Notatki frontowe

Komentarzy: 2

Krzysztof Błażyca Krzysztof Błażyca

publikacja 18.09.2011 13:58

Ktoś powiedział: "Jezus nie mówił, aby go bronić, lecz naśladować". Czy więc sądy są właściwym miejscem obrony "uczuć religijnych"?

No dobrze, ale ku czemu zmierza ów wywód przydługi? By pseudo-twórczej profanacji spokój święty dać? Jak najdalej od takich intencji! Myśli te rozwlekłe pobudził nie politycznie poprawny duch arcytolerancji, ale... jedna z brewiarzowych modlitw.

A modlitwa ta, jedna z wielu, to wszak głos wspólny Kościoła naszego powszechnego. A słowa tej modlitwy takie: „Boże, (…) daj, aby Twój Kościół uczestniczył razem z Maryją w męce Chrystusa”. Amen.

No i jesteś człeku pobożny o sercu rycerskim w sytuacji patowej. Mówiąc wprost: „mówisz – masz!” spełnienie prośby w modlitwie owej zawarte. Czy nie dokonuje się ono pośrednio poprzez „rażenie w uczucia religijne”? Więc może trzeba dziękować? Za modlitwy wysłuchane. Za doświadczenia skrajne, które nadwyrężają  zmysł wiary, a bólu duszy wrażliwej przydają...

Apoteoza męczeństwa? Nie. Krok na drodze Krzyża?  Może. Może zamiast zwierać szyki w walce „o obrażone uczucia” lepiej przyjmować i spożywać gorzki owoc modlitwy Kościoła? Zamiast podążającego za naturą oburzenia - wstępować na naszą drogę krzyżową z Chrystusem? Wobec śmiechu błaznów, szykan, i parodii... - tak jak to Jego spotkało. "Panie, dzięki Ci, że jestem prześladowanym a nie prześladowcą" modli się inicjator drogi neokatechumenalnej, Kiko Arguello (patrz: Kochajcie nieprzyjaciół - niebawem przyjdę).

Mędrkuję? Nie to mym zamiarem, więc proszę wybaczyć, jeśli kogoś słowa me rażą. Ot, po prostu pełen konfuzji zrodzonej „urażaną religijnością”, a zarazem powagą treści modlitwy wspólnej Kościoła, zastanawiam się nad odpowiednią postawą wobec podobnych sytuacji. Wszak nie modlimy się o wrogów, z którymi moglibyśmy się potykać w imię Boże. Modlimy się „aby Twój Kościół uczestniczył razem z Maryją w męce Chrystusa”. Więc uczestniczy.

Tak jak Jezus, tak Kościół jest opluwany a chrześcijanie są wyszydzani. Nie brak absurdalnych pomówień (żeby przypomnieć rzeczy starsze: Katolicyzm źródłem przemocy wobec kobiet?  i najnowsze: Papież oskarżany o zbrodnie przeciw ludzkości ). Jest cierniem wszelakim koronowanie i jest krzyżowanie – nie tylko wrażliwości tych, dla których krzyż jest znakiem miłości i zbawienia. W dzisiejszym świecie dokonują się rzeczywiste prześladowania, przy których popisy naszych dyżurnych podwórkowych „prześladowców” naprawdę są mało warte uwagi. Wg. danych organizacji Open Doors niosącej pomoc prześladowanym chrześcijanom, ok. 100 mln ludzi cierpi poniżenie, tortury, aż po śmierć z powodu wiary w Chrystusa. To jest rzeczywisty dramat!

A wracając na nasze poletko, obradzające co jakiś czas prowokacjami niskich lotów? Spontanicznie wydajemy się podobni do Piotra krzyczącego: „Panie na Ciebie to nie przyjdzie”, machającego w zapale mieczem. Dobre miał chłop intencje. Konkretny, życiowy. Ale „to” przyszło na Pana. Bo przyjść miało. I na Jego Kościół „to” przychodzi.  Na Kościół, który się przecież… modli: „aby Twój Kościół uczestniczył razem z Maryją w męce Chrystusa”.  A ucięte ucho Malchusa wraca do oprawcy…

Czy sądy są właściwym miejscem obrony dobrego imienia Jezusa - bo chyba nie chodzi tylko o NASZE "uczucia"? Ktoś powiedział: "Jezus nie mówił, aby go bronić, lecz naśladować". Nie łudźmy się. Ten świat nie zaprzestanie Go krzyżować w Jego Ciele, którym jest Kościół - czyli my wszyscy uznający w Nim naszego Mistrza i Zbawcę.  To męka – więc boli. Kobiety pod krzyżem cierpiały. Religijne były. Pełne uczuć. Żaden sąd nie pomógł. Od sądu rozpoczęła się droga bólu, protestów, niezrozumienia, szoku…

Niełatwo zaakceptować ten stan rzeczy: „jeśli Mnie prześladowali to i was prześladować będą” (J 15,20). Niełatwo przemóc, iż  efektywnym orzeczeniem, bez względu na rozgrywki temidy, to powtórzyć za Mistrzem: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią”. I tak zbliżać się do Cierpiącego. Na wokandzie? Miewam wątpliwości. W sercu - to dobre miejsce. „Aby Twój Kościół uczestniczył razem z Maryją w męce Chrystusa”.

Bo czy warto pożywiać ego aroganckich prowokatorów? Aby... bronić Jezusa? ON już zwyciężył! I jest z nami "przez wszystkie dni aż do skończenia świata". A niszowi obrazoburcy? Niech krzyczą, niech toczą pianę, niech błaznują, aż w końcu się znudzą, wyblakną  i przygasną. A może wtedy, może kiedyś... zajaśnieje im Chrystus. Pobożne fantazje?

 

 

 

 

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..