cud – przekonuje Mateusz. Przez wszystkie te trudne lata pani Danuta modliła się za syna. Kiedyś zapytała go o datę tej spowiedzi, która odmieniła jego życia. Pamiętał. – To był dzień, w którym zakończyłam modlitwę Nowenną Pompejańską w jego intencji – mówi pani Danuta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Przed odmówieniem modlitwy Anioł Pański Papież nawiązał także do „brutalnych ataków” na Ukrainie.
Msza św. celebrowana na Placu św. Piotra stanowiła zwieńczenie Jubileuszu duchowości maryjnej.
„Bez faktów nie może istnieć prawda. Bez prawdy nie może istnieć zaufanie.